niedziela, 12 kwietnia 2020

Vigan - 100 wysp

Drugi dzień świąt to dla nas dzień kolejnej przeprowadzki. Dziś po hotelowym śniadanku mamy wyruszyć w drogę do Alaminos by tam kolejny dzień spędzić na 100 wyspach. Plan dość ambitny, ale możliwy do zrealizowania przy odrobinie organizacji i szczęścia... W końcu pokonanie w ciągu jednego dnia aż 270 km to nie jest aż tak trudne... Okazuje się, że nie na Filipinach... 


Tricyklem dojeżdżamy na dworzec autobusowy w Vigan i po krótkim oczekiwaniu wsiadamy do autobusu dalekobieżnego do Manili... I ruszamy w drogę...


 Tym autobusem powinniśmy w około 4 godziny dotrzeć do miejsca przesiadkowego - miejscowości Urdaneta za całe PHP 380 od osoby. Po drodze przejeżdżamy rzeki i jedziemy brzegiem morza...








I na tym kończą się nasze zdjęcia z drogi, a zaczynają nerwy... Autobus ciągnie się niemożebnie. Przejazd przez każdą wioskę trwa w nieskończoność. Każde miasteczko to kilkadziesiąt minut w korku... W konsekwencji do Urdaneta City dojeżdżamy gdy słoneczko chyli się już ku zachodowi. Tutaj kierowca autobusu wysadza nas pod centrum handlowym i przekazuje instruktarz - przejdźcie na drugą stronę ulicy i machajcie na autobus Victory Liner do Dagupan. Powinien przyjechać za jakieś 20 minut.  No to przechodzimy, czekamy, rozmawiamy z miejscowymi i gdy widzimy autobus w charakterystycznych wzorach Victory machamy. No i faktycznie autobus zabiera nas do swojego końcowego przystanku w Dagupan. Drobne 30 km za PHP53 od osoby zajmuje mu ponad godzinę tak więc, gdy dojeżdżamy na terminal jest ciemno, pusto i głucho. Wszystko zamknięte, jest tylko jeden ochroniarz, który po dość skomplikowanej rozmowie informuje nas, że już dziś autobusu do Alaminos nie będzie... No to zaczyna być mało ciekawie... Dużemu zaczynają puszczać nerwy. Po czasie okazało się, że Duży był niedouczony... Otóż z Dagupan do Bolinao przez Alaminos kursują autobusy co najmniej trzech różnych linii i że każda z nich ma swój własny terminal...  No ale cóż... Przy naszym terminalu pojawia się "usłużny" kierowca z tricyklem. On również twierdzi, że o tej porze (jest około 19:00) autobusów już nie ma, następny będzie rano... Ale on może nas te 55 km zawieźć... Trochę nerwów, trochę targowania się no ale że jesteśmy nieco w czarnej... umawiamy się, że dowiezie nas do naszego hotelu za PHP 1000. No cóż troczymy walizki na dachu tricykla, zwijamy się w chińskie paragrafy i jedziemy - najpierw na stację benzynową zatankować paliwo na drogę, a później w tempie osiągalnym dla silnika 125 cc na trasę do Alaminos.  I gdy jesteśmy w mniej więcej połowie drogi... mija nas autobus do Alaminos... No w tym momencie mamy już ... (pominę to brzydkie słowo). totalnego. Dodam tylko, że w sumie, nim dojechaliśmy do hotelu minęły nas w sumie trzy autobusy, które by nam pasowały, a w każdym jechało po kilka osób... No ale cóż... Gdy na koniec powiedzieliśmy gadowi, że nas po prostu oszukał ten tylko się roześmiał... No ale ... Czasem trafia się na takie bydlę... Na szczęście to był jedyny taki oszust podczas naszych trzech wyjazdów na Filipiny...
Na szczęście jest już nasz hotel i jest nasz pokój. I może nie jest to żaden luksus, ale można wyprostować ciało i odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem na wyspy...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz