poniedziałek, 1 maja 2017

Bali dzień piąty


Kolejny dzień cały przeznaczamy na wypoczynek w Tanjung Benoa






Idziemy pomoczyć się w basenie sąsiedniego hotelu, tam nie ma prawie ludzików.






 Wracamy do Astona, moje jajko jest wolne Preved




Nadchodzi odpływ, będziemy szli w głąb morza








Na  "środku" morza to jeszcze patykiem nie pisałam





widoczki pod wodą























Ślimacza sesja







Wracamy do hotelu, czas zacząć okupację  leżaczków Biggrin









Leżakowanie nam się znudziło, idziemy na spacer po Tanjung Benoa. Duży wyczaił na mapie, że można na drugą stronę półwyspu przejść i zobaczyć co tam jest. Niestety spotkani miejscowi wybijają nam pomysł z głowy.  Mówią, że nie dojdziemy, bo mapa mapą, a zabudowania i ogrodzenia sobie i, że przejścia nie ma. Idziemy kawałek dalej i faktycznie, betonowy plot od posiadłości . Zawracamy i idziemy do najważniejszej świątyni w Tnjung. Duży ma opory żeby wejść, ja idę w dym i napotykam miłą panią, która coś do mnie mówi Ok nic nie kumam ona się śmieje, ja się śmieję, jej dziecko się śmieję no fajnie, tylko o co Pani chodzi? Babeczka kumata była i widząc mój dziwnie głupawy uśmiech pokazała na drogi rodne Biggrin, zakumkałam pyta, czy nie mam menstruacji, bo w takiej sytuacji jestem nieczysta i nie mogę wejść do świątyni Good .











Myślałam, że zwiedzając świątynie jesteśmy sami, nic z tego, Pani nas z za winkla obserwowała, a mały chodził za nami krok w krok.
 Przed kolacją jeszcze zachwycam się ichnimi domami






no i na początek aperitif z soku pomarańczowego i (moje piwo w tle już w normalnym zmówieniu)





a potem kurczak w sosie cytrynowym





i wołowinka z sosem pieprzowym




Jeszcze parę fotek z hotelu wieczorem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz