piątek, 14 czerwca 2019

Hanoi dzień 3



Nasze wakacje dobiegają końca. Dzisiaj w nocy wylatujemy do domu. Na szczęście mamy jeszcze cały dzień do zagospodarowania. Bagaże zostawiamy w recepcji hotelowej i ruszamy na spacer po Hanoi. Wczoraj uświadomiliśmy sobie, że ominęliśmy najważniejszą świątynię w mieście..... ruszamy więc zobaczyć świątynię literatury. Według mapy nie mamy daleko, widoki po drodze całkiem ciekawe.














Świątynia Literatury, Van Mieu to najsławniejsza świątynia w Hanoi. Założona w 1070 roku przez cesarza Ly Thanh Tong. Poświęcona jest Konfucjuszowi, mędrcom i uczonym. Przez wiele lat  mieścił się tu uniwersytet. Każdy Wietnamczyk świetnie zna świątynię bo umieszczona jest na  banknocie 100,000 dong. Bilet wstępu to koszt 30 000 vnd. 




Światynia Van Mieu wzorowana jest na świątyni Qufu wybudowanej w miejscu narodzin Konfucjusza. Zajmuje powierzchnię ponad 54 000 metrów kwadratowych wliczając w to jezioro Van i park Giam. Pięć wewnętrznych dziedzińców otoczonych jest ceglanym murem. 


Dwa pierwsze dziedzińce to miejsca z dużą ilością roślinności. To tutaj odpoczywali mędrcy i ich uczniowie.








Na trzecim dziedzińcu znajdują się niezwykle cenne dla badań historycznych stele doktorów. 
W 1484 roku cesarz Le Thang Tong kazał wznieść 116 steli aby uhonorować uczonych i podkreślić znaczenie edukacji. Stele dźwigają żółwie które są jednym z czterech świętych stworzeń i symbolizując długowieczność oraz mądrość. Do obecnych czasów przetrwały 82 stele, umieszczone na nich ryciny chwalą zasługi monarchów, zawierają nazwiska i miejsca urodzenia wszystkich absolwentów, którzy pomyślnie zdali wcale nie łatwe egzaminy oraz krótkie wzmianki o mandarynach, którzy egzaminy organizowali. 






Po środku czwartego dziedzińca znajduje się Bi Bai Duong czyli Dom Ceremonii oraz Thuong Dien gdzie czczeni są Konfucjusz i jego czterej najbliżsi uczniowie: Yanhui, Zangshen, Zisi i Mencius. Jest tu też małe muzeum zawierające prywatne przedmioty niektórych uczniów.












Dziedziniec piąty, czyli teren Cesarskiej Akademii, został zniszczony przez Francuzów w 1946 roku. Odbudowano go w roku 2000 i stał się symbolem tradycji narodowej, kultury i edukacji Wietnamu. Tu organizowane są ceremonie upamiętniające wielkich uczonych, ważne wydarzenia kulturalne. Tutaj też znajduje się pomnik rektora akademii Van An oraz miejsce poświęcone trzem monarchom, którzy najbardziej przyczynili się akademii.








Tradycją jest, że studenci po zdanych egzaminach przychodzą do świątyni i tam świętują swój sukces. Udało nam się trafić na taką grupę.





Widzieliśmy już kilka świątyń Konfucjusza, ale ta chyba zrobiła na nas największe wrażenie. Wspaniałe miejsce, gdzie człowiek przenosi się w w inny wymiar.... to miejsce trzeba odwiedzić koniecznie.... w przeciwieństwie do kolejnego, w które się udaliśmy..........
Więzienia Hoa Lo.....No cóż nawet się nie będę specjalnie o nim rozpisywała, bo mnie tam krew zalewała, jak oglądałam to zakłamanie historii w najgorszym możliwym wydaniu......

Hao Lo zostało założone przez francuskich kolonizatorów i przetrzymywano w nim wietnamskich więźniów politycznych. Podczas wojny z USA zorganizowano tam więzienie dla amerykańskich jeńców. Większość więzienia została zburzona w latach 90 ubiegłego stulecia. W zachowanej części zorganizowano muzeum... Wstęp 30 000 i jak dla mnie o 30 000 za dużo. 








 Część więzienia to ekspozycja w jak strasznych warunkach byli przetrzymywani i jak okrutnie torturowani więźniowie wietnamscy.





Drzewo migdałowca na terenie więzienia dawało więźniom owoce, które były cenną zdobyczą...



Tym kanałem ściekowym w noc wigilijną 1951 roku uciekło z więzienia 5 więźniów politycznych, którzy następnie brali czynny udział w ruchu wyzwoleńczym...





Gilotyna jest jak najbardziej oryginalna i była wielokrotnie wykorzystywana...






Druga część to ekspozycja jak "cudownie" było w więzieniu jeńcom amerykańskim. Zdjęcia, filmy, scenki rodzajowe z tego jak Wietnamczycy ich humanitarnie traktowali..... Myślałam, że padnę jak to oglądałam, chyba nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie uwierzyć w te wszystkie kłamstwa. Szczególnie, jeżeli czytał chociaż fragmenty wspomnień na przykład Senatora Johna McCaine'a ...





No cóż Hanoi Hilton bo taki przydomek nosi Hoa La trochę zepsuł mi popsuł humor... Jest to chyba jedyne miejsce w Wietnamie, którego nie polecam w żadnym wypadku. To już wolę polecić tunele, ale o tym w innej relacji.........
Zanim będziemy kontynuowali eksplorację Hanoi musimy zadbać o poprawę nastroju. Na placu katedralnym jest kilka knajpek, takich typowo dla turystów, nie tanich, ale za to klimatycznych. Zasiadamy na balkonie w jednej z knajpek i próbujemy zapomnieć o tym co widzieliśmy.....   














Katedra Św. Józefa została zbudowana za czasów panowania Francuzów. Jej budowę rozpoczęto w 1886 roku na miejscu zburzonej podczas wojny Pagody Bao Thien. Zaprojektowana przez Pigneau de Behaine na wzór słynnej katedry Notre Dame w Paryżu ma ponad 64 metry długości i 31 metrów wysokości. Katedra niczym specjalnym w środku się nie wyróżnia, przez większość dnia jest zamknięta, ale jak jest okazja warto zajrzeć do środka. 









Dzisiaj jest otwarta świątynia poświęcona królowi Le Thai To. Lendę i krótko historię króla już opisywałam wcześniej więc teraz tylko fotki...









Właściwie zobaczyliśmy już wszystko co mieliśmy zaplanowane. Powolnym krokiem udajemy się w stronę hotelu, robimy jakieś ostatnie zakupy i zasiadamy w lokalnej knajpce. Nigdzie nam się nie spieszy, a to miejsce pozwala na obserwację toczącego się życia.....









Fajnie się siedziało i obserwowało co się dzieje wokół nas...... Niestety w pewnej chwili usłyszeliśmy przeraźliwy skowyt..... O matko jedyna.....ktoś przed domem wystawił klatkę z przerażonym psem... Niestety nie mieliśmy wątpliwości jaki los czeka tego biedaka..... nawet podjęliśmy próbę uwolnienia zwierzaka, ale nie udało się... Klatka była bardzo dobrze zamknięta. Jeszcze dzisiaj chce mi się płakać jak sobie przypomnę tego bidula... Ja rozumiem różnice kulturowe, szanuję odmienność, ale z jedzeniem psów nie pogodzę się nigdy........








Przed hotelem ruch nie ustaje..... my już jesteśmy przyzwyczajeni, ale faktycznie jak ktoś dopiero zaczyna przygodę z Wietnamem może mieć pewien problem...






Czekając na taksówkę, która za 10$ ma nas zwieść na lotnisko robimy jeszcze ostatnie fotki przy hotelu. jest nam trochę smutno, że wyjeżdżamy, ale zupełnie nie jesteśmy świadomi jak bardzo Hanoi będzie za nami płakało.......


Ledwo ruszyliśmy spod hotelu i zaczął padać deszcz. Początkowo tylko kropi, ale im dłużej jedziemy tym bardziej leje. Wycieraczki nie nadążają zbierać wody, nic nie widać, kierowca jedzie z twarzą prawie na szybie..... Koszmar totalny.... Po wyjechaniu na autostradę zaczyna się burza.... straszliwa burza.... Pioruny uderzają w pobliżu, mam wrażenie, że zaraz umrę ze strachu....., wjeżdżamy w jezioro bo studzienki nie nadążają odbierać wody...... Jakoś udało nam się dojechać na lotnisko, wysiadamy i jak walnął piorun parę metrów od nas to mało się nie posikałam ze strachu....., a nasz kierowca prawie padł na ziemię.... 
Idziemy szybko do terminala.













Na szczęście burza przeszła, nasz samolot wylatuje o czasie.





Hanoi płacze..........



Jak zwykle w Turkish Airlines jedzenie bardzo przyzwoite...



Na lotnisku w Istambule mamy dłuższą przerwę ....... Jak zwykle robimy rundkę po terminalu, zasiadamy w naszej ulubionej knajpce i czekamy na kolejny lot .............





Po drodze do domu zatrzymujemy się na obiad.....



Nasza przygoda z Wietnamem dobiegła końca, ale my już wiemy, że wracamy.... Nie byliśmy jeszcze na południu..... Święta i Nowy Rok w Wietnamie to brzmi ciekawie.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz