piątek, 18 czerwca 2021

Nocny targ w Chiang Mai

Niedzielny nocny targ w Chiang Rai to wydarzenie tygodnia... Już wczesnym popołudniem policja zamyka ulicę Rachadamnoen od Bramy Phae do świątyni Wat Phra Singh Woramahawihan oraz część ulicy Prapoklloa w historycznym centrum i zaczyna się rozstawianie straganów. Jednocześnie na wzmożony ruch przygotowują się wszystkie restauracje, bary i salony masażu w najbliższej okolicy.



Na bazarze panuje ogromny ścisk, bo odwiedzenie go za punkt honoru stawiają sobie nie tylko turyści, ale też i mieszkańcy miasta i jego okolic...



Co można tu kupić? W zasadzie wszystko... Od zupełnie śmieciowych zabawek, przez płyty CD oraz video, gry, wyroby ludowe i ciuchy wszelkiej maści, ozdóbki, biżuterię czyli ogólnie mydło i powidło.







Dużą popularnością cieszą się zapachowe mydełka w najprzeróżniejszych formach. Niektóre są zdobione tak, że wyglądają jak kwiaty czy owoce... Takie piękne mydełko-kwiatek świetnie nadaje się na prezent z podróży...





Popularne są też parasolki przeciwsłoneczne...I niektóre są faktycznie pięknie zdobione.


Wśród ogromnego bogactwa oferowanej odzieży - bluzek, koszul, spódnic, sukienek, spodni itd. można znaleźć ładne rzeczy, bardzo przydatne jako strój w tropikach po bardzo atrakcyjnych cenach... No i jeszcze zawsze można się trochę potargować...
 



Zupełnie osobnym "królestwem" na bazarze jest sektor gastronomiczny. Każdy znajdzie tu coś dla siebie od lekkiej przekąski w zupełnie lokalnym stylu...




... poprzez dania bardziej konkretne...






... po owoce i desery.






Przyszła więc i pora na Zajęczą kolację. Małemu strasznie spodobało się stoisko, na którym dwie panie przygotowywały na bieżąco pierożki. Wybór okazał się doskonały, co potwierdza mina Małego... 






Duży, jako zwierzę mięsożerne zainteresował się pobliskim stoiskiem grillowym i kawałkami prosiaczka z rusztu - wyborne danie... I do tego domowy sosik - no pyszota...



I tak doszliśmy do końca bazaru pamiętając, że mamy jeszcze coś do załatwienia w drodze powrotnej, więc przyszła pora wracać. Zresztą zmęczył nas już nieco harmider tego miejsca...






Pamiętając o instrukcjach pani ze stoiska z wycieczkami poszliśmy na postój czerwonych taksówek umówić pojazd na jutrzejszy dzień. Wiemy jaką cenę powinniśmy zapłacić. Panowie jednak życzą sobie o co najmniej 50% więcej. Rozmawiamy z jednym z kierowców, podczas gdy jego żona jadła w kabinie taksówki przyniesiony mu posiłek... Nie dogadaliśmy się... Pan wrócił do żony, a my idziemy dalej. Ledwie uszliśmy kilka kroków, a biegnie za nami żona... "OK, Cena OK. Przyjedzie do hotelu jutro o 9:00".. Jak OK to OK. Co to jednak znaczy wpływ żony na męża...
No i jesteśmy pod hotelem. Teraz już wiemy, patrząc na dwa lwy przed wejściem dlaczego pierwszy człon jego nazwy to Singha...



Noc w autobusie, później cały dzień zwiedzania... Trochę zmęczeni jesteśmy. Najlepszym lekarstwem na to jest nasze pokojowe jacuzzi... Szczególnie, że do towarzystwa mamy przygotowaną butelkę soku z winogron z bąbelkami Sovietskoje Igristoje...





A jutro ruszymy dalej w okolice Chiang Mai...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz