czwartek, 11 maja 2017

Playa Del Carmen

Rano, przed śniadaniem, obowiązkowe karmienie przedszkola. Teoretycznie obsługa hotelu prosi o nie dokarmianie zwierząt, ale jak tu takich słodziaków nie poczęstować ........







Kilka zdjęć hotelu zrobionych w drodze na śniadanie.






Nasze pierwsze śniadanie. W ramach all można było zamawiać posiłki do pokoju, ale my wolimy zjeść w restauracji.





Obowiązkowa kawka po śniadaniu.





Ten kolega mieszkał przy sąsiednim domku, zawsze jak wracaliśmy wychodził i czekał na am am.





Przyszedł czas na labę.





Barman od rana serwował "szampana", zimne pyszne winko musujące.





Ogród hotelowy.





Hotel jest bardzo ok, jeżeli chodzi o plaże, to się nie wypowiadam, każdy lubi coś innego. Mnie się podobała, bardzo czysta, sprzątana kilaka razy dziennie, łagodne zejście, biały piaseczek, ładnie utrzymana zieleń.
Baseny ładnie położone z widokiem na plażę, jeden płytki, taki do moczenia się "dla niepływających", drugi do pływania z barem w wodzie (co jakiś czas słychać było plusk spadających helmucików, była taka 4 emerytów i mieli mały problemik Drinks z utrzymaniem się na "mokrych stołeczkach"ROFL, jak wyjechali zrobiło się smutno .

Goście hotelowi to głównie Amerykanie i Kanadyjczycy, niewielu Helmucików, zero skośnych Dance 4 więc z leżaczkami najmniejszego problemu nie było. Zawsze coś się znalazło (oczywiście helmuciki już przed śniadaniem zajmowali tradycyjnie, ale nie miało to sensu), troszkę trudniej było złapać "baldachimki", ale raczej nie było sytuacji, że ktoś na cały dzień rezerwuje, patrz rzuca ręcznik, a łóżeczka stoją puste, bo on śpi w pokoju albo siedzi w basenie.

Była wydzielona część Privilege, tam przy każdym leżaczku stoliczek z wiaderkiem  lodu na szampana , oddzielna obsługa i też baladchimki, teoretycznie oddzielona, ale spokojnie można było wejść i korzystać z luksusu" .






Obsługa z Privilege strasznie się nudziła (  tam może 3 do 6 leżaczków zwykle było zajęte) więc donosiła drineczki wszystkim gościom.


Kelnerzy bardzo dbali o "dobre samopoczucie gości" co chwilę ktoś się pojawiał i pytał, czy czegoś nie potrzebujemy . Jak w każdym hotelu i tu była jedna wybitnie nieudana kelnerka, jak miała nasz rewir, szło się samemu do baru, inaczej zamiast "szampanika" potrafiła przynieść wodę gazowaną, a o zamówieniu drineczków to zapomnij człowieku, nic nie kumała .


Kilaka fotek z części ogólnej.





Ta część miała umocniony i wybetonowany brzeg. Plastiki chroniły przed sporymi falami. Było to super rozwiązanie . W nocy była straszna burza i ulewa, ta część pozostała nienaruszona, pozostała część plaży przez 1/2 dnia była czyszczona i doprowadzana do jako takiego stanu. Przy innych hotelach, gdzie nie było takiego umocnienia woda wdarła się aż do ogrodów hotelowych.


Za umocnieniem była już normalna plaża i centrum rekreacji.









Plażą można było dość daleko spacerować.








To fotki z "bardziej naturalnej" części.
Zagospodarowana część wyglądała tak:





Po południu jedziemy do Playa del Carmen.


Miasteczko typowo turystyczne z ładnymi i drogimi hotelami przy morzu, plaża duża, przy hotelach sprzątana, dalej różnie to bywa.
Właściwie życie skupia się przy Quinta Avenida, typowo turystyczna ulica, sklepy, restauracje, bary, dyskoteki.
 Każde dojście do plaży równa się z przejściem przez deptak, no a jak już się jest na deptaku to atmosfera zakupowo zabawowa wciąga Biggrin.
Jeżeli przyjeżdża się samochodem należy bardzo uważać gdzie i jak się parkuje. Tną turystów równo.
Stanęliśmy na parkingu przed molem, wracamy mandacik. Co jest, stanęliśmy w wyznaczonym miejscu, obok nas stoją miejscowe samochody, nikt nie ma mandatu, czytamy zastanawiamy się i nijak nie możemy dojść o co chodzi. Wrzucamy mandat do samochodu i wracamy do hotelu, zapytamy się o co biegaDiablo, bo my nie kumamy. Przyjechaliśmy ,ale o mandacie już zapomnieliśmy, bo poszliśmy do baru Biggrin. Na drugi dzień rano pojechaliśmy do XCaret, wróciliśmy późno, już nie było gdzie zaparkować samochodu więc pracownik ochrony skierował nas na parking dla pracowników. Rano Duży Z poszedł przeparkować samochód wraca i mówi: a Ty widziałaś, że nie mamy tablicy z przodu. No jak nie, przecież była ,dokładnie oglądaliśmy przy wynajmowaniu. Duży Z, no mówię ci nie ma, ktoś nam odkręcił i się śmieje. Okazało się, że straż miejska wypisuje mandacik, a jako zabezpieczenie odkręca tablice rejestracyjne. Płacisz mandacik tablicę oddają Crazy. Co myśmy się naszukali siedziby straży, a ile biurokracji zobaczyliśmy.... Suma sumarum mandacik zapłaciliśmy( 245 wariatów po promocji w nagrodę za szybkie zgłoszenie się; na mandacie jest wypisany art. z którego nas obcięli, kwota 491 wariatów, a poniżej napisano zniżka za szybkie opłacenie 50 %).Fool Najlepsze było to, że przy nas mandat płacił Meksykanin, który jak usłyszał gdzie zaparkowaliśmy to nas zaczął przepraszać, za swój głupi kraj i mentalność policji . Powiedział, że wystarczyło iż kawałeczek opony dotykał do żółtej linii( nie musiał dotykać i nie musiało być linii) i już turyście walą mandacik. Fakt jak pojechaliśmy drugi raz do Playa jego słowa się sprawdziły. Jeżeli nawet o cm opona była na żółtej linii, a samochód był wynajęty, już mandacik za szybą leżał.Bomb







W takim kościele to nawet ja mogła bym cały dzień przesiedzieć i to w pierwszej ławce- co by mi nikt widoku nie zasłaniał .Preved






Wracamy do hotelu na dalszy odpoczynek. Jutro cały dzień spędzimy w parku rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz