środa, 12 kwietnia 2023

Aconcagua i Punte del Inca

 Rozejrzeliśmy się po okolicy Las Cuevas. I wcale nie dziwi nas to, że liczba ludności tej miejscowości zmniejsza się z roku na rok. W 1991 żyło tu jeszcze 56 mieszkańców. W 2001 było ich już tylko 7. Ludzie wolą dojechać do pracy kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów niż mieszkać na tym odludziu.. Pytanie - czy da się tu zarobić na życie. Zapewne tak, gdyż droga jest dość ruchliwa. Jak widać na filmie z poprzedniego wpisu trasą numer 7 jeździ cała masa samochodów ciężarowych przemieszczając towary między Argentyną a Chile. Wioska jest ostatnim przystankiem przed tunelem łączącym oba kraje. 200 km od Mendozy to dystans na odpoczynek dla kierowców tirów, po około 4 godzinach jazdy, więc działają punkty gastronomiczne. Są turyści... Ale jednak co innego pracować tutaj a żyć tutaj...


Wspaniałe widoki umilają nam drogę do kolejnego przystanku. A nie jest to daleko, bo zaledwie 11 km.














Te 11 km z przystankami zajęło nam ponad pół godziny. Zjeżdżamy z trasy i parkujemy w miejscu oznaczonym jako punkt widokowy na Aconcagua. 



Tablica dokładnie przedstawia informacje o tym, co widzimy przed sobą. A jest na co popatrzeć,  ponieważ odsłania cały górny fragment najwyższego szczytu Andów i Ameryki Południowej...


Niestety chociaż dalej w dolinę prowadzi całkiem przyzwoita szutrowa droga to nie ma tam wjazdu dla pojazdów innych niż straż parkowa. 
 Jednodniowy spacer po  Laguna Circuit of Horcones to drobne 1300 ARS czyli na dzień dzisiejszy 7 USD. Dojść można do pięknej laguny i punktu widokowego... Niby tylko 1.5 km i teoretycznie około 0.5 h spaceru ale jest mały haczyk w postaci bardzo silnego wiatru. Kilu śmiałków,  którzy zdecydowali się pójść zawróciło.....wiatr ich pokonał.


Nam zostaje jedynie krótka, około 400 m długości trasa widokowa, która powinna zająć około 20 minut. Powinna w tym wypadku to dobre określenie.............podczas gdy na zdjęciach wszystko wygląda pięknie w realu wieje tak silny wiatr, że trudno utrzymać się na nogach...


Te widoki po prostu powalają...


Tam daleko, na końcu tej wydawałoby się dość płaskiej doliny widzimy najwyższy szczyt Andów i Ameryki Południowej. Najwyższy na świecie szczyt położony poza Azją. Pięknie oświetlony słońcem. Polukrowany wiecznym śniegiem...



Jesteśmy w sercu Andów...





Ten jeden z siedmiu najwyższych szczytów świata przyciąga wspinaczy jak magnes. Sezon wspinaczkowy trwa to od listopada do marca, jednak najlepsza pora na wspinanie się na Aconcagua przypada między 15 grudnia a 31 stycznia. 


Na szczyt prowadzą dwie trasy. Pierwsza, tak zwana Droga Normalna zajmuje standardowo 18 do 20 dni wyprawy, chociaż byli i tacy, którzy wspięli się na szczyt w 12 dni. Trasa ta prowadzi przez północnowschodni grzbiet i zaczyna się na Plaza de Mulas. Trasa ta zasadniczo opiera się na trasie, którą w roku 1883 podjęła grupa kierowana przez niemieckiego geologa i badacza Paula Güssfeldta, (on jednak na sam szczyt nie dotarł). Pierwszym Europejczykiem, któremu udał się ten wyczyn był szwajcarski przewodnik górski Matthias Zurbriggen, który dotarł na szczyt 14 stycznia 1897 r.  


Alternatywną trasą jest tak zwana Droga Polska albo też Droga Polskim Trawersem, która zajmuje normalnie 17 dni. Tę trasę prowadzącą po wschodniej stronie Aconcagua jako pierwsza pokonała polska ekspedycja , w której skład wchodzili Konstanty Narkiewicz-Jodko, Stefan Daszyński, Wiktor Ostrowski oraz Stefan Osiecki. Na szczyt dotarli oni 9 marca 1934, pokonując po drodze Polski Lodowiec. 


Jest jeszcze jedna trasa, która prowadzi przez Lodowiec Polski, ale ta trasa dostępna jest dla specjalistów posiadających doświadczenie w trawersowaniu lodowców. Możliwa jest też kombinacja Drogi Polskiej i Normalnej i wtedy jest to tak zwana Droga 360° - w górę Drogą Polską z obozu bazowego w Dolinie Vacas a powrót Drogą Normalną na Plaza de Mulas. 


Najtrudniejsza podobno trasa prowadzi przez zbocze południowe, ale ta droga dostępna jest tylko dla najbardziej doświadczonej, elitarnej grupy wspinaczy...


Wspinaczka na Aconcagua z pewnością nie jest rozrywką dla ciepłolubnych. Nawet w sezonie wspinaczkowym temperatura w obozie wyjściowym Plaza de Mulas może spadać do -18 C. W wysoko położonych obozach pośrednich temperatury rzędu -20 C czy -25 C to w zasadzie standard. Nie pytajcie już o szczyt. Tam temperatura bardzo często przekracza -30 C... a jak dodać do tego jeszcze wiatr... Dziękuję, pozostajemy na dole... 





 Wspinaczka Drogą Normalną przez 18 dni kosztuje pomiędzy US$ 4,000 a US$ 4,500 od osoby. Do tego dochodzi jeszcze koszt zezwolenia między US$  291 –  800 zależnie od terminu i narodowości uczestnika...


Oczywiście jeśli jest miejsce, które samo w sobie jest rekordowe to i musi służyć do bicia rekordów. I tak najszybciej szczyt zdobył ekwadorski Szwajcar Karl Egloff, osiągając czas 11 godzin i 52 minuty. Rekord wśród kobiet należy do Ekwadorki Danieli Sandoval a jej czas jest prawie dwukrotnie dłuższy i wynosi 20 godzin i 17 minut. Oczywiście muszą być też rekordy typu najmłodszy i najstarszy. Otóż według źródeł najmłodszym zdobywcą Aconcagua był liczący sobie zaledwie 9 lat Tyler Armstrong z Kalifornii. Wśród dziewczynek rekordzistką jest Kaamya Karthikeyan z Indii, która wspięła się na szczyt w wieku lat 12. Najstarszy do tej pory zdobywca Aconcagua to z kolei Scott Lewis, który osiągnął szczyt 26 listopada 2007 r. gdy liczył sobie drobne 87 lat... 



Trudno nacieszyć oczy tymi widokami. I wcale nas to nie dziwi, że dla Inków Aconcagua była Świętą Górą. W konsekwencji budowali wokół niej miejsca kultu, a co za tym idzie i miejsca składania ofiar bogom. W 1985 na wysokości 5167 m odkryto miejsce ofiarne uznane za jedno z najwyżej położonych na świecie i najtrudniejszych do dotarcia wśród znanych nam miejsc ofiarnych Inków. W tym samym roku 1985 wspinacze odkryli na wysokości 5300 m zamarzniętą mumię pod szczytem Pirámide - w południowozachodniej części masywu Aconcagua. Okazała się to być mumia siedmioletniego chłopca ofiarowanego bogom w ceremonii capacocha. 



Wracamy na parking. Tu, przy bramce na drodze w głąb parku znajduje się maszt z argentyńską flagą i popiersie Generała San Martina. 


Jest też i krzyż ...



Jest oczywiście budynek, w którym wnosi się opłaty, uzyskuje informacje i znajduje przewodników na trasy po parku. To Centro de Atención de Visitantes "Dr. Alfredo Eduardo Magnani" czyli Centrum Obsługi Gości imienia Dr Alfredo Eduardo Magnani - pochodzącego z Mendozy wspinacza, himalaisty, znawcy gór i człowieka, który przygotował przepisy dla utworzenia Parku Narodowego Aconcagua. A przed wejściem mamy strój, jaki powinien mieć zapaleniec, chcący zdobywać najwyższy szczyt Andów...



Ostatnie spojrzenie za siebie i wyjeżdżamy na drogę Nr 7.


Jednak nie sposób  nie zatrzymać się kilkaset metrów dalej i jeszcze raz nie spojrzeć na Aconcagua...



Do kolejnego celu na naszej trasie mamy zaledwie około 3 km. Ten ciekawy punkt oznaczony jest na mapie jako Puente del Inca czyli Most Inków. Jest tam niewielka osada, nieczynna stacja kolejowa na od dawna porzuconej linii kolejowej Mendoza - Santiago oraz camping i kilka miejsc, gdzie można się czegoś napić, coś zjeść oraz oczywiście nieodłączne w miejscach turystycznych stragany z pamiątkami. Miejscowość, według ostatnich danych liczy sobie aż 132 mieszkańców...



Czym jest ten Most Inków? To znajdujący się na wysokości 2,744 m n.p.m. naturalny most skalny nad rzeką Cuevas, która jest dopływem rzeki Mandoza. Obok znajdują się też źródła geotermalne.




Naturalny most tworzy łuk zawieszony 19,2 m nad poziomem rzeki, który ma 53,4 m długości, 27,6 m szerokości i 10,2 m grubości. (Niestety, struktura ta jest niestabilna i grozi zawaleniem, co spowodowało, że wejścia na most zakazano).



Miejsce zwane dziś Mostem Inków było znane już w czasach imperium Inków jako źródła termalne położone przy jednej z odnóg szlaku dróg zwanego Tahuantinsuyo, łączącego stolicę Cusco z najodleglejszymi miejscami imperium. Legenda głosi, że cierpiący na trudne do wyleczenia dolegliwości wódz przybył tu z synem i grupą wojowników by leczyć się w tutejszych termach. Aby mógł przekroczyć wąwóz i dotrzeć do źródeł wojownicy utworzyli ze swoich ciał most i władca przeszedł na drugi brzeg po ich grzbietach. A gdy się odwrócił zobaczył, że jego wojownicy skamienieli tworząc nad rzeką most...


Ta ciekawa formacja geologiczna i źródła termalne wzbudziły poważne zainteresowanie już w XIX w. Miejsce to odwiedził między innymi sam Karol Darwin i wykonał kilka przedstawiających je szkiców. A po nim przyszli tu inni wielcy tego świata...


Eksploatacja źródeł termalnych rozpoczęła się na początku XX wieku jako uzdrowiska termalnego, poprzez budowę luksusowego hotelu, kościoła, zespołu łaźni powiązanych do naturalnej konstrukcji oraz tunelu łączącego hotel z łaźnią. Pawilon kąpielowy składał się z oddzielnych basenów, z których każdy miał ujęcia wód z różnych źródeł termalnych.




W 1965 roku doszło do ostatecznego opuszczenia tego miejsca po przejściu lawiny, która spowodowała ogromne zniszczenia w konstrukcji hotelu. Jednak most i łaźnie nie zostały uszkodzone i jeszcze przez wiele lat można je było odwiedzać i z nich korzystać.



Od 1991 r istniejące jeszcze obiekty zostały zamknięte, miejsce ogłoszono pomnikiem przyrody i obecnie można je oglądać jedynie w ograniczonym zakresie od strony północnowschodniej.



Warto zatrzymać się tutaj, żeby podziwiać ciekawe formacje geologiczne o zróżnicowanych kolorach.



Za mostem zachował się kościółek, wybudowany dla uzdrowiska, ale obecnie nie ma do niego dostępu...


Natomiast w samym miasteczku w oczy rzuca się budynek galerii sztuki gdyż nie jeden artysta przyjeżdżał tu, aby zainspirować się pięknem okolic Puento del Inca...



Ruszany w drogę powrotną do Mendoza. Przed nami 190 km jazdy piękną drogą.Ponieważ pogoda jest wspaniała to co jakiś czas zatrzymujemy się na punktach widokowych albo w miejscach, które nam się po prostu podobają...












Nie moglibyśmy nie zatrzymać się w miejscu, gdzie przy trasie widać kolejne kolorowe góry...


W tym miejscu ściana doliny rzeki Mendoza wygląda jak mury obronne średniowiecznego miasta...









Na kolację wracamy do tej samej restauracji, co wczoraj ale tym razem zmieniamy menu. Zamiast steka z dodatkami lomo będzie stek w bułce - lomito... I oczywiście na początek Aperol...





I nasze lomito nadjechało...







I tak zakończyliśmy dzień, a jutro trasa winna wokół Mendozy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz