Pałac Agakhan został wybudowany w pobliżu rzeki Mula na zlecenie Sułtana Muhammada Shakh Aghan III w IX, w 1969 roku Aga Chan IV przekazał go państwu. Obecnie jest pomnikiem narodowym. W pałacu w latach 1942 -1944 roku więziony był tu Ghandi wraz z żoną Kasturbą i swoim sekretarzem. Po śmierci Ghandhiego stał się miejscem pielgrzymek . Każdy obywatel Indii pragnie tu przybyć i oddać hołd wielkiemu przywódcy . My też
Przyznam, że z daleka obiekt wygląda ciekawie.
W środku już niestety nie jest tak ładnie. Jak na pomnik narodowy to obiekt jest raczej kiepsko utrzymany.
Oglądamy galerię zdjęć , obrazów i rzeźb przedstawiających ważne wydarzenia z życia Mahatmy
Portrety dawnych właścicieli pałacu
Przez szybę oglądamy salę, w której zmarła Kasturba (żona Mahatmy Gandhiego)
Jak na pałacową to łazienka wygląda bardzo skromnie
W ogrodzie znajduje się mauzoleum Ghandhiego i Kasturby
W tym miejscu złożono część prochów Mahatmy (część prochów złożono w mauzoleum w Delhi)
Pałac udostępniony jest do zwiedzania od 9.00 do 18.00, pomiędzy 12.30 a 13.30 jest przerwa obiadowa, wstęp 100 rupii.
Krótkie info o historii miejsca
Na dalsze zwiedzanie chwilowo nie mamy siły. Jedziemy do hotelu, prysznic i krótki odpoczynek dobrze nam zrobi.
Hotel Studio Estique mogę spokojnie polecać. Czysty, miła obsługa, smaczne śniadania.
Późnym popołudniem jedziemy do Shaniwarwada pochodzącej z XVIII w fortyfikacji wybudowanej przez Peshwę, władcę Imperium Marathów . Niestety fort nie przetrwał do naszych czasów. Większość budowli spłonęła w XIX w podczas „tajemniczego” pożaru, który trwał siedem dni. Fort podobno posiadał siedem kondygnacji ( najwyższą zamieszkiwał władca) , ogród z wieloma fontannami ( najwspanialsza to fontanna tysiąca strumieni, wybudowana w kształcie kwiatu lotosu), a w jego obrębie żyło ponad 1000 osób.
Wchodzimy przez bramę główną zwaną Delhi Gate.
Brama ma charakterystyczne szpikulce. Kiedyś zastanawialiśmy się po co te szpikulce. Odpowiedź jest prosta, w Indiach wojownicy jeździli na słoniach, których zadaniem było taranowanie bram. Słoń ma bardzo grubą skórę, więc na bramy przykręcano wielkie szpikulce, które miały uniemożliwiać słoniom walenie głowami w bramę
Nasz kolejny cel to Siramanth Daqaduseth Ganpati najsławniejsza świątynia ,naszego ulubionego boga Ganesh, w stanie Maharasthra. Corocznie do świątyni przybywa ponad milion pielgrzymów, szczególnie licznie odwiedzana jest podczas dziesięciodniowego festiwalu Ganesh Chaturthi. Tu fotka jedyna fotka świątyni z zewnątrz. Niestety świątynia mieści się przy głównym placu miasta, nie ma szans na zrobienie zdjęcia z odległości ze względu na panujący tam ruch
Swiątynia została ufundowana przez bogatego cukiernika Dagdusheth Halwai w 1893r.Podobno fundator podczas epidemii dżumy stracił ukochanego syna, wraz z żoną popadli w głęboką depresję. Ich psychoterapeuta poradził im, żeby dla ukojenia smutku i bólu po synu ufundowali świątynię, która na zawsze będzie przypominała o nim. Dodatkowo ustanowiono, że obchodzony tu będzie jeden z najhuczniejszych festiwali w całych Indiach (słyszałam, że jest okazalszy niż święto Diwali).
Zanim dostąpimy zaszczytu zobaczenia Lorda Ganesh i jego domostwa musimy, kawałek przed świątynią w wyznaczonym do tego miejscu pozostawić buty (warto zabrać ze sobą skarpetki, bo potem kawałek trzeba przejść po ulicy), następnie odstać swoje w kolejce do wejścia i już jesteśmy w środku .
Teraz możemy spokojnie poprosić asystenta o przekazanie Lordowi naszej prośby .
Oczywiście jesteśmy świadomi tego, że nigdy nie wypowiada się próśb o wstawiennictwo czy spełnienie do samego Ganesh. Ma on asystenta, srebrnego szczura, któremu szepczemy szczurkowi nasze prośby, a on przekazuje je Ganesh. Muszę, przyznać, że dla mnie brzmi to mega bajecznie i tajemniczo. Uwielbiam takie historie, mega pobudzają moją wyobraźnię . Czuję się jak w bajce Podchodzę więc do srebrnego szczurka i sszszsz...... mu do ucha , ciekawe czy pogada o tym z JLM Ganesh i czy ten spełni moje prośby........
Oczywiście szepczemy tylko do prawego ucha
Przebijamy się więc przez tłum, ale nie jest lekko, co chwilę ktoś nas zaczepia i chce robić focie ( niestety w Indiach to normalka, wszyscy chcą focie z białasem , a nam nie wypada odmawiać )
Stoję jak ta małpka do foć i tylko nogami przebieram. Widzę, oddających cześć i też chcę tam być
Uwolniłam się i czym prędzej poleciałam zobaczyć to cudo. Jezusie jaki piękny kicz. Uwielbiam to
Nacieszyliśmy oczy, przechodzimy dalej (bo chcemy zobaczyć całą świątynię) aż tu nagle pytają, czy chcę dostać błogosławieństwo? No ja bym odmówiła , szybciutko podeszłam do kapłana i
Przyznam, że zastanawiałam się czy damy radę coś jeszcze zobaczyć, ale w świątyni dostaliśmy takiego kopa pozytywnej adrenalinki, że nic nie mogło nas powstrzymać przed dalszą włóczęgą. Jednak prośby o siłę i moc działają. Dzięki ci szczurku za pomoc i Tobie Lordzie za spełnienie prośby.
Jeżeli będziecie mieli ochotę odwiedzić świątynię to czynna jest od 6.00 do 23.00. Wstęp dla zwiedzających bezpłatny. Pamiętajcie tylko o odpowiednim stroju i cierpliwości. My tam jesteśmy tylko zwiedzającymi, wierni mają pierwszeństwo !
Ganesh dodał nam energii, jedziemy zobaczyć jaskinie Pataleshwa .
Musimy przedostać się na drugą stronę rzeki. Kierowca troszkę błądzi, dzięki czemu z okien samochodu oglądamy mieszkalne dzielnice Puna. Jesteśmy zaskoczeni, że w porównaniu z Radżastanem tutaj jest pięknie, czysto i bogato (oczywiście są to pojęcia względne bo syfek, brud i bieda były widoczne, ale w po stokrotnie mniejszej skali) .
Ciekawostką jest, że jaskinie znajdują się w sercu Pune. Zostały wykute w skale w VIII wieku i poświęcone są Bogu podziemi Pataleshwar i Sziwie.
Wchodzimy na teren parku, rozglądamy się i widzimy znaki prowadzące do świątyni. Nagle z poziomu chodnika widzimy wgłębienie i okrągłą budowlę. O kurczę zapowiada się ciekawie
Schodzimy w dół i słyszymy dzwonki . Nie potrafię tego opisać, ale dźwięk niesamowicie odbijał się pomiędzy konstrukcjami. Wrażenie mega, fajnie, że akurat ktoś się modlił .
Schodzimy do świątyń. Pojawia się gościu, który chce kaskę za wstęp . Zaraz, czytaliśmy, że wchodzi się za free. Odmawiamy zapłaty, magik odchodzi obrażony, bełkocze coś pod nosem, a my idziemy zobaczyć Nandu.
Wchodzimy do kaplic i pomieszczeń dla mnichów, ja przez cały czas mam skojarzenia z mitologią grecką. Kurczę teraz już wiem jak wyglądał Hades
Od wyjścia z domu minęło tyle godzin, a my ciągle mamy powera . No to idziemy za ciosem i jedziemy do świątyni Parvati.
Dojechanie na miejsce nie jest problem, świątynię widać praktycznie z każdego miejsca w Pune. Wzniesiona została na wzgórzu o wysokości 2100 m. Niestety zaparkować samochód można tylko na dole (kierowca próbował pojechać wyżej, wbić się pomiędzy domy mieszkających wokół wzgórza, niestety nie dało się. Przejechać mógł, zaparkować nie). Wysiadamy więc na parkingu i dyrdamy pod górę. Po drodze spotykamy wiernych idących się pomodlić i sportowców wykorzystujących schody jako ścieżkę zdrowia. Twardo tyramy w górę, co chwilę nas pozdrawiają lokalsi, jest miło niestety już trochę ciężko, ale 103 schody pokonaliśmy i możemy zobaczyć świątynię.
Czas jechać na kolację. Sanjay (tak ma na imię nasz wspaniały kierowca) proponuje nam restaurację. My się godzimy. Po zjedzeniu mega pysznej kolacji dowiadujemy się, że jest to jedna z najstarszych restauracji w mieście i to z tradycjami afgańskimi.
Blue Nile polecam, niestety fotki z kolacji już po zjedzeniu większej ilości tandori chicken, talerze w międzyczasie też nam wymienili Tak nam smakowało, że po dokładce się opamiętaliśmy i fotki zrobiliśmy ( a może tak głodni byliśmy i zmęczeni)
Okazuje się, że w tym stanie normą jest podanie po posiłku sauf- czyli kolorowych ziaren anyżu, które mają za zadanie zniwelować nieprzyjemną woń niektórych dodatków do potraw, np: czosnku
Nasz trudny dzień się kończy, wracamy do hotelu szybka kąpiel i idziemy spać bo jutro rano jedziemy do Aurangabadu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz