poniedziałek, 17 lipca 2017

Chiny - Pekin cz.III

Kolejny dzień... I sprawdza się zasada, że po burzy przychodzi słońce... Jest przepięknie...
No to jedziemy powtórzyć Zakazane miasto...
Zaczynamy z Placu Tienanmen...



Nic się nie zmieniło... Mao nadal patrzy ... A wojsko się przegrupowuje...



Czasem tylko fontanna przesłania portret Wodza...





Bez większych problemów przechodzimy przez Meridian Gate i nabywamy bileciki... Kolejka niby jest ale posuwa się sprawnie...
Ponieważ większość Zakazanego Miasta pokazywałem w poprzedniej relacji z Cesarskich Chin teraz bardziej skupię się na dodatkowych obiektach, poprzednio nie widzianych pokazując jedynie zarys odbytej drogi...
Tak więc na początek dziedziniec Golden Water River (Rzeka Złotej Wody) i Gate of Supreme Harmony (Brama Najwyższej Harmonii)
Trudno to sobie wyobrazić, ale ta rzeka wije się na odcinku ponad 2000 m...



Sala Najwyższej Harmonii to najwspanialsza sala w Pałacu służąca głównie do celów ceremonialnych, jak koronacje



My trzymamy się prawej strony kompleksu, bo interesują nas części dostępne za dodatkową opłatą...
Tu Brama Przodków...



Pozbywszy się po dodatkowe 20 RHB dochodzimy do Ściany 9 smoków.



Idziemy dalej przez Bramę Spokoju i Długowieczności...



W tej części Zakazanego Miasta faktycznie panuje relatywny spokój, ponieważ większość wycieczek zalicza jedynie "główny" ciąg zwiedzania



Za bramą musi oczywiście być Pałac Spokoju i Długowieczności...



Ten słoń coś podejrzliwie patrzy na zwiedzających...



Dochodzimy do pomieszczeń, w których znajduje się kolekcja wyrobów złotniczych... w tym i biżuterii...





I to ma być wszystko? Jestem rozczarowany... Tego co tu widzieliśmy zebrałoby się może na dwa stroje... Gdzie jest reszta cesarskiej biżuterii???


Kolejne budowle ..


W kolejnym obiekcie naszą uwagę przyciągają bogato rzeźbione nadproża...



oraz instrumenty cesarskiej orkiestry...

W kolejnych salach kolejne obiekty złotnictwa chińskiego...

I tak dochodzimy do Pawilonu Płynącej Muzyki, czyli Opery Cesarskiej, największej i najbardziej znanej sceny w Zakazanym Mieście...




Tak według makiety wyglądała ta scena w czasach swej świetności...



Cesarz i goście oglądali przedstawienia z sąsiedniego budynku...



W gablotach zobaczyć można trochę fragmentów strojów teatralnych...



Jest też kilka kolejnych instrumentów...



W tym pawilonie z kolei ciąg dalszy wyrobów dekoracyjnych, w tym z jadeitu...

Globus gwiezdny...

Są też i przenośne kapliczki... oczywiście z odpowiedniego kruszcu...

Trochę zmęczyły się Zające zwiedzaniem w upale i postanowiły odpocząć na jednym z cichych dziedzińców...

Dochodzimy do Studni Konkubiny Zen - W tej podziemnej studni utopił ją jeden z eunuchów...

Bycie konkubiną nie zawsze było bezpieczne, szczególnie jeżeli podpadło się Cesarzowej...

Przechodzimy do ogrodów...

I wychodzimy z Zakazanego Miasta... Żeby je docenić, trzeba zwiedzać je kilka razy, po kawałku i włączyć wyobraźnię...
Teraz jeszcze widok z za fosy...

I robimy sobie malutki odpoczynek...
Na wieczorny wypoczynek dobre są tereny olimpijskie. Po zmroku rozświetlone budowle robią wspaniałe wrażenie... Kolory zmieniają się cały czas...

Podświetlony stadion to jest to...

Kostka Lodu przyciąga błękitem...

Tłum zwiedzających... Trzeba ich więc nakarmić... Rozstawiono dwa wielkie namioty restauracyjne...
System jest prosty: Wchodzisz, kupujesz kartę na zakupy, chodzisz od stoiska do stoiska, wybierasz, płacisz kartą, z której ściągane są opłaty za poszczególne dania, siadasz, konsumujesz, idziesz do wyjścia, gdzie oddajesz kartę i dostajesz resztę... Prosto, szybko, łatwo i tanio... A jaki wybór...



Tak, tak... To wszystko się je... i to akurat wcale nie jest takie tanie...

Zające decydują się na panierowane krewetki i mongolski makaron... Pychotka...
Zanim zdążyłem zrobić fotkę, część krewetek została już pożarta...

Teraz pozostał już tylko powrót metrem do hotelu... Piękny dzień...


No i nastał dzień Małego Zająca. Dzień zakupów. Dzień, kiedy Duży spełnia dwie funkcje: portmonetki i nosidła...
Jedziemy na Silk Market...


Jesteśmy na miejscu. Rzut oka w koło, co się zmieniło i zanurzamy się...

Góra - dół; dół - góra, W podziemiach buty (Gucci czy Louboutin można kupić już za niecałe 100 zł), torebki maści wszelakiej, paski... Wyżej ciuszki, kurteczki, spodenki, sukieneczki...
Oczy wychodzą z orbit... Liczba woreczków wzrasta a wymienione 200 eurasów wcale tak szybko nie topnieje... Ale zakupy to sekret...
Wracamy do hotelu i idziemy na kolację do restauracji, którą odwiedziliśmy już pierwszego dnia i do której nie mogliśmy się dostać podczas ulewy...
Jest bosko...

Kaczuszka nie całkiem po pekińsku, ale smakowa...



Tak minął kolejny piękny dzień... Ostrzeżenie dla panów - Silk Market zagraża zdrowiu! Rozwiązanie: Przekazać piękniejszej części związku wyliczoną ilość gotówki, wpuścić, wskazać godzinę (umowną) ponownego spotkania i udać się do jednej z knajpek położonych na parterze lub w okolicy na piwo...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz