piątek, 4 października 2024

Z Ngapali Beach do Yangon autobusem

 Dziś w drodze na ostatnie śniadanie nad morzem, a po wczorajszej wizycie u słoni, powitał nas kolejny słonik..




Przedpołudnie spędzamy jeszcze na plaży. Ostatnie radości gorącego piasku i ciepłego morza...










Jakoś trochę żal wyjeżdżać, bo jest tu naprawdę pięknie...




Niestety, wszystko co piękne kiedyś się kończy. Trzeba zostawić nasze leżaki i nastawić się na długą podróż...


Wczesnym popołudniem opuszczamy gościnne Amata Beach Resort & Spa...


Na pożegnanie jeszcze tablica zachęcająca do odwiedzenia plaży Ngapali...


A my już w naszym autobusie, jeszcze pustym, jedziemy najpierw do Thandwe, gdzie zabierzemy resztę pasażerów.



Jeszcze przez okno autobusu ostatnie spojrzenie na plażę...



Przejeżdżamy przez rzekę Thandwe...




... I zatrzymujemy się na ponad godzinę na klepisku kryjącym się za dumną nazwą Dworzec Autobusowy Thandwe.



Niby do pokonania mamy zaledwie 250 km ale podróż ma nam zająć całą noc. Google pokazuje na tę drogę blisko 10 godzin no a przecież po drodze będą jeszcze jakieś przystanki.  Dlaczego tak długo? No cóż, jaka czeka nas droga pokażą kolejne zdjęcia...


Na pożegnanie Thandwe mijamy tamtejszą Straż Pożarną. Jest trochę wspomnień i nieco współczesności... Ale żeby jeszcze tam gdzie trzeba gasić dawało się dojechać...



Przez pierwsze 90 km jedziemy wzdłuż brzegu Zatoki Bengalskiej ale nie dość blisko wody, żeby widać było plaże czy błękit morza.


Natomiast widzimy chaty praktycznie w środku nigdzie...


Mijamy lokalne zakłady pracy, jak ta cegielnia, gdzie wytwarzana jest tradycyjna cegła.


A jak droga? Cholernie wąska i kręta. Tak wąska, że gdy cokolwiek jedzie z przeciwnej strony oba pojazdy muszą zjeżdżać na gruntowe pobocze.




Te chaty przypominają mi dawne domy na zabitej dechami polskiej prowincji 




Ostatnie plony ryżu zostały już zebrane i teraz pola czekają na zalanie...







Przy drodze suszy się zebrane już chili... Będzie ostra jazda z domowym curry...



Mijamy senne wioski i niewielkie miasteczka...


Przejeżdżamy przez kilka mniejszych i większych rzek - a w tej części trasy jest ich sporo, spływają z okolicznych wzgórz do Zatoki Bengalskiej.



Część pól jest już przygotowana na zalanie i nasadzenie kolejnego ryżu...





Czasem w środku nigdzie mijamy nową szkołę...


... a czasem kolejne pożary dżungli na wzgórzach.




Czasami też między drzewami prześwitują zupełnie niezagospodarowane plaże...






I gdy słońce chyliło się już ku zachodowi zatrzymaliśmy się na postój i kolację w miejscu oznaczonym jako ြပည့်လျှံ​​ ေကျာ် Seafood Restaurant. Wystarczyło przejść ścieżką przez palmowy gaj żeby wyjść na plażę...


Podczas gdy Ngapali Beach jest tą flagową i najlepiej turystycznie zagospodarowaną plażą w Myanmar  drugą, położoną znacznie bliżej od stolicy bo jedynie 150 km jest Ngwesaung Beach dysponująca również kilkoma dobrej jakości obiektami to większość pięknych plaż nad Zatoką Bengalską jest dzika, niezagospodarowana całkowicie lub w minimalnym zakresie i na poziomie potrzeb lokalnego turysty szukającego domku kempingowego w tylu dawnych polskich wczasów FWP.


Jedną z takich plaż jest  Kanthaya Beach położona mniej więcej 100 km na południe od Ngapali i 160 km od Yangonu. Szeroka piaszczysta plaża, niedaleko ujścia rzeki, po której można byłoby również odbywać rejsy łodziami. Plaża w pięknym otoczeniu wzgórz porośniętych dżunglą... Ale... Niestety podstawowym problemem na obecną chwilę jest dojazd. Z Yangonu autobus jedzie tutaj blisko 10 godzin. Z Ngapali i najbliższego lotniska Thandwe około 4 godziny.




Pojawiają się tu czasem turyści, głównie miejscowi i czasami 'kampingowa młodzież" ale bazy obiektów zakwaterowania i gastronomii wyboru nie ma...




Turystów nie ma ale za to w piasku plaży żyją tysiące niewielkich czerwonych krabów wprawionych w tak szybkiej ucieczce w norki w piasku, że trudno je uchwycić na zdjęciu. I pozostają po nich tylko ślady na piasku...





Przy tej całkowitej pustce plaża Kanthaya Beach oferuje za to piękne zachody słońca...







Niestety nie było nam dane cieszyć się do końca zachodem słońca bo pora odjazdu naszego autobusu nadeszła nieubłaganie. A szkoda...




A gdy ruszyliśmy w dalszą drogę zostało nam już tylko iść spać, żeby obudzić się w Yangon na ostatnie chwile naszego pobytu w Myanmar...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz