środa, 4 września 2019

Pierwsze nurkowania

Dziś rozpoczynamy przygodę podwodną. Ale najpierw śniadanie... Już sam wybór rodzajów pieczywa wskazuje jak pozytywnych doświadczeń należy oczekiwać od hotelowej gastronomii...


Po śniadaniu zbieramy sprzęt i czekamy na kierowcę z bazy nurkowej. Niesamowite jak na ten rejon świata - kierowca pojawia się punktualnie co do minuty. No to jedziemy...
Na ten pobyt wybraliśmy Bazę Nurkową Colona Divers wprawdzie skandynawską, ale w tym czasie prowadzoną przez świetny zespół polskich nurków Wojtka Filipa i Dorotę Czerny. I każdy kolejny dzień pokazywał nam, że choć baza znajdowała się dość daleko od naszego hotelu to wybór był doskonały. Baza doskonale wyposażona, zatrudniająca świetnie wyszkolonych instruktorów i dive masterów, korzystająca z bardzo dobrych łodzi.
Rozpoczynamy od papierologii i przypominającego zasady krótkiego przeszkolenia.
Następnie zaprzyjaźniamy się z maskotką bazy Panem Rogerem - Nurkowym Osłem, który wspomaga nurków w transporcie sprzętu z bazy na łodzie i po powrocie w kierunku odwrotnym...





 A gdy wszystko gotowe idziemy na łódź i wypływamy nurkować...

 

W drodze na miejsce nurkowania (wykupiliśmy po dwa nurkowania dziennie) odprawa z naszym instruktorem, który omawia gdzie i jak będziemy nurkować, przypomina podwodne ABC i znaki. No a następnie każda para przygotowuje i sprawdza swój sprzęt. U nas sprzętem, uwzględniając jego wagę zajmuje się głównie Duży...





Mały siedzi wsłuchany w pokładowy instruktarz...






Najpierw w pełnym rynsztunku jest Mały, Kiedy wszystko sprawdzone dołącza Duży...





No i wreszcie pierwszy plusk do wody, sprawdzenie czy wszystko OK i w dół...




A pod wodą inny świat.... Cisza, kształty, kolory... Dla takich doświadczeń warto jechać nad Morze Czerwone...










Pełni wrażeń wracamy na pokład na przerwę. W tym czasie można się posilić, napić i nieco zregenerować siły, ale przede wszystkim omówić wrażenia i łyknąć trochę słońca...


 A wokół piękne i bardzo spokojne Morze Czerwone (ale jakieś niebiesko-zielone)...




No i powtarzamy cykl od nowa. Nowe miejsce, nowe wyzwania, nowe doświadczenia...


Zaczynamy rozpoznawać napotykane korale i rybki ale niestety umiejętności Dużego w fotografii podwodnej w połączeniu z kiepskim sprzętem nie dają zadowalających wyników. No ale od czegoś trzeba zacząć...



Za koralami dostrzegamy pierwszego "klarneta"...


Wiemy już jak wygląda "mózg"...



Odnajdujemy między koralami pierwszą murenę...



Wiemy, że należy omijać "fire coral" bo poparzenia okazują się mocno bolesne i trudno się goją...






Kolejna murena szybko oddala się od nas...


Spotykamy też pierwszego żółwia...


Nawet nie wiemy kiedy mija kolejna prawie godzina pod wodą i czas wracać... Najpierw na pokład, później do bazy, a następnie, po oporządzeniu sprzętu, do hotelu...


Ktoś chyba próbował przestawić sprzęt Małego... Reakcja natychmiastowa...





A w hotelu najpierw uzupełnienie płynów w barze, później krótki wypoczynek no i kolacja.
Dużego fascynowały wycinane w owocach dekorację stołów. To musiało kosztować wiele pracy...







A jutro kolejny dzień podwodnych przygód...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz