piątek, 28 kwietnia 2017

Singapur dzień czwarty

Nasz pobyt w Singapurze dobiega końca, dzisiaj lecimy na Bali, samolot mamy o 17.30. jest więc jeszcze sporo czasu na połazikowanie po Singapurze. Za oknem piękne słonce i czyściutkie niebo Preved trzeba to wykorzystać, kto wie co będzie za trzy godziny Smile


 Szybkie śniadanko, zdajemy pokój, zostawiamy walizki w przechowalni hotelowej i pędzimy na MRT, dojeżdżamy do stacji Bugis i udajemy się na dzielnicę arabską.


Zanim dojedziemy do Kampong Glam jedna fotka, przykład osiedla mieszkalnego w Sin. Budynki jak u nas, no może kolorki bardziej intensywne i jak znam życie malowane są dla odnowienia i pozbycia się monotonnej szarości, a nie jak u nas aby zakryć ocieplenie budynku.





Arabowie do Singapuru przybyli z Indonezji, wywodzili się jednak z  południowej części Półwyspu Arabskiego  z terenów dzisiejszego Jemenu. Początkowo osiedliły się tu dwie bogate rodziny kupieckie za nimi przybywali kolejni i tak społeczność rozrosła się do około 15 tyś. Trzeba pamiętać, że w tej dzielnicy zamieszkuje wielu muzułmanów pochodzenia malajskiego, którzy nie są arabami.
Uliczki prowadzące do serca Arab Street






Najładniejsza ulica arabskiej dzielnicy  Buhorrak Street jest przeznaczona wyłącznie dla ruchu pieszego . Po obu stronach ulicy znajdują się bardzo starannie  odrestaurowane budynki, tzw shophousy, czyli połączenie domu mieszkalnego na górze z działalnością handlowo lub usługową na dole. Budynki pomalowane są w najróżniejsze pastelowe barwy.  Na końcu tej przepięknej wysadzanej palmami ulicy znajduje się najsławniejszy zabytek w tej dzielnicy Meczet Sułtana. Obecny budynek nie jest oryginalnym XIX wiecznym meczetem Sułtana Johor, został wybudowany pod koniec lat trzydziestych ubiegłego stulecia w miejscu poprzedniego meczetu.














Masjid Sultan






Wstęp do meczetu jest bezpłatny, trzeba się tylko "odpowiednio ubrać w ichnie pelerynki"








Nie wiem czy z powodu wczesnej pory, czy niesamowitego upału zwiedzających dzielnicę arabską było bardzo niewielu, sporo miejscowych siedziało w knajpkach, z których wydobywały się przepiękne zapachy, pewnie było tam smakowo, ale my nie mamy czasu zaglądać chcemy jeszcze zobaczyć Małe Indie.


Pozostawiamy dzielnice arabską i powoli udajemy się w kierunku Little India.
Pierwszymi osadnikami na tej dzielnicy byli muzułmanie z południowej części stanu Kerala, w języku tamilskim dzielnica ta nazywana jest Tekka. Początkowo mieszkańcy zajmowali się w hodowlą bydła i handlem zwierzętami gospodarskimi. Z czasem na wielką skalę zaczęto handlować przyprawami, szczególnie tymi sproszkowanymi i złotem, które w wierzeniach hinduskich jest wcieleniem bogini Lakszmi- patronki bogactwa.
 Little India to niesamowicie barwna i tętniąca życiem część Singapuru. Po ulicach chodzą kobiety w kolorowych przepięknych sari, wszędzie pachnie przyprawami i kadzidełkami, . Pełno tu sklepów, restauracji, straganów , bollywoodzka muzyka, śpiewy dobiegające z licznych świątyń i klaksony samochodów to kwintesencja tego miejsca. Główna ulica to Serangonn Road, najważniejsza światynia Sri Veeramkalia - poświęcona bogini Kali (fotek nie będzie bo była w rusztowaniach i nakryta szmatami Diablo), wielu turystów przyjeżdża tu na zakupy, podobno jest to jedyne miejsce w Sin, gdzie można kupić ręcznie wyrabianą złotą biżuterię.


Na początek ulica, którą dochodzimy do Little India









Masjid Malarbar, meczet zalożony przez muzułanów Malarbar, w którym nadal prężnie działa stowarzyszenie opiekujące się ich społecznością dzielnicy.





Kapliczka z Lordem Ganesh, najbardziej przyjaznym i wesołym bogiem odpowiadającym za szczęście, powodzenie w interesach, bogactwo i dostatek.

















Wszędzie porozstawiane są stragany z pięknie pachnącymi girlandami z żywych kwiatów



\





Największy dom towarowy z elektroniką w Singapurze





Zakończyliśmy zwiedzanie, idziemy w kierunku metra






Jedziemy na jedzonko. Zamawiamy po zupie z owoców morza i do tego blendowane z lodem świeże owoce.





Zadowoleni z pysznego jedzonka idziemy po walizki i jedziemy na lotnisko. Nasza przygoda z Sinagapurem skończyła się, ale na pewno jeszcze kiedyś odwiedzimy to miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz