środa, 14 lipca 2021

Ostatnie popołudnie w Chiang Mai

Po kursie gotowania poprosiliśmy, żeby kierowca podrzucił nas na największy targ w Chiang Mai. I tak wylądowaliśmy niedaleko brzegu rzeki Ping na ulicy Chang Mai Road. Od tej ulicy odchodzi Wichayanob Road, która dzieli ogromny kompleks targowy na dwie części. Po jednej stronie, w kierunku rzeki znajduje się hala, która mieści Ton Lam Yai Market z targiem kwiatowym od strony rzeki. Po przeciwnej stronie ulicy mieści się z kolei bliźniacza hala Warorot Market. Każda z hal dodatkowo otoczona jest dostawionymi do nich straganami i sklepikami. No to ruszamy. Mijamy kilka straganów ze słodyczami i koszami prezentowymi wypełnionymi owocami, wśród których najcenniejsze to jabłka i ...



... wchodzimy na targ kwiatowy... Jako pierwsze w oczy rzucają się kwiaty w konfiguracjach świątynnych - naszyjniki z kwiatów do zawieszania na posągach oraz kwiaty lotosu, chyba najpopularniejsze jeśli chodzi o składanie w świątyniach buddyjskich. W końcu lotos to jeden z symboli Buddyzmu. Pąk czy kwiat mają swoje symboliczne znaczenie. Przecież w każdym miejscu gdzie Budda postawił stopę jako dziecko pojawiał się kwiat lotosu...







Kwiaty, których na targu kwiatowym zobaczyliśmy chyba najwięcej to odmiany storczykowate. Tego nie kupuje się na sztuki. Z zasady najmniejsza ilość to taka wiązanka, która w przeliczeniu na złotówki kosztowała około 5 zł.


Ten rodzaj storczyków jest bardzo popularny w gastronomii. Ponieważ kwiaty są relatywnie tanie a jednocześnie ładne, wykorzystuje się je więc w dwojaki sposób. Po pierwsze są chyba najpopularniejszymi kwiatami do dekoracji restauracyjnych, kawiarnianych czy barowych stolików. Po drugie wykorzystuje się je do dekoracji potraw - np. ciast czy lodów...











Chciałem podarować Małemu taką wiązkę storczyków, ale Mały przekonał mnie, że ponieważ już jutro opuszczamy Chiang Mai to kwiatki się zniszczą... Szkoda bo tak ładnie prezentują się z Małym...



Są też i bardziej egzotyczne kwiatki, za które w Polsce trzeba słono płacić, a w Azji często rosną jako całe żywopłoty...


Bardzo popularne są też różne kwiaty barwione sztucznie...



Zawsze podziwiam florystów z Azji za niesamowity dar układania wiązanek i kwiatowych dekoracji...





Pięknie prezentują się też inne storczyki, a w tle za nimi gladiole...


Dwupiętrowa hals podzielona jest na kilka sektorów. Zaczynamy od spożywki. Jest tu wiele stoisk z produktami bardzo typowymi jak suszone ryby czy krewetki, ale są też i produkty dla nas mało znane lub niespotykane na krajowych targach...




Jednym z takich produktów są żywe żaby. Duże, mięsiste... I jeżeli będziecie mieli okazję popróbować żab w Azji to nie ma się czego obawiać. Mięsko czyściutkie, jasne, gdyby nie wiedza o jego pochodzeniu to trudno byłoby połączyć podaną potrawę z kumkającym zwierzakiem...



Tak wyglądała nasza żaba w sosie curry... Mały stwierdził, że była bardzo smakowa...


Kolejnym dość nietypowym produktem były węgorzyki z pól ryżowych. Podczas gdy my przyzwyczajeni jesteśmy do węgorzy długich i tłustych, najczęściej spożywanych w postaci dzwonek węgorza wędzonego, tutaj węgorze bardziej przypominały sznurówki do butów. Trafiają do zupy, ale też i do potraw stanowiących danie główne, w towarzystwie warzyw i sosów...


Jeżeli mamy ochotę na kolację z mięsa krabów, czy to w postaci całego kraba czy też na przykład krabowych kulek to do przygotowania potrawy kucharz wykorzysta zakupionego żywego kraba. No a żeby kraby na straganie nie próbowały uciec ani walczyć między sobą na szczypce z zasady są powiązane tasiemką...


Jeśli chodzi o mięsa to ich wybór przypomina mi to, co pamiętam z czasów, gdy istniały jeszcze w Polsce na targowiskach liczne prywatne jatki. Nie ma pakowanych na tacki porcji kotletów czy mielonego. Sposób rozbioru jest nieco inny niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, ale kupimy też produkty nie często dostępne, możliwe do nabycia tylko w nielicznych sklepach mięsnych - płucka, móżdżki, grasicę i świńskie ucho. 
Kolejna rzecz, która przywołuje wspomnienie dawnej polskiej jatki to obecność drewnianego kloca, na którym kroi się mięso. Tu jeszcze zakazu stosowania drewna nie ma... I jak w dawnej jatce rzeźnik ukroi nam taki kawałek jaki chcemy, z takiego kawałka jaki wybierzemy i przygotuje nam produkt zgodnie z życzeniem - na gulasz, kotlety czy też drobne kawałki.



Niezliczona jest ilość straganów oferujących produkty pakowane. Znaleźć można tu wszystko, co lubimy, czego potrzebujemy i czego chcielibyśmy popróbować. Jest wiele rodzajów suchych przekąsek tak na słodko, jak i na słono. Znajdziemy tu wiele rodzajów kawy i herbaty tak zielonej jak i czarnej. Są przyprawy i gotowe mieszanki. Mamy do wyboru sosy o różnych smakach i różnym przeznaczeniu...






Przyznam, że trudno to wszystko ogarnąć.  Oczywiście poza stoiskami z produktami spożywczymi są też i stoiska z chemią gospodarczą czy kosmetykami. Nas szczególnie zainteresowało stoisko z bardzo szeroką gamą podobno "naturalnych" kosmetyków, wśród których znaleźliśmy zapachowe olejki do masażu. Tak więc będziemy dalej targać ze sobą litrową butlę pięknie pachnącego lejku, kupioną za cenę odpowiadającą mniej więcej 100 ml podobnego produktu w Polsce...


Jest też na targu cały sektor odzieży, obuwia i dodatków, ale akurat tymi towarami nie byliśmy zainteresowani, więc nie mamy zdjęć. 


Uwaga dla osób o słabej wydolności, szczególnie z problemami oddechowymi i kardiologicznymi. W halach panuje niesamowity zaduch. Wysoka temperatura, wilgotność i zapachy tak różnych towarów sprawiają, że pot się z człowieka leje i zaczyna brakować powietrza. Hale nie są klimatyzowane. Jedynie wisi tam trochę wiatraków, a wentylatory na stoiskach nie są w stanie zapewnić świeżego powietrza w hali. Tak więc mamy dość i zmierzamy do wyjścia...


Jak na każdym targu bogata jest sekcja warzyw i owoców, ale o tych produktach pisałem już w innych wpisach...


Produktem u nas niespotykanym są duriany. Podobno w Azji cieszą się ogromnym powodzeniem, mimo smrodu jaki generują, ze względu na swój specjalny smak. Jednak nie zauważyliśmy aby tutaj cieszyły się szczególnym zainteresowaniem czy wzięciem. Może przyczyniała się do tego relatywnie dość wysoka cena...


No i oczywiście jak na każdym targu w Azji także i tu podczas męczących zakupów można się posilić. Jednak po atrakcjach w szkole gotowania jakoś nie odczuwamy potrzeby dalszej konsumpcji ...



A przed samym wyjściem jeszcze pokusą była piękna duszona goloneczka...


Tym razem nasze zakupy nie są zbyt okazałe, bo przed nami jeszcze sporo dni włóczęgi i sporo przemieszczania się, więc końcowe zakupy postaramy się zrobić przed samym wyjazdem do domu...

A ponieważ jutro opuszczamy Chiang Mai i udajemy się do Chiang Rai ostatni raz korzystamy z luksusu naszego pokojowego jacuzzi...