czwartek, 20 czerwca 2019

Warszawa - Hanoi - Da Nang


 Wietnam północny podobał się nam tak bardzo, że postanowiliśmy szybko wrócić i zobaczyć południe kraju. Grudzień to podobno idealny miesiąc czyli szczyt sezonu na południu............

Tym razem kupiliśmy bilety w opcji multicity. Lecimy do Hanoi, a wylatywać będziemy z Sajgonu. Lot do Dubaju mamy o 13.25.

Większość podróżujących liniami Emirates zachwala przewoźnika, na nas nie zrobił jakiegoś specjalnego wrażenia.... Linia jak każda inna. Wolimy latać Turkiem. Lepsze jedzenie, obsługa sympatyczniejsza. 










 Po ponad godzinie od startu dostajemy pierwszy posiłek..... O ile wołowina była w miarę smaczna to moja papka krewetkowa niestety nie za bardzo nadawała się do jedzenia. Sałatka na bazie kuskusu była ohyda i zupełnie niedoprawiona.... 



Po kilku godzinach lotu podano po raz drugi napoje i na tym zakończono......



Dolatujemy do Dubaju.




Niestety w Dubaju mamy 6 godzinną przerwę. Trochę za mało czasu żeby wyjść i zobaczyć miasto, trochę za dużo czasu na siedzenie w jednym miejscu....
Okazuje się, że lotnisko ma bardzo przyjemnie zaaranżowane palarnie, z których z przyjemnością korzystamy.


Lotnisko w Dubaju należy do tzw "cichych" i przyjaznych podróżnym. Zatrzęsienie sklepów, ale towar jakoś mało interesujący.....













Lekko się zdziwiłam widząc tę sieciówkę.....






Sześć godzin minęło i lecimy do Hanoi.


Jest 4 w nocy, a my dostajemy tak marne jedzenie.....


Dolatujemy do Hanoi.... Widoki z góry ciekawe, niestety pada deszcz i jest 15 stopni ciepła..... Coś nam tu nie pasuje..... Pogoda płata figle...






Na lotnisku zaliczamy pierwszą niemiłą przygodę..... Nie ma jednej naszej walizki...Czekamy, szukamy i kiedy już mieliśmy iść zgłosić zaginięcie bagażu okazało się, że walizka stoi na środku hali...... Po prostu jakiś bezczelniak chwycił z taśmy nie swoją walizkę i porzucił ją w zupełnie innym miejscu..... Nienawidzę takich podróżnych..... Rozumiem, że można się pomylić, ale odstaw bagaż na miejsce, a nie porzucasz go byle gdzie...... Dobrze, że nie zainteresowała się walizką brygada antyterrorystyczna, bo mogła być wysadzona w powietrze.......
Autobusem miejskim za 35000 jedziemy na dworzec kolejowy w Hanoi, zostawiamy w przechowalni walizki i udajemy się na stare miasto wymienić pieniądze i coś zjeść.... Niestety cały czas pada i to chwilami dosyć mocno. 
Lekko zziębnięci i mokrzy zasiadamy w naszej ulubionej knajpce na zupkę Pho......



Wracamy na dworzec, czekamy na pociąg i tu kolejne nasze zdziwienie...... Odbierając bilety kolejowe (bo mieliśmy opłaconą rezerwację, 40$) nikt nas nie poinformował, że nasz pociąg jest odwołany i mamy jechać pociągiem, który odchodzi godzinę wcześniej.... Gdybyśmy nie wrócili przed 19.00 i nie szukali informacji, z którego peronu odjeżdża nasz pociąg to nasz misterny plan wyjazdu runąłby w gruzach. Bo ostatni pociąg odjeżdżał nie o 20.30, a o 19.30. Kolejny miał być dopiero rano.....

Niestety okazało się, że obsługa pociągu zamiast włączyć ogrzewanie, włączyła klimatyzację, której nie dawało się odłączyć.... Zimno było jak jasna cholera..... Miałam sobie smacznie spać na łóżeczku tymczasem co chwilę się budziłam i szukałam czy mam jeszcze coś cieplejszego do okrycia się.... Oczywiście jak na złość pociąg gdzieś po drodze nabrał solidnego opóźnienia....


Wagony sypialne 1 klasy wyglądały dobrze, cała reszta pociągu to lekki koszmar. Wagon restauracyjny był jedynym miejscem, gdzie można było zapalić papierosa...


Ostatni odcinek drogi do Da Nang pokonujemy w iście żółwim tempie. Pociąg jedzie na przełęcz Hai Van. Niestety jest tylko jeden tor, pociągi muszą po drodze stawać i przepuszczać się. Ponieważ nasz pociąg był sporo opóźniony, co chwilę musieliśmy przepuszczać jakieś pociągi jadące z Da Nang.... Widoki wynagradzały niedogodności podróży, tylko te chmury....








Po dojechaniu na miejsce mieliśmy zamiar pojechać taksówką do hotelu, ale dwóch motocyklistów mocno namawiało nas na przejażdżkę motorami.... Na początku nie bardzo chcieliśmy się zgodzić bo lekko kropił deszcz, ale ostatecznie ulegliśmy namowom i pojechaliśmy na motorach......



Hotel Satya okazał się być przy ogromnym bazarze, co nas bardzo ucieszyło, ale o tym za chwilę....
Zanim dostaliśmy nasz pokój, dobiliśmy z motocyklistami targu i umówiliśmy się na jutro na zwiedzanie okolic Da Nang. Niestety nie przewidzieliśmy, że pogoda spłata nam figla..... 







Widok z hotelu mieliśmy bardzo ładny.


 Jako, że była to już połowa grudnia, hotel był świątecznie przyozdobiony.







Była też całkiem pokaźna rodzinka Zajęcy....


Deszcz lekko zelżał, idziemy więc popatrzeć jak wygląda miasto. Pierwsze kroki kierujemy oczywiście na bazar. Han Market to jedna z turystycznych atrakcji miasta.



No i jako pierwszy nabytek przerabiamy Małego na typową wietnamską kobietę w kapeluszu ze słomy ryżowej...










Cały czas kapie z nieba..... szukamy restauracji....




Jedzenie nam bardzo smakowało i jutro tu wrócimy. Okazuje się, że przez przypadek trafiliśmy do restauracji polecanej przez TripAdvisor, i to nie bez przyczyny. A teraz idziemy na spacer..... oczywiście w deszczu.....






Dragon Bridge wieczorem wygląda pięknie. Smok co chwilę zmienia kolory....









Han River Bridge to kolejny z mostów stanowiących świetlną atrakcję wieczorami...


Z daleka widać też kolejny oświetlony kolorowo most - Cầu Trần Thị Lý








 Na drugim brzegu rzeki Han znajduje się pomnik smoka- symbolu miasta. Niestety jak dochodziliśmy do smoka wyłączyli fontannę i do końca naszego pobytu już ani razu smok nie wypluł wody.......






Po rzece Han pływają małe stateczki turystyczne, ale w taką pogodę to średnia przyjemność więc rezygnujemy z rejsu.


 Wietnamczykom deszcz nie przeszkadza, restauracje są pełne, ludzie spacerują po promenadzie, robią tysiące zdjęć....







Do hotelu wracamy mostem Han River Bridge.... Pewnie gdyby nie deszcz jeszcze byśmy długo spacerowali bo było naprawdę pięknie, ale pogoda nas skutecznie odstraszyła......




Czas iść spać bo jutro od rana czeka nas mnóstwo atrakcji.....