poniedziałek, 8 lipca 2024

Jezioro Inle 3

 Popołudniowa część rejsu po jeziorze Inle ma nieco inny charakter niż część przedpołudniowa - tym razem będziemy odwiedzać miejsca historyczne położone na oraz przy brzegu jeziora...



Pierwszym miejscem, do którego dobijamy jest pagoda Phaung Daw Oo (nazwa zapisywana jest też jako Phaung Daw U Pagoda lub Hpaung Daw Oo). 


Pagoda Phaung Daw Oo położona jest w wiosce Ywama na zachodnim brzegu jeziora Inle. Najłatwiej do tej pagody dostać się łodzią z miasteczka Nyaung Shwe, z którego i my wyruszyliśmy na zwiedzanie jeziora Inle. 


O historii Pagody Phaung Daw Oo wiadomo niewiele. Istnieje powszechne przekonanie, że powstała ona za panowania Króla Alaungsithu (znanego też pod imionami Sithu I czy też Cansu I albo Jayyasura Cansu I) przypadającego na lata 1112 do 1167. Ten należący do rządzącej Pagan (Bagan) dynastii król zapisał się w historii królestwa jako "wędrujący król", który dużo czasu spędzał na podróżach po swoim królestwie, wznosił monumentalne budowle i wspierał buddyzm Therawady aktami pobożności. Do swoich podróży często odbywanych drogą wodną wykorzystywał królewską barkę, na której posiadał pono "kamień filozoficzny" dający nadprzyrodzoną moc. 


Podczas jednej z podróży po jeziorze Inle barka zatrzymała się w miejscu, gdzie dla upamiętnienia tego faktu wzniesiono pagodę... Później pagoda została otoczona rozległym klasztorem, do którego zmierzają liczne pielgrzymki.


W specjalnym hangarze przy świątyni zakotwiczona jest kopia królewskiej barki króla Alaungsithu.




Pod baldachimem w kształcie pagody umieszczony jest specjalny ołtarz, na którym podróżują podczas corocznego festiwalu święte złote posążki Buddy - ale o tym nieco dalej...





W osobnym doku zacumowana jest podobna, ale znacznie mniejsza barka.



Najważniejszym miejscem w centralnej sali świątyni jest umieszczona w niej kaplica z okrągłym ołtarzem. W kaplicy tej znajdują się najświętsze relikwie tego sanktuarium - pięć pokrytych złotem posążków Buddy. 


Według przekazów, posążki podarowane zostały świątyni przez Króla Alaungsithu co wskazywałoby, iż pochodzą z czasów poprzedzających jego panowanie czyli, że powstały nie później niż w XII w. Posążki te nie są wielkie. Mają od 23 do 460 mm wysokości i w niczym nie przypominają postaci Buddy. Są tak szczelnie i obficie pokryte naklejanymi przez stulecia płatkami złota, że wyglądają bardziej naj ustawione jedna na drugiej złote kule. 


Obecnie nakładanie kolejnych warstw złota nie jest już dopuszczalne natomiast historycznie, mamy tu kolejny przykład religijnej dyskryminacji kobiet - złoto na posążkach umieszczać mogli tylko mężczyźni i tylko mężczyźni mieli  prawo posążków dotykać...


Kult tych posążków przerodził się w jedno z najważniejszych świąt buddyjskich w Birmie a później Myanmar. Co roku, według kalendarza birmańskiego w 7 miesiącu tego kalendarza zwanym Thadingyut. Festiwal rozpoczyna się w trzecim dniu "przyrostu księżyca" po pełni co w zależności od roku przypada we wrześniu lub październiku. Festiwal trwa 18 dni, podczas których umieszczone na królewskiej barce posążki odwiedzają 14 miejscowości nad jeziorem Inle. Królewska barka z ptakiem hintha na dziobie holowana jest przez łodzie opływając jeziora w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara.


W obecnych czasach na tę pielgrzymkę wyruszają jednak tylko cztery posążki. Dlaczego? Otóż podczas jednej z takich pielgrzymek w latach 1960 na jeziorze wystąpiła bardzo silna fala, na skutek czego barka wywróciła się do góry dnem a posążki wypadły do jeziora. Mimo ogromnych starań z dna jeziora udało się wydobyć tylko cztery posążki a piąty zaginął... Jednak ku wielkiemu zdziwieniu uczestniczących w tej pielgrzymce osób, gdy wrócono do świątyni, piąty posążek już tam był na swoim miejscu. Od tego czasu podróżują tylko 4 posążki gdyż uznano, że ten piąty nie życzy sobie opuszczać swojego miejsca w Phaung Daw Oo...



Na marginesie warto kolejny raz zauważyć, że zwierzęta mają w świątyniach buddyjskich dostęp nawet do najbardziej uświęconych miejsc gdzie nie niepokojone mogą spokojnie odpoczywać...


Warto też dodać, że teren świątyni i kanały wokół niej są elementem pięciodniowego cyklu handlowego na jeziorze Inle. Każdego dnia targ przenosi się do innej wioski a znaczna część handlu odbywa się na łodziach...



Opuszczamy Pagodę Phaung Daw Oo i kierujemy się do kolejnej- Shwe Indein Pagoda.


W tym przypadku opuszczamy jezioro i płyniemy w górę wpadającej do niego rzeki do wioski Indein


Zatrzymujemy się przy brzegu, obok szerokiego basenu utworzonego przez rzekę, gdzie pluskają się  dzieci i dorośli...


I już wchodzimy na teren zespołu pagód Shwe Indein Pagoda (spotkamy także zapis w formie jak widać na zdjęciu poniżej - Shve Inn Tain czy też Shwe Inn Daing, albo Shwe Inn Dein  - to kolejny przykład, że transkrypcja z języka lokalnego na alfabet łaciński nie jest wcale prosta i możliwe jest wiele różnych kombinacji. 


Po schodach wdrapaliśmy się najpierw do głównej świątyni w formie bielonej stupy, gdzie centralnym obiektem jest potężny posąg Buddy.



W świątyni jest też  "odcisk stopy Buddy" i srebrna stupa oraz liczne mniejsze i większe posążki Buddy


Jednak to nie ta stupa jest tutaj najważniejsza. Wprawdzie według historii udokumentowanej początki świątyni i otaczającego ją lasu pagód dał jeden z najważniejszych królów z dynastii Pagan - Narapatisithu (także Narapati Sithu, Sithu II czy też Cansu II) władający imperium w latach 1174 – 1211 to jednak lokalne legendy mówią co innego...


Według lokalnych historii za powstaniem lasu pagód stał król Ashoka, Cesarz Magadha w latach  268 do 232 p.n.e. a odnowić miał go założyciel Królestwa Pagan, uważany za ojca narodu birmańskiego Anawrahta Minsaw, władający swoim imperium w latach 1014 - 1077. I wprawdzie brak na to jakichkolwiek dowodów archeologicznych, materialnych czy dokumentowych to jednak wierzenia w legendy mają swoją moc i pewien urok...



Dzisiaj kompleks obejmuje ponad 1600 buddyjskich stup różnej wielkości pochodzących z okresu od wieku XII do czasów obecnych.


Chociaż niezależnie od wieku stupy w świątyni Shwe Indein zachowują "standardowy" kształt zgodny z buddyjskim wzorcem to jednak różnią się materiałem, z którego zostały wykonane oraz wykończeniem.  Niektóre wykonane są ze zwykłej gliny, inne barwione są na czerwonawy kolor. Niektóre są też pokryte warstwą złocenia.










Niektóre, z zasady nieco nowsze, stupy są bardziej rozbudowane i posiadają wejście do wnętrza oprawione w zdobiony portal.






Biorąc pod uwagę upływ lat trzeba pogodzić się z faktem, że nie wszystkie pagody zachowały się do naszych czasów w równie dobrym stanie. Niektóre odrestaurowano z funduszy państwowych, inne są utrzymywane w dobrym stanie przez bliższą czy dalszą rodzinę a jeszcze inne znalazły się pod ochroną różnych mniejszych i większych firm. Ale nadal część obiektów popada w ruinę.


W ruinę popadł też funkcjonujący tu kiedyś klasztor Nyaung Oak...


Wracamy do naszej łodzi i zmierzamy ponownie, tym razem z prądem rzeki do jeziora Inle przyglądając się po drodze życiu mieszkańców...






Po drodze zabraliśmy "na stopa" panią z dwójką dzieci i sporymi zakupami... Ot przyjacielska przysługa...







Między brzegiem a wyspami - osiedlami na jeziorze w kilku miejscach przerzucone są mostki, ale są one dostępne jedynie dla pieszych...


Wprawdzie większość zabudowań stoi na wodzie albo podmokłym terenie to jednak i tu czasami wybuchają pożary a  gasić ich nie ma jak...


Płyniemy dalej i po kilkunastu minutach docieramy do osady "Kobiet o długich szyjach"...


Mieszkające na jeziorze Inle "kobiety o długich szyjach" należą do grupy etnicznej Padaung stanowiącej podgrupę plemienia Kayah, które z kolei należy do grupy etnicznej Karen. W rejonie jeziora Inle zamieszkuje około 7000 przedstawicieli tego plemienia, uważanego za najstarsze w Myanmar. Kobiety należące do tego plemienia noszą na szyi pierścienie z brązu wydłużające szyję. 


Pierścienie na szyję zaczyna się nakładać dziewczynkom w wieku 5 lat a następnie, w kolejnych latach liczbę pierścieni zwiększa się powodując wydłużanie szyi. Doliczono się, że pierścieni takich kobieta może mieć na szyi nawet do 35... A że jest to odlew z brązu to pierścienie te mają swoją, solidną wagę...


Ta młoda dziewczyna mówiła całkiem dobrze po angielsku, więc mogliśmy sobie pogadać o życiu na jeziorze z pierścieniami na szyi. 


Otóż według przekonania Karenów, pierścienie na szyi kobiety są oznaką piękna i bogactwa. Ta dziewczyna nieco ponad 20-letnia, ma już na szyi 16 pierścieni, których nie zdejmuje się nigdy. Warto też zwrócić uwagę, że pierścienie na szyi nie są jedynym obciążeniem tych kobiet. Kolejne pierścienie z brązu noszą na nogach poniżej kolan...



W chacie odwiedzanej przez turystów przygotowany jest zestaw kręgów do noszenia na szyi, żeby każdy mógł spróbować. I powiem, że było to mocno ciężkie...


Pojawia się pytanie - skąd wzięła się ta tradycja nadal kontynuowana, żeby ozdabiać szyję brązowymi pierścieniami? Pierwsze wytłumaczenie nie za bardzo mnie przekonało. Otóż zgodnie z nim, kiedy w Azji walki plemienne były na porządku dziennym kobiety Karenów "oszpecały się" bransoletami z brązu, żeby zniechęcać do ich porywania handlarzy ludźmi...


Wersja druga ma inne podłoże. Legenda mówi, że pewnej nocy przywódca plemienia miał sen. We śnie dowiedział się, że we środę, kiedy rodzić się będzie jego córka wioskę zaatakuje tygrys i podczas tego ataku będzie łamać mieszkańcom wioski szyje. Wtedy podjął decyzję, że wszystkie dzieci urodzone we środę będą nosić ochronne pierścienie na szyi. Tygrys już więcej nie pojawił się a ludzie uwierzyli w moc magii pierścieni. Ten dziwny zwyczaj kontynuowany jest do dzisiaj przez kobiety w plemienia Padaung nie tylko nad jeziorem Inle ale i w innych wioskach, gdzie plemię to zamieszkuje. 


Ciekawostką jest też to, że kobiety w tego plemienia bardzo chcą rodzić we środę, a urodzone w tym dniu dzieci nazywane są "szczęśliwymi środowymi dziećmi". 


Mały Zając też popróbował pierścieni na szyi i stwierdził, że to ciężkie i niewygodne...




W chacie kobiet o długich szyjach produkowane są różne pamiątki - sita, kapelusze, różne plecionki, tkaniny i biżuteria...



Po opuszczeniu chaty kobiet o długich szyjach płyniemy dalej zwiedzać jezioro Inle a miejscowi wracają do domów z zakupów...



A tak na pływających wyspach-ogrodach rosną tykwy...




Ostatnią świątynią nad jeziorem Inle, którą odwiedzamy w dzisiejszym dniu jest położony na zachód od wioski Ywama klasztor Nga Phe Chaung (w innych materiałach jako Nga Hpe Kyaung) jeszcze niedawno słynny jako "klasztor skaczących kotów". Niestety, a może na szczęście stare pokolenie wytresowanych do skakania przez obręcze kotów wymarło a kolejne pokolenie nie ma chęci dać się wytresować i woli wylegiwać się w różnych miejscach w klasztorze zamiast uprawiać akrobacje...


Wybudowany w latach 1850 wśród pływających ogrodów, osadzony na drewnianych palach klasztor jest największym i najstarszym klasztorem drewnianym w regionie. 



Jednakże skaczące koty to nie jedyna czy podstawowa atrakcja tego klasztoru. Otóż posiada on kolekcję ponad 500 historycznych przedstawień Buddy reprezentujących różne style: - Shan, Tybetański, Bagan, oraz Inwa (Awa). Trudno byłoby opisywać każdą z przedstawionych w klasztorze form, pozostaję więc obejrzeć kilka z nich na zdjęciach...





Wykonane z drewna kapliczki są dowodem na mistrzowskie opanowanie sztuki snycerskiej przez tworzących je rzemieślników...








W świątyni odbywają się pokazy skaczących kotów i prowadzi je podobno kobieta, ale my na taki pokaz nie trafiliśmy. Natomiast to, że koty wolą wypoczywać niż popisywać się przed turystami nie oznacza, że nie ma ich w świątyni. Są i to w bardzo różnych miejscach... Są bardzo różne i z zasady bardzo przyjaźnie nastawione do odwiedzających to miejsce...







Świątynię warto też odwiedzić ze względu na widoki na okolicę, Z tarasów można podziwiać piękne pływające ogrody...







Na klasztornej wyspie rosną też liczne dostojne palmy...




Jak widać ze zdjęć, słońce zaczyna się już chylić ku zachodowi a nam pozostało do odwiedzenia jeszcze jedno ciekawe miejsce, w którym powinniśmy się znaleźć właśnie o zachodzie słońca, więc ruszamy...









Naszym ostatnim celem na dziś jest położony przy wiosce Mine Thauk most ...








Po drodze mijamy wracającą z ceremonii ślubnej parę młodą...





Połowa wioski Mine Thauk leży na stałym lądzie podczas gdy połowę stanowią domy na palach stojące na wodach jeziora. Połączenie między częścią lądową a częścią nawodną wioski zapewnia drewniany most.







Liczący około 500 m długości most, a raczej wychodzące w jezioro molo wykonany jest w całości z drewna tekowego. I trzeba przyznać, że na zachód słońca jest doskonałym miejscem...









Zanim jeszcze słońce całkiem zaszło za otaczające jezioro wzgórza wypłynęliśmy na jezioro kierując się w stronę kanału i naszego hotelu...









Po powrocie do hotelu wybraliśmy się do typowej lokalnej restauracji na kolację... 


... i zaserwowaliśmy sobie taki oto zestaw...





Na koniec dnia zaszliśmy jeszcze na drinka w hotelowym barze na dachu, żeby spojrzeć na Nyaungshwe nocą...





Na koniec jeszcze filmowe reminiscencje z tego dnia...


To był piękny dzień. A jutro, zanim ruszymy nocą do Bagan sprawdzimy jak dobre wino produkuje się w Myanmar...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz