środa, 22 grudnia 2021

Ostatni dzień w Bangkoku I

Po dość dobrze przespanej nocy w pociągu z Laosu do Bangkoku (poprzedni wpis) mamy dziś cały dzień na uzupełnianie wizyt w miejscach, których nie udało nam się odwiedzić wcześniej. Plany mamy ambitne, chociaż z pewnością zweryfikuje je życie i pogoda... Już o 8 rano zaczyna być mocno gorącą... Ale nie można przecież zmarnować dnia....

Zaliczywszy nieco ponad dwa kilometry spaceru dochodzimy do wejścia na Złotą Górę, właśnie otwiera się kasa biletowa... No to płacimy po 50 BHT za wstęp i ruszamy...


Wat Saket to nazwa skrócona, pełna nazwa to Wat Saket Ratcha Wora Maha Wihan, ale powszechnie stosuje się nazwę skróconą lub po prostu Golden Mount. I już z daleka widać, że łatwo nie będzie. Żeby wejść na szczyt trzeba pokonać nieco ponad 300 schodów... Dobrze więc być tam przed godzinami upału lub późniejszym popołudniem...


Wat Saket to jedna z najstarszych świątyń w Bangkoku i niewątpliwie jedna z ciekawszych. Znajduje się ona na sztucznym wzgórzu Phu Khao Thong. Jej początki sięgają czasów Królestwa Ayutthaya. Gdy Bangkok przejął funkcję stolicy, za panowania Króla Ramy I, starą świątynię odnowiono. Jej nazwa w tłumaczeniu może wydawać się dość dziwna bo brzmiałaby "świątynia mycia włosów" jednak znaczenie to powiązane jest z legendą. Według przekazu, powracając z wojny, przed wkroczeniem do centralnej dzielnicy miasta położonej na wyspie Rattanakosin, król zatrzymał się w Wat Saket, aby wziąć kąpiel, umyć włosy i przyodziać paradny strój... 


Powstaje pytanie, skąd na tak płaskim i podmokłym terenie pojawiło się wzgórze Phu Khao Thong? Wyjaśnienie jest dość prozaiczne. Otóż wnuk Ramy I, Rama III miał pomysł, aby wybudować na terenie Wat Saket gigantyczne chedi. Niestety możliwości inżynieryjne w pierwszej połowie XIX w. okazały się niewystarczające, aby  wystawić budowlę tak wielką, jak planowano. Budowla zawaliła się jeszcze przed jej ukończeniem i pozostało po niej ogromne zwałowisko kamieni, gliny i cegieł. W trakcie kolejnych kilku dziesięcioleci ta sterta gruzu obrosła krzakami i stworzyła wystający nad okolicę kopiec, przypominający naturalne wzniesienie.


Nie dało się wznieść wielkiego chedi, ale trzeba było wykorzystać jakoś powstały dominujący nad okolicą kopiec. Król Rama IV polecił wzniesienie na szczycie ruin niewielkiego chedi, które ukończono za panowania jego następcy Ramy V. Również za jego panowania przywieziono do Bangkoku relikwie Buddy ze Sri Lanki i umieszczono je w chedi na wzgórzu. Ostatnim krokiem mającym utrwalić istnienie świątyni na wzgórzu było obudowanie podstawy świątyni murem. Miało to zapobiegać erozji. Początkowo mur ten był po prostu zwykłą konstrukcją betonową, natomiast w 1999 r przy okazji 72 urodzin Króla Ramy IX, budowle na wzgórzu, w tym i mur, pokryto świeżą warstwą farby. I taką świątynię oglądamy dzisiaj...



Trasa na szczyt prowadzi przez dawny cmentarz. Wat Saket znajdowała się poza murami miasta, a ponieważ w XIX w. kremacja zwłok w obrębie murów była zakazana, miejsce to świetnie nadawało się do umiejscowienia tam krematorium. No a jak było krematorium, to potrzebny był też i cmentarz.
Aby wspiąć się na szczyt trzeba pokonać ponad 300 schodów. Żeby droga wydawała się mniej uciążliwa przy trasie znajdują się liczne miejsca, gdzie można odpocząć przy ustawionych tam posążkach, oczkach wodnych czy skomponowanych z niewielkich figurek scenkach rodzajowych. Tylko złote strzałki wskazują cały czas kierunek - UP - no więc idziemy w górę... 




Oczywiście Zające nie byłyby Zającami, gdyby wśród kamieni i roślinności nie wypatrzyły figurki zająca, który wyglądał na nieco przestraszonego...






Ponieważ zbocza wzgórza porośnięte są dość gęstą roślinnością jest tam także obecne bogate życie zwierząt. Nam udało się utrwalić jedynie tego osobnika, chociaż dochodzące z zarośli odgłosy wskazywały, że mieszkańców tej gęstwiny jest znacznie więcej...


Bogata roślinność zapewnia zacienienie większej części trasy, co łagodzi nieco ból wspinaczki w upale.



Mniej więcej w połowie drogi na szczyt dochodzimy na taras dzwonów. W każdy dzwon można puknąć by poznać jego dźwięk...





A przed nami jeszcze podejście na szczyt...


I już zaczynają się widoki na panoramę miasta. Poniżej część mieszkalna Wat Saket...



Jesteśmy na szczycie. We wnętrzu setki posążków Buddy w różnych mudrach i z różnych czasów...




Z górnego tarasu widoki wspaniałe...





Najcenniejszym obiektem we wnętrzu jest złoty relikwiarz kryjący przybyłe ze Sri Lanki relikwie Buddy. Przykrywa go królewski parasol, a na szczycie relikwiarza błyszczący kryształ - rozsiewa światło wiary na świat...





Jeszcze kilka zdjęć okolicy i zaczynamy schodzić. 





Wracamy na taras dzwonów. Droga w dół prowadzi już inną trasą...



Ku naszemu zdziwieniu, poza kolejnymi kaplicami mijamy taki nieco dziwny monument - pomnik sępów. Skąd sępy w świątyni? Jest i na to wyjaśnienie. Gdy w Bangkoku nastała epidemia cholery w XIX w. ciałami zmarłych, których krematorium nie było w stanie obsłużyć "zaopiekowały się" sępy. I to przykre zdarzenie przypomina ten pomnik...



Schodzimy coraz niżej i niżej mijamy kolejne budynki świątyni...


Jest i wielki gong wiec Mały musiał sprawdzić jaki dźwięk wydobywa się z niego po uderzeniu...



W kolejnej kaplicy znajduje się złoty posąg Buddy w pozycji pokonywania Mary...


Jest też i Drzewo Bo i Drzewka Życzeń bogato obsypane złotymi liśćmi próśb o wstawiennictwo Wielkiego Nauczyciela w rozwiązywaniu ważnych spraw życiowych...





Jesteśmy już na dole przed częścią mieszkalną świątyni. A po przeciwnej stronie ulicy kolejna świątynia, Wat Srakesa, której zwiedzania nie przewidzieliśmy, ale naszą uwagę zwróciły ciekawe figury przed wejściem do niej...




Przy ulicy stoi też już ołtarzyk z wizerunkiem kolejnego Króla - Ramy X...


Jeszcze ostatni rzut oka na Złotą Górę i ruszamy ku kolejnym zaplanowanym na dziś miejscom...


Po kilkuset metrach spaceru znaleźliśmy się przy dawnych fortyfikacjach Bangkoku a dokładnie przy Forcie Mahakan.
 Dzisiejszy Bangkok to zlepek istniejących wcześniej na tym terenie osad i wiosek. N,iektóre jego fragmenty, w różnych okresach historycznych otaczane były murami obronnymi. Pierwsze konstrukcje obronne wzniesiono za czasów Królestwa Ayutthaya dla obrony dostępu rzeką w kierunku stolicy jako posterunek Chao Phraya. 
Później, gdy po upadku Ayutthaya Król Taksin przeniósł stolicę do Thonburi, na zachodnim brzegu powstały kolejne umocnienia. Jednak solidna linia umocnień została wzniesiona po przejęciu władzy przez Króla Ramę I i przeniesieniu siedziby królewskiej na wschodni brzeg, na wyspę Rattanakosin.
  Wzniesiono wtedy mury miejskie o długości 7.2 km otaczające obszar o powierzchni 4.142 km2. W linii tych fortyfikacji wybudowano 14 fortów, z których każdy otrzymał swoją nazwę, a dostęp do otoczonego murami centrum zapewniały 63 bramy.
Jednym z takich fortów był zachowany do dnia dzisiejszego Fort Mahakan. Fort wzniesiono w kształcie trzypoziomowego ośmioboku o średnicy 38 m. Wysokość fortu, od poziomu ziemi do szczytu ośmiobocznej wieży, to 19 m. Jest to jeden z  czterech elementów dawnych fortyfikacji miejskich, który zachował się do dnia dzisiejszego. 


w tym miejscu nieco zmieniły się nasze plany na dalsze zwiedzanie. Otóż zaczepił nas kierowca tricykla i bardzo efektywnie namawiał nas na dalsze zwiedzanie miasta z nim. Za darmo, jeżeli damy się zawieźć do sklepu z biżuterią... Trochę oporu, trochę zastanowienia, nieco perswazji, dalsza dyskusja, prezentacja na planie miasta proponowanych miejsc i złamaliśmy się... Czy tego żałujemy? Raczej nie, bo zobaczyliśmy miejsca, w które zapewne nie dotarlibyśmy sami...

  Po kilkunastu minutach jazdy przez Bangkok zatrzymaliśmy się w uliczce prowadzącej do Wat Intrawihan... 


Po drodze do celu naszej wizyty mijamy zadaszone kaplice - ołtarze modlitewne pięknie udekorowane kwiatami i oczywiście wyposażone w skarbonki jak kasy pancerne...



Wśród postaci w mijanych kapliczkach są i takie, które z niczym nam się nie kojarzą, a opisy dostępne są tylko w języku tajskim (poza napisem wskazującym, gdzie wrzucić datki czyli - DONATION BOX)


Rozpoznajemy jedynie utrzymaną w chińskim stylu kaplicę Guanyin - Bogini Miłosierdzia zwanej też czasem Kobietą- Buddą. Według wierzeń to właśnie ta bogini umieszcza duszę zmarłego w kwiecie lotosu i odsyła do Zachodniego Raju...


Dochodzimy do najważniejszego obiektu na terenie tej świątyni - Posągu Stojącego Buddy - Luang Pho To. Posąg robi wrażenie przede wszystkim swoją wielkością - ma 32 m wysokości, czyli mniej więcej tyle co 10-piętrowy dom oraz 10 m szerokości.  


Z inicjatywą budowy posągu wystąpił wielce szanowany mnich Somdet To - nieślubny syn Króla Ramy II i zaufany doradca Księcia Mongkuta, który następnie został Królem jako Rama IV. Budowę posągu z cegły i stiuku rozpoczęto w 1867 r.  Inicjator jego powstania nie doczekał ukończenia projektu, gdyż zmarł u stóp posągu w roku 1871. Cała budowa trwała 60 lat i ukończona została dopiero w roku 1927. 


Oglądającego może zastanawiać do czego miałyby służyć widoczne za posągiem schody. Otóż mają one umożliwiać wiernym obklejanie figury od tyłu płatkami złota...


Nad głową Buddy widoczna jest konstrukcja przypominająca swoją formą wieżyczkę. Faktycznie jest to coś w rodzaju koczka o nazwie ushnisha. W nim znajduje się podarowana przez Rząd Sri Lanki relikwia Gautamy Buddy. Umieszczono ją tam w 1978 r., a dokonał tego Książę Vajiralongkorn. Cała postać Buddy pokryta jest 24-karatowym złotem, dodatkową dekorację stanowi szklana mozaika niewidoczna na zdjęciu.


I jeszcze taka niewielka kapliczka u podstawy posągu...



Samą świątynię mogliśmy zobaczyć jedynie fragmentarycznie ponieważ odbywały się w niej jakieś uroczystości religijne...

 
Świątynia w okresie początkowym nazywała się Wat Rai Phrik czyli "Świątynia na polach warzywnych", ponieważ wzniesiono ją w początkowym okresie istnienia Królestwa Ayutthaya w środku nigdzie i otaczały ją właśnie pola warzywne...


Z tamtych czasów pozostała tradycja co należy składać w świątyni jako dary. Są to makrele, gotowane jaja oraz warzywa i owoce... Mamy też w koszach imbir, galangal, trawę cytrynową, liście kafiru, pomidorki, melony, mango, papryczki i papryki oraz cebulę...



Frontową ścianę zdobi mozaika i wykonane z karraryjskiego marmuru popiersie inicjatora budowy posągu Buddy...


Kolejnym miejscem, do którego zawiózł nas kierowca tricykla była świątynia Wat Maha Pruettharam Worawihan. Wchodzimy na teren świątyni i trzeba przyznać, że widok jest piękny - białe budowle, kolorowe wypełniania ścian szczytowych oraz złote, nawiązujące do węża Nag,a szpice dachów na tle błękitnego nieba... 


Jak zwykle w świątyni jest wiele budynków, ale tutaj najważniejsze są trzy - po prawej Viharn Luang Pho Sukhothai, po lewej ubusot,którego ściany pokryte są freskami przedstawiającymi 13 ascetycznych praktyk Buddyzmu (niestety podczas naszej wizyty oba te budynki były zamknięte). Między nimi znajdują się cztery identyczne wieże prang ustawione tak, że ich kontury pokrywają się ze sobą całkowicie( na zdjęciu powyżej). I wreszcie trzeci budynek to budynek viharn, w którym mieści się cel naszej wizyty... 


Najsławniejszy i największy (46 m) posąg odpoczywającego Buddy znajduje się w świątyni Wat Po. Widzieliśmy go podczas poprzedniej wizyty w Bangkoku. Nieco mniej sławny i sporo mniejszy jest złoty posąg w świątyni Wat Maha Pruettharam Worawihan. Mierzy jedynie 19 m długości...






Duży nie byłby sobą, gdyby nie uwiecznił bajecznie ozdobnych szczytów budowli...



 Mały zainteresował się ciekawymi kwiatkami ozdobnej czerpni gujańskiej (Couroupita guianensis)...



Jeszcze jeden przystanek, gdzie nic nie zwróciło naszej szczególnej uwagi...



... i jedziemy do sklepu z biżuterią. I tak jak zwykle w takich sytuacjach cierpliwie oglądamy i wychodzimy z niczym tak tym razem okazało się to niemożliwe. No bo jak tu wyjść, gdy mamy do wyboru złoty pierścionek z zającem oraz wysadzanego cyrkoniami zająca zawieszkę? Decyzja była trudna, ale ostatecznie został z nami Zając zawieszka...I na szyi prezentuje się jeszcze ładniej niż na dłoni...


Kończymy przejażdżkę z naszym kierowcą, ale nie kończymy jeszcze zwiedzania... Co jeszcze widzieliśmy, o tym w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz