piątek, 6 września 2019

Góra Synaj

Nie można jednak żyć samymi nurkowaniami odpuszczając sobie inne atrakcje półwyspu Synaj. Chyba najbardziej znaną z nich jest Góra Synaj inaczej zwana Górą Mojżesza oraz znajdujący się u jej stóp klasztor Św Katarzyny. Nie mogliśmy więc odpuścić sobie tej przyjemności, która, jak się okazało w realizacji, była dość mocno męczącą wyprawą.
Wycieczka na Górę Synaj wyrusza z Sharm El-Sheikh około 22:00. Pierwsza sprawa to sprawdzenie, czy wszyscy uczestnicy zabrali ze sobą paszporty, które potrzebne będą na punktach kontrolnych egipskiej policji i armii (wiadomo, że już wtedy półwysep Synaj nie był w pełni bezpieczny i w górach ukrywali się różni rebelianci, z którymi wojsko i policja nie mogą poradzić sobie po dziś dzień). Oczywiście okazało się, że jedna rodzinka paszportów nie zabrała a w związku z tym zjeżdżamy na stację benzynową, przedstawiciel rodzinki łapie taksówkę i wraca do hotelu po paszporty a my tracimy prawie godzinę na oczekiwaniu.
Klasztor, z którego rozpoczyna się wspinaczkę na Górę Synaj oddalony jest od Sharm El-Sheikh o nieco ponad 200 km ale podróż, nawet z dziko jeżdżącymi egipskimi kierowcami zajmuje około 3 godzin. A wszyscy się spieszą, by być na szczycie przed wschodem słońca... 
Ze względu na oczekiwanie na dowiezienie paszportów jesteśmy sporo po czasie, więc nasz kierowca stara się nadrobić opóźnienie. Na parkingu pod klasztorem nie jesteśmy ostatnim autokarem, co wskazuje, że podobnych problemów było więcej.
Zabieramy latarki, plecaczki z dodatkowym ubrankiem, bo na górze może być całkiem chłodno i ruszamy w drogę. Z klasztoru Św Katarzyny można ruszyć jedną z dwóch dróg - albo starą tradycyjną po kamiennych schodach (napiszę o niej później bo zdecydowaliśmy się wybrać ją na powrót) albo nową, zwaną Siket El Bashait, prowadzącą mniej więcej do połowy wysokości wspinaczki relatywnie równa droga, którą w najdalszy dostępny samochodom terenowym punkt da się dojechać a której przejście piesze powinno zająć około 2.5 godziny. Droga prowadzi zakosami i ma równy, w miarę łagodny spadek. Wyruszająca razem grupa szybko dzieli się na mniejsze grupy gdzie "charty" prą do przodu (część z nich przekonuje się, że przeszarżowali i po niezbyt długim czasie zostaje z tyłu), w środku są ci, którzy znają swoje możliwości a na końcu wleką się ci, którzy zapewne do szczytu nie dotrą... A między turystami plączą się na dodatek miejscowi oferując podwózkę do początku schodów w taki oto sposób: "No way, you won't make it. It is 5 km. Good camel, good, 15 dollars". Ciekawostką jest to, że czym bardziej oddalamy się od parkingu odległość do schodów wydłuża się... Poganiacze są bardzo namolni i zwykłe "dziękuję, nie" nie wystarczy. Niestety pozbycie się najbardziej namolnego z nich wymagało nieco ostrzejszego argumentu słownego...



Idziemy swoim tempem często robiąc postoje i podziwiając nad głowami wspaniały widok drogi Mlecznej. Tak rozgwieżdżonego nieba nie widziałam nigdy wcześniej ani później. Niestety nasz sprzęt fotograficzny nie radzi sobie z tego typu nocnymi zdjęciami, a szkoda...  Po mniej więcej połowie drogi z naszej czwórki odpada Krzyś. Bolą go plecy i dochodzi do wniosku, że nie da rady. Zostanie tu do świtu i wróci do klasztoru, gdzie zaczeka na nasz powrót... Idziemy dalej we trójkę...
Mały dysponuje najlepszą kondycję i dochodzi do wniosku, że razem nie dowleczemy się na szczyt na wschód słońca więc rusza z kopyta... Na początku schodów, gdzie zostaje nasza przewodniczka, podstępnie namawiał ją, żeby przekonała Aldonkę i mnie, że na szczyt nie dojdziemy więc żabyśmy zaczekali na nią w tym miejscu, ale nic z tego. Przemy pod górę po schodach, które są prawdziwie koszmarne. Jeden stopień 20 cm a następny 80 cm wysokości. Ale damy radę. No i faktycznie tuż przed wschodem słońca docieramy na szczyt by podziwiać wspaniałe widoki...


Dla informacji - Góra Synaj, inaczej Góra Mojżesza wznosi się na wysokość 2,285 metrów n.p.m. Nie jest najwyższa na Synaju bo sąsiednia Góra Katarzyny liczy sobie ponad 2,600 m n.p.m. ale ze względów historycznych i religijnych jest na Synaju górą najważniejszą. Wiele razy wspomina się o niej tak w Biblii, jak i Koranie.  
Zgodnie z historią biblijną to na tę właśnie górę wspiął się Mojżesz by otrzymać od Boga kamienne tablice z prawem bożym czyli 10 przykazaniami. Ni czorta diabła nie wiem, jak staruszek to zrobił, bo nie było wtedy żadnej drogi na szczyt, ale przecież opowieści biblijne to fajny zestaw opowieści o cudach. Na szczycie znajduje się kaplica wybudowana w 1934 roku na ruinach wcześniejszego kościółka z XVI w pod którą ma się znajdować skała z której powstały Kamienne Tablice, niewielki, nadal czynny meczet oraz Grota Mojżesza, w której pono oczekiwał na swoje Dziesięcioro Przykazań. Wiele osób traktuje wspinaczkę na szczyt jako pielgrzymkę niosąc ze sobą swoje intencje. A nieomal codziennie o wschodzie rozbrzmiewa ze szczytu śpiewana w różnych językach pieśń "Kiedy ranne wstają zorze...".
Wizyta Mojżesza wiąże się też z historią jak to tłumacze wpływają na bieg historii. Otóż do czasów odrodzenia w tłumaczeniach biblii funkcjonował zapis, że kiedy Mojżesz schodził z góry "na głowie miał rogi".  I tak przestawiano Mojżesza czego przykładem jest choćby rogaty Mojżesz Michała Anioła w kościele San Pietro in Vincoli w Rzymie. Dopiero później ktoś inny zabrał się za tekst i okazało się, że "kiedy Mojżesz schodził z góry lico mu jaśniało". Ot taka niewielka różnica...  
Niestety dziś pogoda nie dopisała i słońce wschodziło za mgłą ale i tak warto było się męczyć dla tych widoków...



Tu, pod tą kapliczką, z litej skaly stworzono pono Kamienne Tablice...


Góra Katarzyny















Chyba trochę zbrakło mi tchu... Ale na szczyt dotarłem o czasie...



Mały mocno się zdziwił gdy ujrzał coś, co wyglądało jak Duży na szczycie...







I jeszcze wejście do kapliczki (niestety zamknięte) oraz zawieszony na jej szczycie dzwon...








Mały miał o jedną atrakcję więcej niż Duży - załapał się na "Kiedy ranne..." po koreańsku...


No pięknie, słoneczko wzeszło, robi się ciepło i pora schodzić... Początek drogi taki sam, jak wcześniej w górę - po schodach...


Ci, co przyszli na szczyt jeszcze po ciemku mogą w kilku punktach pożyczyć za opłatą koce by okryć się przed zimnem (ale nie polecam - kiedy te koce były prane tego chyba sam Mojżesz by nie wiedział...)




Za odpowiednią cenę można też w super nowoczesnym markecie pod szczytem zakupić wodę lub inne napoje, jeżeli nie targało się z dołu własnych...


A ja się wam przyglądam i tak się zastanawiam: Chciało się wam?





Ścieżka wąska, nierówna i śliska, a tłok na niej jak na szlaku na Giewont...



No i docieramy do rozstajów dróg... Możemy iść na łatwiznę i schodzić tą samą drogą, którą przyszliśmy lub zjechać na wielbłądzie ale też jest i druga opcja. To kontynuacja szlaku po schodach, tradycyjna Siket Sayidna Musa  która w całości ma tych schodów 3750 (ale około 750 przeszliśmy już dwukrotnie od tego punktu w górę i w dół). No to przed ostateczną decyzją postanowiliśmy zaprzyjaźnić się z wielbłądami, które chyba były zadowolone, że nie musiały nieść dwójki z naszej trójki, choć zapewne Mały by im nie przeszkadzał...




 Rozejrzawszy się wokół, spojrzawszy na pogrążoną w cieniu Ścieżkę Wielbłądzią podjęta zostaje decyzja, że zejdziemy po schodach... Zostało ich już przecież tylko 3000...  (i należy pamiętać, że od tego wyboru nie ma za bardzo odwrotu bo w żadnym innym miejscu nie można już zmienić trasy...)




Schodzimy w dół do doliny zwanej Równiną Cyprysów (inne nazwy to Kotlina Eliasza; Basen Eliasza; Płaskowyż Eliasza lub Amfiteatr Siedemdziesięciu Mędrców) i już tutaj wiemy dlaczego ta trasa, która powstała pono w VI w w ramach pokuty pewnego mnicha za popełnione zbrodnie nazywa się Schodami Pokutnymi... Oj będzie to dla nas ciężka pokuta...






Przechodzimy przez Bramę Eliasza i ruszamy w dół. Cały problem polega na tym, że "schody" to szlak po kamieniach o bardzo nierównej wysokości, a niektóre schodki mają nawet do 1 metra wysokości...




Nie mam pojęcia skąd on się tu wziął...



Po drodze napotykamy kopczyki kamieni ustawiane przez pielgrzymów...


Niby niezbyt daleko bo zaledwie 450 schodów dalej dochodzimy do Bramy Wiary gdzie w XIX w pielgrzymi błagali o przebaczenie grzechów zanim puszczano ich dalej. To tu według legendy prorok Eliasz miał usłyszeć głos Boga...


W dole pod nami kapliczka Elizeusza, gdzie mieli pono czekać na powrót Mojżesza jego towarzysze...



Pomiędzy skałami zaczynamy widzieć klasztor Św Katarzyny, który jest celem naszej tułaczki...



Pomiędzy skałami tworzącymi ciekawe formacje niewiele jest roślin...


Spotykamy wreszcie ciernie, jakie według legendy wykorzystane zostały na Koronę Żydowskiego Króla...




Dalej przechodzimy przez Bramę Św. Stefana oraz Bramę Spowiedzi, przy strumieniu Mojżesza oraz obok kapliczki Panny Marii by znaleźć się przy klasztorze... Nie powiem, było ciężko, a jak odczuły to moje kolana przekonałem się dopiero następnego dnia. Ale warto było...












Teraz czas na zwiedzanie Klasztoru Św Katarzyny.
Klasztor Świętej Katarzyny to najstarszy z istniejących dzisiaj klasztorów chrześcijańskich. Położony jest w wąskiej dolinie Wadi al-Dajr na wysokości 1570 m n.p.m. Według legendy, w miejscu tym dokonało się biblijne Objawienie Boga (Jahwe), kiedy to około 1250 r p.n.e. Mojżeszowi pasącemu owce ukazał się Anioł Pański w płomieniu ognia ze środka krzewu. W 337 r. n.e. cesarzowa Helena, matka Konstantyna Wielkiego, ufundowała w tym miejscu kaplicę. Pozostałe zabudowania klasztorne wraz z bazyliką Przemienienia Pańskiego wzniesiono około 530 r. n.e. na rozkaz cesarza Justyniana I. Gdy w VII w nastąpił najazd arabski na Synaj, w 625 klasztor wysłał swoją delegację do Medyny by prosić Mahometa o ochronę. Mahomet wystawił własnoręcznie podpisany dokument zwany Testamentem Mahometa, który zapewnił ochronę klasztorowi i zwolnił go z podatków (od 1517 oryginał tego dokumentu przechowywany jest w Konstantynopolu). Jednocześnie, aby dać satysfakcję muzułmanom, na terenie klasztoru postawiono niewielki meczet dla pracujących na potrzeby klasztoru beduinów. 
Święta Katarzyna Aleksandryjska, męczennica zamordowana około 300 r n.e. w Aleksandrii, której ciało po śmierci aniołowie mieli przenieść na pobliską Górę Katarzyny. W X w ciało zostało przez mnichów zniesione i umieszczone w złotej trumnie w tutejszym klasztorze.
Klasztor należy do prawosławnych Greków. Należy do Patriarchatu Jerozolimskiego jako Autonomiczna Cerkiew Prawosławna Świętej Góry Synaj. Ciekawostką jest, że Jan Paweł II odwiedził klasztor, jako pierwszy w historii papież, w dniu 26 lutego 2000 r. Obecnie w klasztorze zamieszkuje około 20 mnichów przybyłych głównie z klasztorów na greckiej Świętej Górze Atos.




Ważnym miejscem na terenie klasztoru jest Studnia Mojżesza gdzie według legendy spotkał on siedem córek Jetro z których najstarszą, Seforę, pojął później za żonę...




Nie mogłoby być Klasztoru bez legendy Krzewu Gorejącego... Roślinka ta to odmiana jeżyny krwistej i mimo swej świętości wygląda dość anemicznie...





Zwiedziliśmy, naumieliśmy się, więc pora do autokaru i w drogę powrotną... A wysiłki tej wyprawy nasze nogi odczuwać będą boleśnie przez kolejne dni... Ale na wszystko jest jakaś metoda...



I tak przez kolejny dzień wykorzystywali mnie jako kelnera...... podobno nogi im odmawiały posłuszeństwa..... tylko jak to jest, że szłam razem z nimi, ba nawet niektórych holowałam do klasztoru, a potem jeszcze mnie tak wykorzystali............  

4 komentarze:

  1. Zanim bym tam weszła, wyplułabym chyba płuca ;) ale jakoś dałabym radę - z naciskiem na "jakoś" :)) Fajnie, widoki piękne, a jak wschodzące słońce oświetla te skały...cudo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko nie było ale dla tych widoków warto było. Chociaż przyznam, że drugi raz tą kamienną drogą byśmy chyba nie schodzili..... A wdrapanie się po nocy na górę to dopiero musi być wyczyn (mijaliśmy kilka osób, szły w dzień).

      Usuń
  2. Anula, przepięknie opisane wspomnienia ☺ Aldi

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki i pozdrawiamy naszych towarzyszy wspinaczki

    OdpowiedzUsuń