Zwiedzanie miasta rozpoczynamy od wizyty w najsławniejszej świątyni Mumbaju Shree Siddhivinayak Ganapati Mandir . Świątynia poświęcona jest Lordowi Ganesh więc nie mogliśmy jej ominąć.
Świątynia znajduje w dzielnicy Prabfadevi, która jest najmodniejszym miejscem spotkań artystów, celebrytów, ale i „zwykłych „ mieszkańców” Mumbaju. W pobliżu świątyni znajduje się plac, na którym odbywają się wszystkie najważniejsze imprezy (premiery i iventy) związane z filmami Bollywood. To w tej dzielnicy wypada robić zakupy, jadać w restauracjach i spotykać się ze znajomymi, Sanjay był bardzo dumny jak nam o tym wszystkim opowiadał. Co chwilę rzucał jakieś tytuły filmów, a mi tylko szczęka opadała, że nie mam żadnej wiedzy w temacie.
Wróćmy do świątyni. Dzisiaj to ogromny budynek, ale pierwotnie była to maleńka świątynia ufundowana, w XIX, przez Debuai Patil, która sama będąc bezdzietną chciała stworzyć miejsce gdzie kobiety będą mogły prosić Ganesh o spełnienie ich marzeń i zajścia w ciążę. Z czasem pierwotna idea fundatorki została rozwinięta i zaczęło przybywać w to miejsce coraz więcej osób wierzących, że Ganesh spełni ich prośby. W XX wieku świątynię trzeba było rozbudować świątynie ( przy okazji wyszły jakieś sprawy związane z malwersacją, ukrywaniem dochodów itd., nie jestem zagłębiona w temacie i nie bardzo mnie to obchodzi). Obecnie jest miejscem, do którego przybywają wszyscy politycy, aktorzy, celebryci prosząc o wsparcie w karierze.
Sanjay sugeruje nam pozostawienie toreb i aparatu w samochodzie, bo i tak nie będziemy mogli wnieść tego na teren świątyni. Strzelamy więc jedną fotkę z daleka i idziemy zobaczyć to cudo. Gdym ja wiedziała co się będzie działo w środku , ale jestem szczęśliwa bo w takiej ceremoni jeszcze nie uczestniczyłam, a Ganesh chyba jednak naprawdę spełnia prośby
Świątynia znajduje w dzielnicy Prabfadevi, która jest najmodniejszym miejscem spotkań artystów, celebrytów, ale i „zwykłych „ mieszkańców” Mumbaju. W pobliżu świątyni znajduje się plac, na którym odbywają się wszystkie najważniejsze imprezy (premiery i iventy) związane z filmami Bollywood. To w tej dzielnicy wypada robić zakupy, jadać w restauracjach i spotykać się ze znajomymi, Sanjay był bardzo dumny jak nam o tym wszystkim opowiadał. Co chwilę rzucał jakieś tytuły filmów, a mi tylko szczęka opadała, że nie mam żadnej wiedzy w temacie.
Wróćmy do świątyni. Dzisiaj to ogromny budynek, ale pierwotnie była to maleńka świątynia ufundowana, w XIX, przez Debuai Patil, która sama będąc bezdzietną chciała stworzyć miejsce gdzie kobiety będą mogły prosić Ganesh o spełnienie ich marzeń i zajścia w ciążę. Z czasem pierwotna idea fundatorki została rozwinięta i zaczęło przybywać w to miejsce coraz więcej osób wierzących, że Ganesh spełni ich prośby. W XX wieku świątynię trzeba było rozbudować świątynie ( przy okazji wyszły jakieś sprawy związane z malwersacją, ukrywaniem dochodów itd., nie jestem zagłębiona w temacie i nie bardzo mnie to obchodzi). Obecnie jest miejscem, do którego przybywają wszyscy politycy, aktorzy, celebryci prosząc o wsparcie w karierze.
Sanjay sugeruje nam pozostawienie toreb i aparatu w samochodzie, bo i tak nie będziemy mogli wnieść tego na teren świątyni. Strzelamy więc jedną fotkę z daleka i idziemy zobaczyć to cudo. Gdym ja wiedziała co się będzie działo w środku , ale jestem szczęśliwa bo w takiej ceremoni jeszcze nie uczestniczyłam, a Ganesh chyba jednak naprawdę spełnia prośby
Przed wejściem na teren świątyni napotykamy dziki tłum ludzików. Nic dziwnego przecież każdy chce poprosić Ganesh o poprawę swojego losu . Ustawiamy się w kolejkę do wejścia, nie mamy pojęcia czemu poruszamy się tak strasznie wolno. Dochodzimy do bramy i okazuje się, że przechodzimy przez kontrolę bezpieczeństwa bardziej skrupulatną niż na lotnisku. Każda torba jest prześwietlana i dodatkowo jeszcze sprawdzana dokładnie przez strażników, którzy przy okazji wyrzucają wszystkie „zabronione” rzeczy (dobrze, że nasze torby zostały w samochodzie) stosując przy tym sobie tylko znane kryterium zabronionego. Przechodzimy przez wykrywacze metalu i przez obmacywankę. Udało się jesteśmy na terenie świątyni, a właściwie na terenie wielkiego zadaszonego chodnika wzdłuż którego musimy przejść żeby wejść do świątyni. Po obu stronach chodnika rozstawiono dziesiątki straganów głównie z jedzeniem, jakimiś świecidełkami ichnimi ozdóbkami, kwiatami itd. No to teraz idziemy w kierunku świątyni. Wstawiam filmik z netu żeby pokazać jak to wyglądało w realu
Parę metrów od wejścia do budynku świątyni musimy zostawić buty (są specjalne stoiska, oczywiście pobierają opłatę za przechowanie, niestety już nie pamiętam ile sobie życzyli). No to idziemy do kolejki do wejścia, czyli spędzamy kolejne iks czasu przemieszczając się między barierkami . Uf udało się jesteśmy w środku . Tu rozpoczyna się horror całkowity . Żeby dojść do szczurków i idola przepychamy się w dzikim tłumie, staramy się trzymać za ręce, ale nie udaje nam się to. Co chwilę ktoś nas rozdziela, masakra. Nawet moje kościste łokcie, nie pomagają na złapanie odrobiny przestrzeni . Tłum nas osacza ( w tym momencie zrozumiałam dlaczego co jakiś czas docierają do nas informacje o zadeptaniu dziesiątek wiernych w ich świątyniach). Jesteśmy twardzi i się nie poddajemy, docieramy do szczurków i szepczemy do lewego ucha nasze prośby .No to teraz czas zobaczyć idola . Dotarcie do Ganesh to już był wyczyn niesamowity. Większość tłumu to przecież wierni, którzy chcą zostawić dar dla bóstwa, zapłacić i uzyskać błogosławieństwo. Takich przepychanek to ja w życiu nie widziałam. Nie mam pojęcia jak służba bezpieczeństwa daje sobie radę z opanowaniem tego . No, ale jakoś udało nam się dopchać i zobaczyć Ganesh, który miał naprawdę piękny ołtarz. Oczywiście pokłoniłam mu się i poprosiłam żeby pamiętał o naszych prośbach. Jak na razie pamięta .
Wyjście ze świątyni było dużo mniejszym wyzwaniem, jakoś mniej tłoczno i nikt na nikogo nie napierał. Uf pierwszy raz w życiu w czymś takim brałam udział, ale udało. Drugi raz bym się nie zdecydowała na takie „atrakcje”.
Ganesh miał troszkę inaczej przystrojony ołtarz, ale ta fotka z netu jest chyba najbliższa temu co widzieliśmy
Przed nami miejsce niezwykłe pod każdym względem. Największa i najbardziej znana pralnia świata Dhobi Ghat.
Pralnie powstały w 1890 roku i miały świadczyć usługi dla Brytyjczyków i bogatych Parsów. Szybko jednak okazało się, że zapotrzebowanie na usługi pralnicze mają członkowie niższych kast i pralnie zaczęły się rozrastać , obecnie teren pralni zajmuje kilka kilometrów.
Dhobi Ghat znajdują się w pobliżu stacji kolejowej Mahalaxmi, najlepszy widok na pralnie rozpościera się z wiaduktu znajdującego się przed stacją. Kilka fotek z góry
Pranie w wersji big to nie jest łatwa praca. Ponad 5 tysięcy praczy pracuje przy ponad 700 kamiennych misach-balich, kotłach pralkach, prasowalniach, sortowniach. Każdego dnia trafia tu setki kilogramów brudów z całego miasta, które najpierw są oznaczane, następnie sortowane, czynności te wykonują zazwyczaj dzieci i kobiety, po czym odpowiednio do potrzeb: namaczane, odplamiane, wybielane, namydlane, prane itd., te czynności wykonują mężczyźni. Po wysuszeniu i wyprasowaniu następuje rozłożenie prania w/g kodu oznaczenie i rozłożenie go na wózkach, które dostarczą czyściutkie rzeczy do właścicieli. No niby proste, ale dla mnie nie do ogarnięcia jak oni sobie z tym wszystkim dają radę i żadnego zlecenia nie pomylą .
Wybielanie odbywa się metodą naszych babć czyli za pomocą namoczenia brudów w wodzie z chlorem lub proszkiem indygo
Pracze mają ułatwienia w postaci różnego rodzaju pralek. Znajdziemy tu coś rodzaju naszej „Frani", pralki automatyczne i wirówki
Pralki i wirówki to sprzęt mocno wysłużony i nie ma go dużo, większość czynności związanych z praniem wykonuje się ręcznie stojąc po kolana w wodzie z różnego rodzaju środkami chemicznymi.
Pracze są specjalistami o wywabiania wszelkich plam nawet z najdelikatniejszych tkanin. Na tym zdjęciu wywabiane są plamy z jedwabnej bielizny z ręcznie robioną koronką.
Na dworze niemiłosierny u pał, a w tym miejscu wygotowuje się pranie. Czułam się tam jak w najgorętszej saunie .
Każde wolne miejsce wykorzystuje się do wywieszenia lub rozłożenia prania do wysuszenia.
Potem trzeba to wszystko wyprasować, starymi naprawdę ciężkimi żelazkami na węgle . W prasowaniu są mistrzami nie do pobicia, idealnie równo bez zagniotek, niepotrzebnych rantów itd.
Chciałam spróbować jak się prasuje takim żelazkiem, ale dałam radę je jedynie unieść. Natychmiast jak buchnęło we mnie gorąco i jak poczułam ciężar tego ustrojstwa, grzecznie podziękowałam i stwierdziłam, że nie dam rady.
W Dhobi Ghat nie tylko się pracuje, tu się również mieszka. W domu ze zdjęcia mieszkają dwadzieścia cztery osoby. Na parterze jest kuchnia, a na górze sypialnia. Za względu na tak małą powierzchnię pomieszczeń, goduje, je i śpi się na zmianę.
Pracze za tak ciężką pracę dostają naprawdę niewielkie wynagrodzenie. Podobno zarabiają po kilka rupii dziennie co wystarcza na bardzo skromne jedzenie i zaspokojenie tylko najbardziej podstawowych potrzeb rodziny. Dhobi jednak się nie skarżą, boją się jedynie o swoją przyszłość bo za chwilę ich miejsce pracy i życia może zniknąć. Paradoksalnie zagrożeniem dla nich nie jest tani łatwo dostępny sprzęt do prania, bo nawet najlepsze pralki ich nie wyprą, a deweloperzy chcący przejąć teren, na którym mieści się pralnia. Dhobi to członkowie najniższej kasty, nikt się z ich zdaniem ani z nimi nie liczy, zagrożenie utraty ziemi jest więc dla nich ogromne.
Chcemy teraz zobaczyć jedną z sześciu plaż Mumbaju - Juhu Beach. Dla skrócenia czasu dojechania do celu wybieramy przejazd przez płatny Bandra-Wirli Sea Link. Łączący Zachodnie przedmieścia miasta (Bandra) z południowymi (Worli). Most został przez morze, koszt budowy to 16 miliardów rupii. Ja specjalnie techniczna nie jestem, niewiele nowoczesnych budowli robi na mnie wrażenie, ale ten most był wow. Parokrotnie przez niego przejeżdżaliśmy i zawsze robił na mnie mega wrażenie . Najbardziej podobał mi się wieczorem. Niestety na moście nie można zatrzymywać się na focie, a szkoda.
Dojechaliśmy do Juhu Beach. Tę plażę zaproponował nam Sanjay jako najciekawszą i najbardziej ekskluzywną w Mumbaju. Podobno jest to ulubiona plaża celebrytów, aktorów i bogatych mieszkańców miasta. Każdy , to znajdzie wolną chwilę przyjeżdża tu po lansować się, my wolnej chwili nie mamy, ale co tam idziemy na spacer, jak lans to lans .
Pierwsze co zwraca naszą uwagę to fakt, że tutaj nikt się nie opala. Nie ma leżaczków i parasoli, ale nie ma również kobiet w bikini lub monokini. Widzimy dosłownie paru mężczyzn kąpiących się w gatkach, cała reszta plażowiczów wchodzi do wody w ubraniu.
Plaża jest zadbana, trochę zaśmiecona (napisałam trochę bo w porównaniu z zaśmieconymi plażami na Bali to ta plaża była mega czysta) i wygląda całkiem ładnie, ale nie bardzo można ją porównać do którejkolwiek z plaż na Goa.
Pierwsze co zwraca naszą uwagę to fakt, że tutaj nikt się nie opala. Nie ma leżaczków i parasoli, ale nie ma również kobiet w bikini lub monokini. Widzimy dosłownie paru mężczyzn kąpiących się w gatkach, cała reszta plażowiczów wchodzi do wody w ubraniu.
Plaża jest zadbana, trochę zaśmiecona (napisałam trochę bo w porównaniu z zaśmieconymi plażami na Bali to ta plaża była mega czysta) i wygląda całkiem ładnie, ale nie bardzo można ją porównać do którejkolwiek z plaż na Goa.
Podjeżdżamy pod ISKCON czyli Sri Sri Radha Rasabihariji - Świątynię Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kriszny. Uf strasznie długa ta nazwa, a świątynia, a właściwie kompleks ogromny.
Na miejscu okazuje się, że mamy pecha i właśnie rozpoczęła się przerwa w możliwości zwiedzania świątyni . Nie jesteśmy zadowoleni i chyba to widać, bo strażnik wpuszcza nas do środka żebyśmy chociaż pochodzili po kompleksie . Z uwagi na zamkniętą świątynię nie płacimy za bilet wstępu.
Kompleks świątynny został otwarty w 1978 roku i obejmuje przestronną marmurową świątynię, audytorium, restaurację i siedmiopiętrowy hotel. ISKCON to nie tylko świątynia, to ośrodek badań i edukacji. Przyjeżdżają tu wyznawcy Kriszny z całego świata aby wziąć udział w warsztatach, dyskusjach, festiwalach. No to sobie pooglądać
ciekawe jak będzie wyglądała w realu
Na miejscu okazuje się, że mamy pecha i właśnie rozpoczęła się przerwa w możliwości zwiedzania świątyni . Nie jesteśmy zadowoleni i chyba to widać, bo strażnik wpuszcza nas do środka żebyśmy chociaż pochodzili po kompleksie . Z uwagi na zamkniętą świątynię nie płacimy za bilet wstępu.
Kompleks świątynny został otwarty w 1978 roku i obejmuje przestronną marmurową świątynię, audytorium, restaurację i siedmiopiętrowy hotel. ISKCON to nie tylko świątynia, to ośrodek badań i edukacji. Przyjeżdżają tu wyznawcy Kriszny z całego świata aby wziąć udział w warsztatach, dyskusjach, festiwalach. No to sobie pooglądać
ciekawe jak będzie wyglądała w realu
Wracamy do śródmieścia, a tak wygląda dzielnica finansowa z okien samochodu
Jesteśmy w dzielnicy Colaba i swoje pierwsze kroki kierujemy do miejsca, o którym słyszłał chyba każdy. Idziemy zobaczyć sławny hotel Taj Mahal. Hotel otwarto 16 grudnia 1903 roku, a dokładnie jedną z części czyli Taj Mahal Palac. Jego właścicielem był Jamsetji Tata i kazał wybudować ten luksusowy pięciogwiazdkowy obiekt z powodów „różnic” kulturowych, delikatnie nazywając .
W owym czasie najlepszym hotelem w Mumbaju był hotel Watson i pan Tata chciał się w nim zatrzymać. Niestety Mr. Tata nie był biały i nie mógł zamieszkać w hotelu, postanowił więc wybudować hotel dla wszystkich i ciągnąć kaskę od białasów.
Podczas I wojny światowej hotel przekształcono w szpital.
Drugą część hotelu Taj Mahal Tower otwarto w 1973 roku.
26 listopada 2008 roku w Mombaju miała miejsce seria zamachów terrorystycznych. Jednym z miejsc opanowanym przez zamachowców był hotel Taj Mahal. Zamachowcy zabarykadowali się w hotelu, a goście hotelowi stali się ich zakładnikami. Niestety 31 osób zostało zamordowanych. Od tego czasu wejście do hotelu jest pilnowane przez uzbrojoną policję. Na wejściu stoją wykrywacze metali, część gości ma przeszukiwane bagaże, wszystkie bagaże są prześwietlane. Warto jednak chociaż na chwilkę wejść do środka.
W owym czasie najlepszym hotelem w Mumbaju był hotel Watson i pan Tata chciał się w nim zatrzymać. Niestety Mr. Tata nie był biały i nie mógł zamieszkać w hotelu, postanowił więc wybudować hotel dla wszystkich i ciągnąć kaskę od białasów.
Podczas I wojny światowej hotel przekształcono w szpital.
Drugą część hotelu Taj Mahal Tower otwarto w 1973 roku.
26 listopada 2008 roku w Mombaju miała miejsce seria zamachów terrorystycznych. Jednym z miejsc opanowanym przez zamachowców był hotel Taj Mahal. Zamachowcy zabarykadowali się w hotelu, a goście hotelowi stali się ich zakładnikami. Niestety 31 osób zostało zamordowanych. Od tego czasu wejście do hotelu jest pilnowane przez uzbrojoną policję. Na wejściu stoją wykrywacze metali, część gości ma przeszukiwane bagaże, wszystkie bagaże są prześwietlane. Warto jednak chociaż na chwilkę wejść do środka.
Z hotelu Taj rozciąga się piękny widok na morze arabskie i Bramę Indii. Zanim dojdziemy troszkę kręcimy się po okolicy.
Pomnik Swami Vivekananda
Elitarny Klub Żeglarski
Stateczki na morzu Arabskim
Czas stanąć w kolejce do wejścia po Bramę Indii. Na szczęście tutaj kolejka porusza się sprawnie. Przechodzimy przez kontrolę bezpieczeństwa i możemy podejść pod dumę Brytyjczyków. Ten 26 metrowy łuk triumfalny miał symbolizować wieczne panowanie Brytyjczyków w Indiach. Budowę bramy rozpoczęto w 1911 roku w ramach upamiętnienia wizyty króla Jerzego V i królowej Marii. Panowanie Brytyjczyków w Indiach nie trwało wiecznie i niestety przez tę bramę opuściły Indie ostatnie oddziały brytyjskie .
Brama zbudowana została z miodowego bazaltu, który w zależności od pory i oświetlenia zmienia barwę. Mi najbardziej podobała się w złotej godzinie, ładnie też wyglądała podświetlona wieczorem .
Idziemy do dzielnicy Fort, po drodze mijamy budynki użyteczności publicznej, kościół św. Jana Ewangelisty, jak ja miło wspominam ten spacer, ale to tylko DZ wie dla czego
Dalej spacerujemy po śródmieściu, mijamy m.in. budynki sądowe, Sekretariat, Uniwesytet i Fontannę Flory
Postanawiamy odnaleźć Leopolda. Nie warto było, ale warto było przejść pod arkadami, gdzie kwitnie handel i pokręcić się po uliczkach.
Doszliśmy do miejsca kultowego w Mumbaju- Leopold Cafe. Naczytałam się zachwytów na temat tej restauracji. Chcieliśmy i Leopolda zjeść kolację, ale nie wiedzieliśmy czy będą wolne miejsca. Podobno czeka się na wolny stolik w długiej kolejce.
Przychodzimy i okazuje się, że restauracja jest prawie pusta (dwa stoliki zajęte), wchodzimy do środka i szczęka mi opada. Jakoś tak szaro, ciemno, zero klimatu . Rozglądam się w około i naprawdę nie kumam czemu to miejsce jest kultowe. Jakoś przechodzi mi ochota na zjedzenie tu kolacji.
No to może piwko wypijemy *preved*Podchodzimy do stolika, przychodzi kelner i mega nieuprzejmie pyta co zamawiamy. Oooooooo już mam nerwa . Mówimy, że chcemy coś do picia, a ten d….ek do nas, że jak tylko do bicia to na górze jest bar . No jak mnie poniosło, w jednej sekundzie już mnie tam nie było .
Nie rozumiem zachwytów nad tym miejscem, ok no można tu się załapać na rolę w Bollywoodzkiej produkcji, ale sorki tylko z tego powodu wychwalać miejsce.
Panowie od ciasteczek byli mili, ale ja już nie miałam ochoty zjeść .
Idziemy do innej polecanej restauracji i był to strzał w 10 , jedzonko mega pyszne i bardzo miła obsługa. Miejsce godne polecenia
Po pysznej kolacjce postanawiamy wrócić nad morze i zobaczyć jak oświetlone jest nabrzeże. Nie spodziewałam się, że zobaczę takie cudeńka. W dzień te powozy nie robiły wrażenia, ale wieczorem *preved*. Uroczy kicz
No to jeszcze idziemy pod Bramę Indii
Czas jechać do hotelu. Po drodze jeszcze zatrzymujemy się przy meczecie Haji Ali Dargah
No i jesteśmy w hotelu La Grande. Hotel wybieraliśmy pod kątem odległości i transportu na lotnisko, bo rano mieliśmy lecieć na Goa. Jeżeli ktoś nie planuje zwiedzania Mumbaju, a nie chce się na noc zatrzymać w mieście to bardzo go polecam. Bezproblemowy, szybki dowóz na lotnisko, podobnie odbiór z lotniska, niestety daleko od śródmieścia.
ZAjączku szalona kobieto, nawet po Mumbaju na obcasach..:)
OdpowiedzUsuńMomi przecież mnie znasz :) :) :)
OdpowiedzUsuń