Kolejny dzień cały przeznaczamy na wypoczynek w Tanjung Benoa
Idziemy pomoczyć się w basenie sąsiedniego hotelu, tam nie ma prawie ludzików.
Wracamy do Astona, moje jajko jest wolne

Nadchodzi odpływ, będziemy szli w głąb morza
Na "środku" morza to jeszcze patykiem nie pisałam
widoczki pod wodą
Ślimacza sesja
Wracamy do hotelu, czas zacząć okupację leżaczków

Leżakowanie nam się znudziło, idziemy na spacer po Tanjung Benoa. Duży wyczaił na mapie, że można na drugą stronę półwyspu przejść i zobaczyć co tam jest. Niestety spotkani miejscowi wybijają nam pomysł z głowy. Mówią, że nie dojdziemy, bo mapa mapą, a zabudowania i ogrodzenia sobie i, że przejścia nie ma. Idziemy kawałek dalej i faktycznie, betonowy plot od posiadłości . Zawracamy i idziemy do najważniejszej świątyni w Tnjung. Duży ma opory żeby wejść, ja idę w dym i napotykam miłą panią, która coś do mnie mówi



Myślałam, że zwiedzając świątynie jesteśmy sami, nic z tego, Pani nas z za winkla obserwowała, a mały chodził za nami krok w krok.
Przed kolacją jeszcze zachwycam się ichnimi domami
no i na początek aperitif z soku pomarańczowego i (moje piwo w tle już w normalnym zmówieniu)
a potem kurczak w sosie cytrynowym
i wołowinka z sosem pieprzowym
Jeszcze parę fotek z hotelu wieczorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz