piątek, 28 kwietnia 2023

Cascada Los Alerces

 Jedziemy w kierunku Los Rapidos i nic nas nie pogania. Zatrzymujemy się i podziwiamy...




Dojeżdżamy do części Lago Mascardi zwanej Odnogą Tronador. Nazwa jeziora jest hołdem dla jezuickiego misjonarza Nicolása Mascardiego, który w drugiej połowie XVII wieku założył misję nad brzegiem jeziora Nahuel Huapi.





Tutaj droga nie jest już taka zła...






Gdy przy drodze pojawia się taka informacja to przecież nie możemy się nie zatrzymać, tym bardziej, że to miejsce jest dobrze znane...


Przed nami na środku jeziora znajduje się bardzo specjalna wyspa - wyspa Piuké Huapí - wyspa w kształcie serca...Wyspa powstała gdy lodowiec przesuwał się z naszej prawej do lewej deponując pod lodem ciągnięte zwały skał oraz gliny i tak utworzyło się serce, które zostało na powierzchni gdy lodowiec stopniał...


Z tego punktu widokowego nie jest to tak dobrze widoczne - najlepszy widok jest ze szczytu Cerro Mora o wysokości 1669 m - widocznego na przeciwległym brzegu jeziora, ale to dla nas nieco zbyt trudna wyprawa...


Wyspa Piuké Huapí skrywa historię miłosną Mapuche, przypominającą dramat Szekspira Romeo i Julia. Historia mówi, że dzieci wodzów dwóch rywalizujących ze sobą plemion były w sobie szaleńczo zakochane, więc postanowiły razem uciec. Kiedy jednak dowiedzieli się o tym ich rodzice – kacykowie, połączyli siły i rozpoczęli pościg mający na celu odnalezienie młodych kochanków i ich rozdzielenie. W desperackiej próbie ucieczki para zanurzyła się w jeziorze Mascardi, ale jego wody były tak zimne, że umarli (wcześniej przytulając się do siebie i próbując się ogrzać). Ten uścisk był tym, który dał początek wyspie w kształcie serca.



Dojeżdżamy do Los Rapidos. Jest zaledwie kilka minut do 17:00, więc droga do wodospadów Los Alerces jest jeszcze otwarta. Szybka decyzja i skręcamy w prawo. Do hotelu wrócimy, kiedy nam się uda... Droga jest niby nieco lepsza, ale i tak wystają z niej kamienie i w wielu miejscach są koleiny...


Do wodospadów mamy niby tylko 19 km, ale taką drogą potrzeba nam ponad pół godziny, żeby dotrzeć do celu. W związku z tym jadąc do wodospadów ograniczamy zatrzymywanie się. Jak będzie czas, rozejrzymy się w drodze powrotnej... Mimo pośpiechu do wodospadów docieramy około 18:00...



Wodospad Los Alerces położony jest na samym końcu drogi. Parkujemy na sporym parkingu i idziemy na punkt widokowy, który jest zamknięty. Po prostu potrzebny jest gruntowny remont, gdyż deski boardwalku i tarasu mocno przegniły. Ale jak już tu  przyjechaliśmy to nie damy rady przejść po gorszej ścieżce??? Ruszamy........


Już z daleka słychać głośny szum wody przelewającej się przez wodospad. I mimo niezbyt pięknej pogody oraz przy już mocno popołudniowej godzinie kolor wody nadal zachwyca...








Wodospad składa się z dwóch strumieni - głównego rzeki Rio Manso oraz bocznego strumienia. Oba wodospady opadają do wspólnego basenu i dalej wody płyną korytem rzeki Manso..












Wodospad ma zaledwie  20 m wysokości, ale trzeba przyznać, że jest piękny...













Wracamy na parking i ruszamy w drogę powrotną. 


I wcale nie jesteśmy jedyni. W okolicy wodospadu znajdują się trzy jeziora: Lago Kulio A. Roca, Lago Fonck i Lago Hess. Przy każdym z nich są miejsca campingowe i ze względu na bogate łowiska pstrągowe tereny te są uwielbiane przez wędkarzy. Gdy ruszaliśmy w drogę trzej panowie właśnie wyciągali na przyczepie łódź z Lago Hess


Droga źle nie wygląda, ale wygląd a jazda nią to dwie bardzo dalekie od siebie sprawy...




Lago Hess towarzyszy nam przez spory kawałek trasy... 





Tutaj bardziej czerwono niż żółto... Kwitnie Embothrium coccineum,  drzewo lub krzew, który występuje w Patagonii, na południu Chile i Argentyny. Jego kwiaty zapylane są przez kolibrowate. I trzeba przyznać, że wiosną prezentują się pięknie...






Kolejny większy zbiornik wodny na naszej trasie to Laguna los Moscos...






Znajdujemy się w miejscu, z którego widać dwa jeziora -  Laguna los Moscos i Lago Mascardi to znak, że dotarliśmy już do Los Rapidos.  I jest dobrze...





Mimo tego, że jest coraz mniej światłą widoki zmuszają do zatrzymania się...




Kawałek trasy biegnie plażą wzdłuż Lago Mascardi...











Jeszcze kawałek i wyjeżdżamy na drogę Ruta 40 przy Villa Mascardi. Tu także trzeba na chwilę stanąć... W tym miejscu na potoku płynącym z Lago Guillelmo znajduje się kolejny niewielki wodospad i mostek na trasie pieszo-rowerowej......




Od tego miejsca mamy już tylko kręty bo kręty, ale jednak równy asfalt wzdłuż jeziora Mascardi...



I znowu jest bardziej żółto...





Dzisiaj kolację postanowiliśmy zjeść w centrum Bariloche. A że jest już sezon przedświąteczny to poszukiwanie wybranej restauracji mieszało się z oglądaniem sklepowych wystaw...




Ostatecznie wybór padł na zachęcająco wyglądającą restaurację włoską Linguini...




Mały dokonał wyboru... Po ciężkim dniu należy mu się przyzwoite wino...






Na zagryzkę pod wino wybrane zostały ulubione włoskie pierogi z sosem bolońskim dla Dużego i Milanesa dla Małego...




Pyszności...



A w drodze do samochodu jeszcze kilka zdjęć oświetlonych wystaw...



Trzeba pamiętać, że Bariloche to argentyńska stolica czekolady...






Wystarczy, idziemy spać, bo jutro też jest dzień...

A dla zainteresowanych jeszcze krótki film z trzech najpiękniejszych miejsc dzisiejszego dnia...