Do pokonania mamy 107 km, a droga wygląda tak 

Docieramy na miejsce, a właściwie na ogromny parking
. Teraz musimy przejść pomiędzy straganami typu mydło i powidło żeby dojść do autobusu, którym podjedziemy do kas. Oczywiście można tę trasę przejść na piechotę, ale w tym upale naprawdę nie warto oszczędzać tych parę złoty na bilet. Autobus taki typowo ichni, trochę rozklekotany bez klimy, ale jedzie.

Zatrzymujemy się przed sporym budynkiem, w którym są kasy, restauracja, jakiś sklepik z pamiątkami i toalety. Jest to ostatnie miejsce, w którym można kupić coś do picia i skorzystać z toalet. Po wspięciu się na górę już nic nie ma.
Kupujemy bilety po 250 ripii i idziemy w kierunku schodów. Oczywiście proponują nam „podwózkę”

Czytamy podstawowe info o jaskiniach
oglądamy plan jaskiń
Troszkę jestem zaskoczona bo miał być wodospad spływający do rzeki Waghora, a tu ani wodospadów, ani rzeki. Jesteśmy w porze suchej więc jest troszkę inaczej niż na zdjęciach w necie
. Troszkę szkoda bo byłam ciekawa tego widoczku na żywo


Na szczęście widać ślady, po wodospadach. Resztę muszę sobie wyobrazić
Po przeminięciu świetności buddyzmu w Indiach, wihary zostały opuszczone przez mnichów , a jaskinie „zabrała” jungla. Ponownie odkryte zostały dopiero na początku XIX wieku przez Jona Smitha, który zapuścił się w te rejony na polowanie na tygrysa i przypadkowo odkrył jedno z wejść. Przez wiele lat jaskinie nie były udostępnione do zwiedzania. Teraz jednak wszyscy możemy podziwiać sztukę buddyjską tamtego okresu.

Freski przedstawiają historię Buddy, ale również bogate życie pałacowe. Widzimy piękne pałace, orszaki, zwierzęta. Księżniczki odziane w jedwabie i wspaniałą biżuterię i książęta w bogatych strojach oddają się przyjemnościom życia również tego intymnego. Słowem wszystko co ludzkie zostało przedstawione na ścianach i sufitach

W 1983 roku Jaskinie Ajanta zostały wpisane na Listę Światowego Diedzictwa UNESCO.
Jaskinie nadal pozostają miejscem świętym dla buddystów. Przybywają tu pielgrzymi z całego świata aby pomodlić się i pomedytować w jednej z pięciu sal modlitewnych. Przed każdą chaityą stoją strażnicy, którzy sprawdzają czy jesteśmy przyzwoicie ubrani
i czy zdjęliśmy obuwie .

W jaskiniach praktycznie przez cały czas prowadzone są jakieś prace konserwatorskie. Przed wyjazdem czytałam, że często niektóre obiekty zostają całkowicie wyłączone ze zwiedzania
. Trochę się obawiałam, że będziemy mieli pecha i też będziemy musieli pocałować klameczkę. Człowiek taki szmat drogi przejeżdża i miałby trafić zonka
. Oczywiście u nas też jedna chaityja była poddawana renowacji. Na szczęście nie była zamknięta, bo szkoda było by jej nie zobaczyć.


Zorganizowane wycieczki i wielu turystów indywidualnych odwiedza najczęściej polecane jaskinie czyli nr 1,2,4,9,10,16 i 17. Czyli dochodzi praktycznie do połowy.
My koniecznie chcemy dojść do jaskini 26, w pewnym momencie odwracam się i uświadamiam sobie, że będziemy mieli taki kawał do pokonania w drodze powrotnej 



Jaskinia nas nie rozczarowała. Była piękna. Rzeźby, gra świateł, pięknie zdobiona stupa i pielgrzymi tworzyli niesamowitą mistyczną wręcz atmosferę. Ciarki przechodziły po plecach jak człowiek patrzył na odpoczywającego Buddę. Polecam włożenie odrobiny wysiłku i dotarcie tu

Nasze zwiedzanie dobiega końca, właśnie doszliśmy do jaskini nr 30, dalej już się nie da
Teraz trzeba wrócić do wyjścia, a to kawałek jest 


Dla zmęczonych i leniuszków oczywiście jest płatny transport 

Można również pospacerować wzdłuż koryta rzeki, wyjść na punkty widokowe po drugiej stronie wzgórz 
Można także pójść na skróty przez most. Ten sposób wybieramy. Dzięki temu nie musimy przechodzić całej drogi ponownie 



W rzece wody niewiele, ale za to ładnie kwiatki kwitną i pachną
Dochodzimy do miejsca, z którego odjeżdżają autobusy na parking. Oczywiście nie chce się nam zaginać w tym upale 4 kilometry
, kupujemy bileciki i jedziemy 


Koszt biletu autobusowego to 15 wariatów.
Jaskinie czynne są od 9.00 do 17.30. Nam zwiedzanie zajęło jakieś trzy godzinki

Zanim dojdziemy do samochodu oczywiście ponownie musimy przejść przez stragany. Kupujemy zimniutkie picie i ruszamy w kierunku Aurangabadu. Wracamy tą samą drogą, ale dla porównania fotki z innych miejsc

Ten motocyklista jedzie w swoim kierunku
, a my w swoim
. Jest dobrze 



Brawo! Gratuluję!:) Teraz to już przepadłaś...będziesz pisać...i pisać...a masz co opowiadać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Asia zobaczymy na ile zapału wystarczy
OdpowiedzUsuń