czwartek, 29 listopada 2018

Hue - La Vang - Phong Nha

Dzisiaj opuszczamy Hue i jedziemy w Phong Nha. Niestety autobus mamy o godzinie 6.30....... Na szczecie bilety zamawialiśmy przez Internet (200 000 dongów od osoby) więc nie musimy się aż tak bardzo spieszyć bo autobus przyjedzie po nas. Parę minut przed godziną 6.00 idziemy na śniadanie z nadzieją, że restauracja będzie już otwarta. Ku naszemu zaskoczeniu śniadanie czeka na gości, a pierwsza grupa właśnie opuszcza restaurację. Hotel pod każdym względem staje na wysokości zadania i naprawdę dba o klientów. Gdyby kiedyś jeszcze przyszło nam zawitać do cesarskiego miasta Hue na pewno ponownie zamieszkamy w Hotelu Eldora.   

Około 6.40 podjeżdża po nas autobus, na szczęście pasażerami są tylko białasy, a autobus jest typowo turystyczny, a nie "ichnia kijanka". Zanim dojedziemy do Phong Nha mamy jeden obowiązkowy postój w "wietnamskiej Fatimie" czyli w La Vang.  
Całą drogę do La Vang przesypiamy, zatrzymujemy się na parkingu prowadzącym do sanktuarium i kilku restauracji. Ponieważ jest pora śniadaniowa część podróżnych najpierw idzie do restauracji. My postanawiamy zobaczyć sanktuarium zanim zacznie być naprawdę gorąco, bo przejście przez długą niezacienioną aleję i chodzenie po "świętym" miejscu w pełny słońcu może być problemem................ .  


Cesarz Canh Tinh był zagorzałym przeciwnikiem szerzenia katolicyzmu w Wietnamie. Wydany przez niego w 1798  roku antykatolicki edykt skutkował nasileniem się prześladowań katolików. Wielu z nich szukało schronienia w lasach deszczowych w okolicy La Vang. Niestety bardzo złe warunki atmosferyczne skutkowały licznymi chorobami. Grupa najzagorzalszych wyznawców katolicyzmy zbierała się każdej nocy u podnóża ogromnego drzewa i odmawiała różaniec. Pewnej nocy, w koronie drzewa, ukazała się postać kobiety odzianej w tradycyjny wietnamski strój "ao dai". kobieta trzymała na rękach małe dziecko i towarzyszyło jej dwóch aniołów. Wierni uznali, że to Maryja z Dzieciątkiem Jezus. Podobno Maryja przemówiła do nich i kazała im sporządzać dla chorych lekarstwo z gotowanych liści drzewa. Po pewnym czasie prześladowania ustały, a wierni mogli powrócić do swoich wiosek i opowiadać innym o objawieniu. Coraz więcej ludzi zaczęło przybywać w miejsce rzekomego objawienia i oddawać się modlitwom. W 1820 roku wybudowano kaplicę, która uległa zniszczeniu podczas kolejnej fali prześladowań katolików w latach 1830-1885. Kolejną kaplicę wybudowano w 1901 roku. Konferencja Biskupów Wietnamskich uznała kaplicę Matki Bożej La Vang za narodowe Sanktuarium. 
Watykan nigdy nie uznał opisywanego wydarzenia za objawienie maryjne, ale JP II wyraził chęć odbudowania Bazyliki La Vang dla uczczenia 200 rocznicy pierwszej wizji.

Dla tych, którzy byli na Filipinach ciekawostka..... Matka Boska z La Vang jest patronką miasta Puerto Princessa na wyspie Palawan. 

Sanktuarium niczym nas nie zachwyca ..................


Bazylika nadal w budowie.....











Figura Matki Boskiej może odrobinkę zaskoczyć europejczyka.


Ruszamy w kierunku Phong Nha, za oknem piękne krajobrazy.





Mijamy tzw. strefę zdemilitaryzowaną. Tutaj przebiegała granica pomiędzy Wietnamem Północnym i Południowym. Punktem granicznym był most Hien Lu Ong na rzece Ben Hai. 




 Dojeżdżamy do 20 km plaży Hai Ninh. Niestety w naszych napiętych planach nie wystarczyło nam czasu na zatrzymanie się tu na dzień lub dwa. Oglądając widoki za oknem i hotele jakie tu wybudowano trochę nam szkoda, że odpuściliśmy, bo od strony morza plaża musi być fantastyczna....






Nasz podróż dobiega końca - jesteśmy w Parku Narodowym Phong Nha - Ke Bang. 
Miasto Phong Nha  zaczyna się rozwijać, ale nadal jest jeszcze bardzo biedne. Powoli zaczyna być popularną miejscowością turystyczną chociaż nadal jeszcze mało znaną wśród turystów zagranicznych. Nie ma tu tłumów rozwrzeszczanych turystów, nadal można poczuć atmosferę wietnamskiej prowincji. 








W miasteczku nie ma luksusowych hoteli. Na nasz pobyt wybraliśmy Phong Nha Midtown Hotel,  pokój o podwyższonym standardzie. Okazało się, że mamy prawie apartament z ogromnym tarasem i "designerską" łazienką....................




Nie jesteśmy specjalnie zmęczeni więc po rozpakowaniu idziemy zobaczyć największą atrakcję miasta, jaskinię Phong Nha.


Jaskinia została odkryta w 1899 roku. Podczas wojny służyła do celów wojskowych, znajdował się tu także szpital. Podczas ekspedycji naukowej w 1992 roku zbadano i opisano ponad 7 km korytarz, a w 1995 otwarto jaskinię dla turystów. W kolejnych latach jaskinie oświetlono, a w 2003 roku została wpisana wraz z całym Parkiem Narodowym na listę Światowego Dziedzictwa Unesco. 

Jaskinia Phong Nha jest najdłuższą tzw. "mokrą" jaskinią na świecie. Przez całą jaskinię przepływa rzeka, znajdują się tu również suche komory. Zamieszkują ją zwierzęta, głównie wodne. 
Do jaskini dotrzeć można jedynie od strony wody. Przystań znajduje się w miasteczku. Bilet wstępu do jaskini kosztuje 150 000 dongów, łódka 350 000. Mieliśmy szczęście ponieważ przy kasie czekało 6 osób, które szukały pasażerów na łódkę. Rejs kosztował nas więc po 45 000 dongów od osoby.















Dopłynięcie 19 km do jaskini rzeką Son zajmuje nam około 30 minut. Następnie wpływamy przez wrota do środka. Przez 1.5 km płyniemy podziemną rzeką i podziwiamy niesamowite formacje skalne, którym nadano tajemnicze nazwy typu "Dwór Królewski", "Budda", "Dom Wróżek", "Klęczący Słoń", "Lew".................... Byliśmy w podobnej jaskini na Palawanie, ale ta jest dużo ciekawsza. 




















Jaskinia ma też 45 komnat, przy jednej z takich jesteśmy wysadzani i dalej podziwiamy cuda natury zwiedzając jaskinię na piechotę. 
Stalagmity i stalaktyty tworzą kolejne niesamowite rzeźby i figury .....



















Po wyjściu z jaskini zachwyceni dziełem natury wsiadamy na naszą łódkę i wracamy do miasta.








Pod koniec wyprawy zaczyna padać. Na szczęście mamy parasole i bez problemu docieramy do hotelu. Niestety z chwilą przekroczenia progu pokoju rozpętała się ulewa i burza. Jesteśmy zmuszeni późne popołudnie spędzić w Phong Nha Midtown Hotel. 




Wieczorem przestało padać, idziemy szukać restauracji, w której podpasuje nam jedzenie. Troszkę krążymy zanim decydujemy się zasiąść na dobre. 


 Kompletnie nie mamy pojęcia co zamawiamy. Jest to rodzaj racleta opalanego węglem drzewnym, na którym mamy upiec mięsa, rybę, warzywa, grzyby, makaron ....


 Przez cały czas jedna z kelnerek pilnuje czy wszystko robimy prawidłowo....


Dokonaliśmy świetnego wyboru restauracji i dania. Nawet nie wiemy kiedy minęły dwie godziny...... jest fajnie więc zamawiamy po kolejnym piwku i tak sobie siedzimy i siedzimy............... .




A dla ciekawych podziemnego świata mamy jeszcze film z tej jaskini...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz