wtorek, 7 kwietnia 2020

Tarasy ryżowe Batad

I tak oto śniadaniem z widokiem na "Kocioł Czarownic"  rozpoczyna się kolejny dzień. Pogoda niby nieco lepsza, ale znowu chmury wiszą nisko nad Cordillera. A nasz kierowca już na nas czeka, żeby jechać do Batad przejść się po słynnych tarasach ryżowych..





Przez miasteczko zjeżdżamy w dół i zatrzymujemy się przy mostku skracającym drogę do jednej ze szkół i kościoła. Z tego miejsca fajnie widać położone na zboczu doliny domy mieszkalne...









Mocno krętą i kiepską jakościowo drogą jedziemy zboczem oferującym co kawałek kolejne widoki na tarasy ryżowe Banaue...

















Zawsze po drodze, w zupełnie nieoczekiwanym miejscu pojawia się jakiś przyjaciel...









Za ostatnim widokiem dojeżdżamy do skrzyżowania i skręcamy w lewo w drogę prowadzącą przez las do Batad Saddle Point. Większość źródeł podawała, że jest to najwyższy punkt na trasie do tarasów w Batad i że tutaj kończą trasę jeepneye oraz tuk-tuki z turystami i że dalszą trasę trzeba pokonać pieszo. Okazuje się, że to nie jest prawda. Droga w kierunku Batad niejako wydłużyła się do początku ścieżki Batad Trail - czyli o jakieś półtora do dwóch kilometrów. W tą stronę jest to tylko oszczędność czasu ale biorąc pod uwagę jak stroma jest droga na tym odcinku, w drodze powrotnej oszczędza to bardzo wiele wysiłku.
Do parkingu na końcu drogi, chociaż dziś pewnie jest ona nieco dłuższa, bo  podczas naszej wizyty prace budowlane były w toku - to znaczy było rozbabrane błoto przez które trzeba było przejść, żeby wejść na właściwą ścieżkę. I po obecności jeepneyów oraz tablicy informacyjnej z godzinami kursów wiadomo, że dojechać można aż tutaj...


Spotkaliśmy tu także takich przyjaciół, którzy znaleźli sobie świetną zabawkę ...







Tam w oddali gdzie na obniżeniu widać budynki to właśnie jest słynne siodło.  Ten widok pozwala docenić ile daje zjazd a później podjazd z końca drogi na siodło...


 Tam gdzie kończy się beton a później rozkopy pod przyszłą drogę zaczyna się prowadząca do Batad ścieżka. Dość wąska, kręta, śliska i miejscami dość stroma. Aż trudno uwierzyć, że dla mieszkających na jej końcu ludzi jest to jedyna droga do ich domów.


Mamy do naszego przewodnika wiele pytań odnośnie tego, jak żyje się w takim miejscu. Odpowiedzi, które uzyskujemy są dla nas, europejczyków zaskakujące i nieco przerażające. Okazuje się, że w Batad jest szkoła podstawowa dla dzieci młodszych. Starsze uczęszczają do szkoły z internatem w Banaue. No a co z pomocą medyczną? Jest w Batad punkt pielęgniarski i to wszystko. No dobrze, a co jeżeli na przykład pomoc na miejscu nie wystarczy rodzącej kobiecie, albo kogoś trzeba odwieźć do szpitala? Okazuje się, że nie ma tu lotniczego pogotowia ratunkowego, które odebrałoby potrzebującego z wioski czy tarasów. Niestety w sytuacji gdy osoba potrzebująca pomocy nie chodzi trzeba ładować ją na nosze i donieść do początku betonowej drogi... Może to wymagać nawet kilku godzin więc w przypadku ataku serca czy wylewu o pomocy należy raczej zapomnieć... Co do porodów, to kiedy zbliża się termin, rodzina odstawia przyszłą mamę do Banaue i tam oczekuje ona na poród... Powiem, że dość marnie to widzę...


Przy ścieżce reklamują się miejscowe usługi turystyczne - głównie na poziomie backpackerów...



Natomiast już po drodze widoki są piękne...






No i Witamy w Batad na poziomie 1100 m n.p.m.



 



Jeszcze krótki spacer i znajdujemy się w miejscu zwanym amfiteatrem ze względu na roztaczający się widok. No to czas napisać kilka słów o tarasach ryżowych Batad objętych listą UNESCO...
Tarasy ryżowe w filipińskich Cordillera są chyba najstarszym zachowanym zabytkiem kultury materialnej na Filipinach. Różne są szacunki co do tego kiedy rozpoczęła się budowa tarasów. Antropolog Otley Beyer dowodził, że powstawały już ponad 2000 lat temu podczas gdy inni badacze uważają, że powstały znacznie później. Istnieje natomiast zgodność co do tego, że stworzyli je ludzie należący do grupy etnicznej Ifugao. Według badań pierwszą rośliną, którą uprawiano na tarasach było taro czyli po polsku kolokazja jadalna, jedna z najstarszych roślin uprawnych o jadalnych strąkach i bulwach. Uprawa ryżu zastąpiła taro dopiero około 1600 roku. Tarasy nawadniane są skomplikowanym systemem irygacyjnym zbierającym wodę z położonych powyżej nich lasów deszczowych. Na tradycyjnych tarasach objętych programem UNESCO ryż uprawia się tylko raz na rok. Przed nasadzeniem ryżu poletka tarasów podlegają uprawie i nawożeniu jedynie materiałem naturalnym, głównie roślinami porastającymi umocnienia między tarasami stanowiącymi pewną odmianę słonecznika. Pierwszym etapem uprawy jest wysiew nasion na rozsadę w grudniu/styczniu. Rozsada gotowa jest do sadzenia w styczniu/lutym i wtedy wysadza się ją tradycyjnie na zalane, błotniste tarasy. Ryż dojrzewa do zbioru w okresie od czerwca do sierpnia, w zależności od tego, kiedy ryż nasadzono i jaki rodzaj ryżu chcemy uzyskać. Na miedzach między tarasami kobiety i dzieci często sadzą krotony. Po zbiorach obchodzony jest przez lud Ifugao festiwal odpoczynku, odpowiadający niejako naszym dożynkom...


Z amfiteatru rozpościera się widok na całą dolinę i na położoną w dole w centrum doliny wioskę Batad. I z tego miejsca zaczyna się spacer po tarasach... 
  

Możliwe są różne drogi, każdy przewodnik ma swoją trasę więc podążamy za naszym wierząc, że zna też drogę powrotną... 









 
Trasa przez tarasy prowadzi czasem przez podwórka gdzie jak tutaj gospodarz przygotowuje ryż do wysiania 




















Murowane ściany części tarasów to świadectwo zdolności budowlanych ludu Ifugao... Czasem tylko trochę strach, gdy trzeba iść szeroką na około 30 cm miedzą gdy z boku kolejny taras jest jakieś 3-4 m niżej...










Rozsada rośnie...





  

Dotarliśmy do końca drogi przez tarasy... Kolejny etap to zejście do wodospadu Tappiyah Falls. To tylko drobne około 250 stopni w każdą stronę... Ale widoki są warte wysiłku...






W piękny dzień przy wysokiej temperaturze powietrza kąpiel pod wodospadem musi być ogromną przyjemnością... Ale nie dziś... Dziś należy cieszyć oko widokami... 




A teraz trzeba jeszcze wrócić po schodkach na tarasy...




Droga powrotna przez tarasy wcale nie jest wiele łatwiejsza. Też trzeba wspiąć się sporo pod górę...




 

Po dotarciu do betonówki musimy się rozdzielić. 125 cc to zbyt mało by pod stromiznę do siodła wywieźć za jednym zamachem trzy osoby. Tak więc najpierw do góry jedzie Mały a Duży czeka na powrót tuk tuka...




Gdy docieramy na siodło zaczyna się ściemniać. Jeszcze ostatni rzut oka na okolicę z mocno zaniedbanego punktu widokowego i jedziemy do hotelu...







 Umawiamy się z naszym kierowcą na jutro rano, że podrzuci nas na transport do Sagada i idziemy na kolację. Dziś w menu zupa cebulowa i kurczak adobo...




Trochę nas ten dzisiejszy dzień zmęczył a to przecież dopiero początek naszych przygód na Luzon...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz