środa, 22 marca 2017

Indie - Hampi

Przed nami 240 km drogi do Hospet . Według wszelkich gwiazd na niebie powinniśmy ten odcinek pokonać w pięć godzin. Nasz kierowca jednak postanawia udowodnić nam, że to nierealne. Na pięknej, szerokiej drodze nie przekracza 70 km/h. Nawet nie mam siły złościć się na niego, Piętaszek to Piętaszek, po co mu napiwek od zadowolonych klientów……. . DZ co chwilę zerka wymownie na zegarek, ale Piętaszka nic nie rusza, nie przyspiesza Dash 1. Chłop mi w końcu nie wytrzymuje i pyta „mistrza” czy w Indiach kierowcy nie potrafią jeździć szybko? Na to Piętaszek się uśmiechnął i przez jakieś pięć minut pojechał 120 i tyle było naszej radości  Lol. No to się wleczemy, oglądamy Indie przez okno samochodu i podpatrujemy życie  codzienne Indusów.
Pole bawełny gotowej do zbiorów.



dostawa trzciny


suszenie papryki

lokalny transport


ekologia


transport


praca




Po prawie siedmiu godzinach drogi „przez mękę”, dziękujemy Ci Pientaszku, docieramy do hotelu w Hospet. Tu mamy zarezerwowany  hotel Royal Orchid Central




Hospet jest miastem, w którym nie ma nic do oglądania. Zatrzymujemy się tu tylko ze względu na hotel, a naszym celem zwiedzania jest osławione magiczne i tajemnicze Hampi położone około 15 km od Hospet.
Przyznam, że w planach mieliśmy odpoczęcie po podróży przy basenie i dopiero popołudniu zwiedzanie, ale nasz „mistrzu” jak zwykle pokrzyżował nam szyki wlekąc się niemiłosiernie całą drogę Diablo.
Pozostało nam wzięcie szybkiego prysznica, zmiana ubrań na mocno przewiewne i ruszamy na podbój królestwa Widźajanagar, którego ruiny, w 1986 roku, wpisano na listę UNESCO.
Wioska Hampi założona została na ruinach powstałej w 1336 roku stolicy hinduskiego Państwa Widźajanagar . Miasto było niezwykle piękne i bogate niestety w XV w najechali na królestwo muzułmanie, wymordowali większość ludności i w ramach pozbywania się pamięci o świetności państwa zniszczyli też sporo budowli. Na szczęśćie nie udało się im dokonać całkowitej destrukcji i do naszych czasów , na obszarze ponad 26 km kwadratowych, przetrwało 550 świątyń i pomników Man in love.
Droga do Hampi to przebicie się przez jeden wielki korek, ale nam to nie przeszkadza. Widoki są piękne. Co jakiś czas wyłaniają się piękne skałki i jakieś ruiny poukrywane wśród pól ryżowych i plantacji traw bananowców. Ja z niecierpliwością czekam na to, co zobaczymy na miejscu Preved.
Nasz pierwszy cel to świątynia Vittala . Wybieramy ją świadomie ponieważ udostępniona do zwiedzania jest tylko do godz. 16.00, a jest jednym z najdalej położonych obiektów w Hampi.
Do samej świątyni nie ma dojazdu. Trzeba zostawić samochód na parkingu i przesiąść się na elektryczka, który za niewielkie pieniądze dowozi na miejsce pod same kasy biletowe. Można również ponad 3 kilometrową trasę przebyć na piechotę, ale to polecam tylko mega twardzielom. Idzie się w niesamowitym kurzu i pyle po całkowicie nieocienionej piaszczystej drodze, a żar z nieba bije niemiłosierny. Na terenie świątyni na szczęście jest sporo handlarzy z piciem.
Nasz elektryczek pędzi, a my podziwiamy widoki.
Kupujemy bilet do świątyni za 250 wariatów i dowiadujemy się, że uprawnia on nas do zwiedzenia tego dnia jeszcze dwóch innych obiletowanych obiektów, pod warunkiem, że dotrzemy do nich do godziny osiemnastejPreved.
Informacja o świątyni


 











Oryginalnie cały kompleks świątyni pokryty był białą i czerwoną farbą. Obecnie gdzieniegdzie zachowały się niewielkie fragmenty dawnej ozdoby ,nie jest łatwo wyobrazić sobie jak pięknie musiała wyglądać świątynia jeszcze w XVI w, niewątpliwie było to  niesamowite dzieło skoro do dzisiaj co chwilę słychać westchnienia zachwytu zwiedzających. Na nas wywarła ogromne wrażenie.
 


Najbardziej zagadkowa budowla, sanktuarium Garudy – kamienny rydwan, którego data powstania nie jest znana.
Garuda –orzeł, który służył jako pojazd Wisznu zazwyczaj w każdym kompleksie świątynnym miał swoją kapliczkę. Tutaj umieszczoną ją w kamiennym wozie pierwotnie wyposażonym w siedem kamiennych koni, obecnie na ich miejscu ustawiono postaci słoni. Podobno kamienne koła wozu są w stanie się obracać, niestety nie mogłam tego sprawdzić ROFL.
Cały wóz jest niesamowicie misternie zdobiony, niestety nie ma w nim już posągu Garudy, nie mam pojęcia czy gdzieś na świecie znajduje się inny równie ciekawy obiekt Biggrin

Odwiedzamy jeszcze kolejną Mantapę i będziemy opuszczali świątynię Vittala.


Zanim pojedziemy zwiedzać kolejny „obiletowany” kompleks na chwilę udajemy się nad rzekę Tungabhadra. Po drodze oglądamy ruiny kolejnych świątyń i budowli świeckich.
Oczywiście nie omijamy wagi królewskiej. Podobno  ważono na niej króla, a na drugiej szali kładziono zboże, złoto i pieniądze, które później rozdawano ubogim. Zapewne fajnie było mieć za króla osobę słusznej postury Biggrin.


















Dochodzimy do rzeki Tungabhadra i wita nas takie ostrzeżenie Girl wacko.
Po drugiej stronie brzegu, na wzgórzu znajduje się kolejna świątynia. Można za około 150 wariatów przepłynąć śmieszną „okrągłą” łupinką i udać się na długi spacer pod górę Training 1. No, ale te krokodyle……., nie no nie zdecydujemy się na przeprawę ROFL. Jeszcze na moje kości się rzucą i co ja pocznę Girl cray, nie jestem Stefcią Harper, zeżrą mnie jak nic te grubasy ROFL .
Decydujemy się chwilę pocieszyć oczy widokami i wracać do elektryczka.











Zanim wsiądziemy do elektryczka niestety w upale musimy odstać swoje Dash 1.  Okazuje się, że chcących zaoszczędzić parę grosiaczy, którzy idą z buta jest niewielu Biggrin. Większość jednak woli zapłacić i nie dyrdać bez sensu w upale i kurzu.




Parę widoczków z drogi powrotnej









a to już widoczki z samochodu








W necie jest sporo informacji, że Hampi spokojnie można zwiedzać piechotą. Nie do końca jest to prawda. Zapewne znajdą się osoby, które liczą każdy grosz i one uznają, że to najlepsze rozwiązanie. Ja nie wyobrażam sobie zwiedzania wynajętym rowerem (paru  takich „męczenników” widziałam ), a co dopiero z buta.  Odległości pomiędzy obiektami są spore, a żar z nieba się leje i dodatkowo płasko nie jest. Lepiej już wynająć tuk-tuka niż się męczyć .


Kolejny nasz cel to Royal Enclosure , a Piętaszek się upiera, że nie. I cały czas w kółko powtarza Queen’s Bath, dajemy za wygraną. Niech mu będzie, najpierw zobaczymy Łaźnie Królowych.
Tak naprawdę to tu przyznam, że miał rację. Jak zobaczyłam to miejsce to później w pałacu królewskim już mi tylko wyobraźnia mogła działać. Jakie tam niesamowite zabudowania musiały być……. Wszystkim radzę taką kolejność oglądania.
Na początek informacja o łaźniach Biggrin
i fotki z łaźni















Z łaźni jedziemy do tzw. Royal Enclosure.
Gdzieś w tym miejscu książę Raya, jak głosi legenda, spotkał małego królika. Królik rzucił się na książęce psy i przegonił je. Raya I stwierdził, że skoro ta ziemia wydała tak waleczne i odważne zwierzę to on w tym miejscu stworzy swoje księstwo i tak też się stało.
Na początek krótka oficjalna informacja o miejscu, które będziemy oglądali Smile
Nasz bilet uprawnia nas do wejścia do stajni słoni. Przechodzimy więc szybciutko przez pozostałości  pałacu aby zdążyć przed zamknięciem wejścia do stajni. Po drodze strzelamy kilka fotek mijanych obiektów. Obejrzymy je dokładniej w drodze powrotnej ze stajni.
Przechodzimy przez niepozorną bramę i zapiera nam dech Shok. Przed nami wspaniała budowla, niezwykle okazała, zwieńczona fantastycznymi kopułami  - stajnie słoni. Zaskoczeni przez chwilę stoimy i przyglądamy się z daleka po czym stwierdzamy, że jeżeli tak wyglądały zwykłe stajnie to niestety nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jak wspaniały musiał być pałac. Wielka szkoda, że się nie zachował.
Lekko oszołomieni idziemy zobaczyć to cudo z bliska














Wracamy dokładniej obejrzeć centralną część pałacową. Na początek Lotus Mahal . Budowla swoją nazwę zawdzięcza fantazji Brytyjczyków, nie był to bowiem „Pawilon Przyjemości” jak go nazwali, a raczej pawilon spotkań władcy z jego doradcami Biggrin.







Udajemy się w kierunku południowo-wschodniej części królewskich zabudowań. Chcemy zobaczyć zbiorniki, akwedukty, Mahanavami Dibba, Platformę Dassera i inne pozostałości zabudowań.
Zanim tam dojdziemy oglądamy niezwykle skromne kamienne drzwi pałacowe Shok
Do interesujących nas obiektów jest kawałek drogi. Idziemy do samochodu i mniej istotne  części Royal Enclosure zwiedzamy na leniuszka,czyli podziwiamy je „przez szybę” Biggrin.


Podjeżdżamy prawie pod samą Dasara Dibbę , dalej niestety trzeba będzie znowu sporo pochodzić Biggrin.
Dasara Dibba to platforma wykorzystywana przez  królów Imperium Vijayanagara podczas świąt państwowych i religijnych.Najważniejszym świętem Imperium był  festiwal Mahanavami,  niektórzy nazywają więc platformę Mahanavami Dibba.










Przed nami jedno z ciekawszych i najbardziej  obfotografowanych miejsc w Hampi „schodkowy zbiornik”.   Ogromny zbiornik na wodę ma powierzchnię 22 metrów kwadratowych i głębokość 7 metrów. Zbiornik posiada pięć kondygnacji, jest bardzo dobrze zachowany, kolejny raz zaskakują nas niesamowite umiejętności ówczesnych architektów i budowniczych Shok.








Czas zobaczyć akwedukty, którymi woda dostarczana była do najodleglejszego zakątka królestwa. Kurczę a w Europie w tym czasie……..
Ówcześni inżynierowie stworzyli ogromną sieć akweduktów, niewiele z tego pozostało do dzisiaj. Podobno niektóre z ocalałych nadal działają. Tego nie potwierdzę ponieważ my widzieliśmy tylko te przy zbiornikach na terenie Royal Enclosure Blush
Niedaleko od zbiornika królewskiego (zbiornik schodkowy) znajduje się ogromny basen, który podłączony jest do głównego akweduktu biegnącego przez Royal Enclosure. Podobno w tym miejscu organizowane były zawody, na co dzień basen służył do kąpieli dla mieszkańców królestwa Vijayanagara. Niestety podczas naszego pobytu nie było w nim ani jednej kropelki wody Girl to take umbrage 2.
Podobno w czasach świetności Vijayanagara król i dostojnicy chętnie odpoczywali w przepięknych ogrodach spacerując  zacienionymi od drzew ścieżkami i rozkoszując się pięknem kwitnących kwiatów. Niestety niewiele z nich pozostało Lol.





Idziemy zobaczyć Durbar Hall czyli salę audiencyjną zwaną też salą stu kolumn.
rzut oka na pozostałość po jednym z bazarów
pozostałości po świątyni
Niestety jest już późno a my chcemy jeszcze zobaczyć Hazara Rama Temple musimy więc wracać do samochodu.

Hazara Rama Temple - świątynia rodziny królewskiej dedykowana bogu Ramie. Jest świetnie zachowana, na ścianach wykuto historie zaczerpnięte z Ramajany. Świątynia nie ma imponujących rozmiarów, ale jest bardzo ciekawa i warto ją odwiedzić.

 
Udajemy się na wzgórze Hemakuta, podobno jedno z najlepszych miejsc na podziwianie zachodu słońca. Podjeżdżamy na parking i idziemy w kierunku wzgórza i nagle niespodzianka przed nami świątynia naszego ulubionego Ganesh Preved, no to najpierw idziemy do Lorda, zachód słońca poczeka ROFL.

Przed zachodem kręcimy się trochę po wzgórzu, piękne miejsce
















Wzgórze Hemakuta to miejsce, gdzie spotykamy sporą ilość małp polujących na smakołyki przynoszone przez turystów. Nie zauważyłam żeby były agresywne dla ludzi, między sobą czasem się przeganiały i ustalały porządki, ludzi raczej nie zaczepiały i nie kradły. Po niemiłych przygodach na Bali raczej staram się trzymać od tych stworzeń z daleka, więc nigdzie bliżej do nich nie podchodziliśmy Biggrin.
Nie tylko człowieki czekają na zachód słońca Yes 3
W oddali bardzo ładnie prezentuje się świątynia Virupaksha , do której o tej porze przybywają tłumy wiernych aby wziąć udział w wieczornych modlitwach. My oglądanie Virupaksha zostawiamy sobie na następny dzień.
Za to chętnie przypatrujemy się ceremoniałom odprawianym przy wykutych w skale świętych lingach. Polewanie wodą i olejami, układanie kwiatów, rozrzucanie pachnących płatków, śpiew i zapalanie  lampionów oliwnych, a na koniec modlitwa.
Nawet nie wiemy kiedy zaczęło zachodzić słońce, tego dnia jednak nie był to jakiś wspaniały spektakl. Zwykły zachód jakich wiele.
Wracamy do samochodu żeby pojechać na kolację, ja jednak muszę jeszcze raz zajrzeć do Ganesh.

Kolację postanawiamy zjeść w jednej z bardziej polecanych w Hampi restauracji. Oczywiście kolacja veg. Czytałam, że  Hampi jest miastem weg i mięska tam w żadnej restauracji nie uświadczysz Biggrin.
Mango Tree jest bardzo klimatycznym miejscem, jedzenie nam smakowało, a atmosfera ……… można tam przepaść na długie godziny Lol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz