piątek, 7 kwietnia 2023

Pierwszy wieczór w Mendoza

Na dzisiaj mamy zarezerwowany lot z Salta do Mendozy. Naszym przewoźnikiem ma być linia Jet Smart. Przyjeżdżamy na lotnisko, idziemy się odprawiać i... ku naszemu zdziwieniu dowiadujemy się, że firma właśnie zmieniła swój rozkład i lot będzie, ale jutro... Sporo nerwów, długa dyskusja z przedstawicielką linii, która przecież nic nie wie i nie może zrobić, rzut oka na tablicę odlotów i jest inna opcja. Za kolejną godzinę jest samolot linii Austral do Mendozy. Nie pozostaje nam nic innego, jak kupić nowe bilety i lecieć, a o zwrot pieniędzy będziemy spierać się później. I tak przed 13:00, z dwugodzinnym opóźnieniem wylatujemy do Mendozy...



Lot Salta - Mendoza to niecałe 2 godziny, bo dystans to zaledwie około 1200 km. Za oknem podziwiamy widoki...




O 15:00 jesteśmy już na lotnisku w Mendoza. Kolejny raz widzę tablicę informacyjną, która bywa bardzo pomocna w znalezieniu dojazdu z lotniska do miasta. Nas to jednak nie dotyczy, gdyż na lotnisku czeka już na nas wynajęty samochód...


Tym razem naszymi kołami jest produkowany w Brazylii kompaktowy Volkswagen Gol - mały, ale wariat...... w sam raz na kraje Ameryki Południowej...
 Aeropuerto Internacional El Plumerillo w Mendoza położony jest 13 km od naszego miejsca zakwaterowania, ale dojazd jest dość prosty, pomimo tego, że nasz guesthouse leży w bocznej uliczce w dzielnicy willowej. 


Tanino Guest House to prywatna willa, której gospodarzami są Andrea i Federico. Od samego wejścia czujemy, że ten wybór był doskonały. Luz, uśmiech, pomocna dłoń i miłe przyjęcie od razu podbijają nasze serca. 


Willa położona jest w ogrodzie, gdzie znajduje się niewielki basen oraz domek z dodatkowymi pokojami. 


Nasz pokój znajduje się w budynku głównym na pierwszym piętrze. Obowiązującym zwyczajem jest pozostawianie obuwia zewnętrznego przed wejściem na piętro...


Pokój jest duży, czyściutki, a głównym meblem jest ogromne łóżko...


Przy pokoju mamy niezbyt wielką, ale bardzo funkcjonalną łazienkę...


Wracamy na parter. Mamy tutaj dostępną dla wszystkich gości kuchnię. Każdy z gości może korzystać z lodówki, kuchenki, czajnika, naczyń i sztućców...


Kolejnym pomieszczeniem jest jadalnia...



Do jadalni przylega barek i salon...



A od strony ogrodu jest taras, który rano funkcjonuje jako część jadalni, a później jako część rozrywkowo - wypoczynkowa...



Hotel posiada też swoich stałych rezydentów...




W takim towarzystwie pobyt z pewnością będzie udany...


Zanim wyruszymy w miasto opowiadamy Andrei, co nas spotkało jeśli chodzi o przelot. Andrea poprosiła nas o bilety, wykonała kilka telefonów, przeprowadziła kilka dość stanowczych rozmów, ściągnęła nam potrzebne adresy stron przewoźnika, pomogła wszystko wypełnić i... faktycznie pomogło, gdyż po powrocie do Polski otrzymaliśmy na konto zwrot kosztu biletów...
Andrea była niesamowicie pomocna we wszystkich sprawach. Okazało się, że mamy już końcówkę argentyńskiej waluty. Zapytaliśmy, gdzie wymienić pieniądze i otrzymaliśmy pełne informacje gdzie nie należy a gdzie należy wymieniać pieniądze. Okazało się, że mamy dokonać wymiany u cinkciarzy, którzy mają swoje kantory w centrum w Galeria Tonsa przy Avenida San Martin, bo u nich kurs jest znacznie lepszy niż w banku. Andrea  wytłumaczyła nam trasę oraz dokładnie poinstruowała co i jak z wymianą. No to ruszamy pieszo bo to mniej niż 3 km spaceru i przy okazji obejrzymy część miasta...


Mandoza zbyt wielkim miastem nie jest. Zajmuje 57 km2 (dla porównania Olsztyn 88.3 km2) i liczy sobie około 120,000 mieszkańców. Posiada rozbudowaną sieć transportu miejskiego - na liniach autobusowych. Podczas naszej wizyty działało w mieście 9 licencjonowanych przewoźników. Ale największym "osiągnięciem" jest popularnie zwana tramwajem Lekka Kolej, która kursuje na trasie w sumie 17.5 km, wykorzystując torowisko w większości tory dawnej linii kolejowej kolei General San Martín. Podczas naszego pobytu w planach było przedłużenie tej linii o dalsze 2,5 km, aby połączyć centrum miasta z terminalem lotniska. Tramwaje mają fajną nazwę, gdyż ich oficjalna nazwa to mendoTRAN...


Ciekawostką jest to, że mimo tylu operatorów wszystkie środki miejskiego transportu oraz transport podmiejski działają według jednej stawki biletowej i jednego biletu miejskiego. Czyli da się.....


Idąc dalej do cinkciarzy mijamy kolejne restauracje, gdzie za wielkimi oknami szykują się typowe argentyńskie grillowane mięsa...



Niemałe zdziwienie wywołał u nas taki pomnik w samym centrum Mendozy. Izrael w Argentynie? W kraju, który dzięki pomocy Watykanu ukrył na swoim terytorium setki gestapowców, zbrodniarzy z SS i wszelkiej nazistowskiej zgrai zaczynając od Eichmanna? A jednak. Pomnik Menora stanął tu dla uczczenia 50 rocznicy powstania państwa Izrael. Czyżby czasy się pozmieniały???


W międzyczasie zaczęło się ściemniać i gdy wyszliśmy na Peatonal Sarmiento,  mogliśmy już podziwiać podświetlone fontanny



W parku  rozstawione były stragany i trwał wieczorny picnic...




Po zmroku Peatonal Sarmiento jest głównym deptakiem miasta. Po bokach liczne restauracje dość szybko wypełniają się gośćmi, pod drzewami spacerują całe rodziny - miła rekreacyjna atmosfera...





Mijamy kolejne fontanny i szukamy kantoru...



Kolejne skrzyżowanie to już Avenida San Martin. Zgodnie z instrukcją skręcamy w lewo i po kilkudziesięciu metrach trafiamy na Galeria Tonsa, nad wejściem  widnieje duży znak "CHAGAL CUEROS". Przy wejściu kilku bardzo rosłych ochroniarzy bezbłędnie odczytuje nasze potrzeby. "Change money?" Oczywiście. "Ale wchodzi tylko jedno.". No to Mały na zewnątrz, ja do środka. Kilka schodków w dół, okratowane pomieszczenie i kantor tak jak u nas. Dobry kurs, szybka wymiana i ochroniarz odprowadza mnie do Małego. Wzajemne uśmiechy, ciao - ciao. I jesteśmy dobrzy z gotówką na kolejne kilka dni...
W międzyczasie Mały zainteresował się wystawą obok wejścia do galerii. Ładna reklama wina bo i sklep godziwy - TIENDA DE VINOS. Nie dziwi nas to - w końcu jesteśmy w najbardziej znanym regionie winiarskim Argentyny. Dodatkowo, reklamowane przed sklepem wino reprezentuje markę "LOPEZ", a my mamy znajomego o takim nazwisku... 


Wchodzimy do środka i przez chwilę podziwiamy oraz zastanawiamy się nad wyborem... A wybór jest bardzo szeroki...


Decyzja i nabywamy na dzisiejszy wieczór butelkę reklamowanego wina Malbec LOPEZ... I jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie... 


Pośród fontann wracamy do naszego guest housu...


Niestety to co najładniejsze na Plaza Independencia - Fuente de Aguas Danzantes czyli Tańcząca Fontanna jest w remoncie i możemy tylko zrobić sobie zdjęcie przy reklamie miasta Mendoza...



Zbliżając się do domu zaczynamy szukać odpowiedniego miejsca na dzisiejszą kolację. I przyznam, że wybór możliwych miejsc wzdłuż Avenida Arístides Villanueva jest ogromny. Można znaleźć coś na każdą kieszeń i odpowiedniego do wymagań kulinarnych. Po przyjrzeniu się kilku miejscom wybór Zajęcy pada na restaurację, z której rozchodzą się docenione przez Małego zapachy jadła. I tak zajmujemy stolik we wnętrzu BUFFALO ARISTIDES (na zewnątrz nie dało się siedzieć, bo zaczął kropić drobny deszczyk, co z kolei wcale nie przeszkadzało zbytnio miejscowym).


Zajmujemy stolik, przeglądamy menu, wybór szeroki i trudno wybrać bo chciałoby się i to i tamto. W końcu decydujemy się na steki. Oczywiście trzeba na nie chwilę poczekać więc czas wypełniamy sobie Aperolem - i przyznać muszę, że robią tutaj spritza nie gorszego niż we Włoszech...





Na dobrego steka trzeba nieco poczekać, więc omawiamy plany na kolejny dzień...


No i wjeżdżają nasze steki. Przyznam, że bardzo godne i w wyglądzie i w aromacie, a co najważniejsze w smaku genialne...




Pojedli, posiedzieli, pogadali więc czas wracać na nocleg tym bardziej, że Lopez się niecierpliwi... Spacer 700 m mija bardzo szybko, a w naszym Tanino zajmujemy stolik na tarasie i zajmujemy się Lopezem... Okazuje się być bardzo godnym winem...




Miło się siedzi i popija dobre wino ale trzeba jednak iść spać bo jutro przed nami sporo jazdy, żeby zobaczyć Aconcaguę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz