Zostały jeszcze dwa dni pobytu na rajskim Boracay. Przed długą i zgodnie z planem intensywną, drogą do domu należy nieco wypocząć. A piękna pogoda i lazurki wokół do tego zachęcają...
Dzień rozpoczynamy na White Beach na naszym kawałku plaży i przy naszym barku kontynuując degustację naprawdę świetnych plażowych drinków...
Są i tacy, którzy na plażę docierają transportem specjalnym...
Są i tacy co od kita wolą normalną deskę z żaglem... I na to też warunki na Boracay są wspaniałe...
Ponieważ mamy w rodzinie inżynierów elektryków to od czasu do czasu robimy jakieś zdjęcie miejscowej instalacji elektrycznej jako koszmar elektryka...
Oglądamy uliczne stragany i stoiska z jedzeniem...
I tak znów nie wiadomo kiedy zaczęło zachodzić słoneczko...
Dziś kolacyjny zestaw nieco inny. Zaczynamy od Morning Glory - tak jak generalnie za zieleniną nie przepadam tak te liście w sosie bardzo przypadły mi do gustu. No a dalej makaron z kurczakiem i krewetkowy sizzler...
No i przyszedł ostatni dzień na White Beach. Przelatujący nad głową samolot przypomina, że czas powrotu zbliża się nieubłaganie...
Ostatnie fotki na FB...
... później kolacja w Mang Fred's...
Jakby na nasze pożegnanie dziś na plaży duży pokaz...
... a po pokazie żonglerki ogniem w niebo poleciały fajerwerki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz