Przygotowując program wyjazdu na Filipiny, gdy jednym z wybranych celów okazał się Palawan, a konkretnie El Nido czytaliśmy bardzo wiele o podziemnej rzece. Opinie były bardzo podzielone: koniecznie - warto - cudnie - nie warto - strata czasu - widziałem lepsze... itd. No ale ponieważ Zające lubią dziury w ziemi zapadła decyzja, że kosztem dnia w El Nido odwiedzimy podziemną rzekę...
Hotelowy personel przygotował wczesne śniadanko w dwóch wersjach - typowo filipińskie oparte na ryżu i bardziej międzynarodowe z grzankami, masełkiem, jajkami według życzenia i dżemikiem. Oczywiście bez kawy w sporych ilościach by się nie obyło. No a już przed 8:00 czeka na nas mini-bus. Zostawiamy walizki w Amersonie i jedziemy zwiedzać. Przed nami drobne 70 km przez Palawan. I ku mojemu zaskoczeniu droga okazuje się wcale nie być tak tragiczna, jak to niektórzy przedstawiali.
A widoki po drodze są piękne. Zatrzymujemy się na chwilę na punkcie widokowym na zatokę Ulugan...
No i dalej w drogę do miejscowości Sabang gdzie znajduje się baza wypadowa do Podziemnej rzeki. Sabang to niewielka wioska z kilkoma lokalnymi restauracjami i noclegowniami żyjąca głównie z turystów przyjeżdżających do Parku Narodowego Podziemnej rzeki w Puerto Princesa - Puerto Princesa Subterranean River National Park - znajdującego się na liście dziedzictwa UNESCO od 1999 r. a także uznanego za jeden z 7 Cudów Natury obok lasu deszczowego Amazonii, Zatoki Halong, Wodospadów Iguazu, Wyspy Jeju, Wyspy Komodo oraz Góry Stołowej w światowym plebiscycie z 2012 r.
Wycieczkę należy zarezerwować, najlepiej na minimum trzy dni przed terminem choć wcześniejsza rezerwacja jest wskazana, szczególnie w sezonie zaleca się nawet 3 tygodnie wyprzedzenia, ponieważ liczba "wejściówek" do Parku jest ograniczona do 1200 dziennie. Na wyjazd należy zabrać ze sobą dokument potwierdzający tożsamość...
Wycieczkę należy zarezerwować, najlepiej na minimum trzy dni przed terminem choć wcześniejsza rezerwacja jest wskazana, szczególnie w sezonie zaleca się nawet 3 tygodnie wyprzedzenia, ponieważ liczba "wejściówek" do Parku jest ograniczona do 1200 dziennie. Na wyjazd należy zabrać ze sobą dokument potwierdzający tożsamość...
Nasz przewodnik wpisuje nas do kolejki i informuje, że mamy jakieś pół godziny oczekiwania na łódkę. No więc idziemy na plażę Sabang położoną tuż obok terminalu łodzi. Ogromna piaszczysta plaża ciągnie się przez kilka kilometrów...
A przy plaży po zatoce krążą łódki dowożące turystów do i przywożące z podziemnej rzeki...
W końcu przychodzi nasza kolej. Podpływa po nas łódka numer "77". Wsiadamy i ruszamy w trwającą około 20 minut przeprawę do plaży przy ujściu podziemnej rzeki do morza. A po drodze podziwiamy widoki...
No i w końcu jest, przepiękna piaszczysta plaża u ujścia podziemnej rzeki do morza. Trzeba pamiętać, że ponieważ rzeka uchodzi bezpośrednio do morza system utworzonych przez nią jaskiń podlega oddziaływaniu morskich przypływów i odpływów...
No i witamy w Parku Narodowym... Mały natychmiast znalazł sobie odpowiednią ochronę na wyprawę przez dżunglę z pośród żołnierzy elitarnej filipińskiej wojskowej jednostki antyterrorystycznej... Z taką ochroną to żadna dżungla nie straszna...
Krótki spacer po boardwalku i już jesteśmy przy rozlewisku w miejscu gdzie rzeka wypływa z pod gór i dopływa do plaży. Tutaj instruktarz na temat zachowania, uzupełnienie wyposażenia w kamizelkę o ochronny kask i wyposażenie wszystkich wpływających do jaskini w sprzęt audio - słuchawkę i odtwarzacz zapewniające komentarz podczas całej wycieczki - w końcu mamy XXI wiek. I gdzie ta pono zacofana biedna Azja...
Jeden z istotnych punktów instruktarzu przed wsiadaniem do łodzi można sparafrazować tak: "Jak się będziecie gapić w górę to nie rozdziawiajcie paszczy bo tam na górze są nietoperze, które nie patrzą co pod nimi, więc żeby wam coś do paszczy nie wpadło...".
No to zasiadamy w naszej łódce i ruszamy...
Zanim znikniemy w czeluściach rzecznej groty warto napisać o niej kilka słów...Podwodna rzeka przepływa tworząc system jaskiń pod pasmem o nazwie Góry Świętego Pawła na zachodnim wybrzeżu wyspy Palawan. System jaskiń ma 24 kilometry długości w tym 8.2-kilometrowy odcinek podziemny rzeki Cabayugan. Odcinek, po którym mogą poruszać się łodzie ma 4.3 km długości ale trasa turystyczna to tylko 1.5 km. Jaskinie prezentują różne rodzaje formacji skalnych, stalaktyty i stalagmity, a Jaskinia Włoska o długości 360 m jest jedną z największych na świecie. Przypływy i odpływy morza wywierają wpływ na odcinek podziemnej rzeki o długości 6 km. Podziemna wycieczka łodziami po jaskini trwa około 45 minut. No to zagłębiamy się i podziwiamy...
Na ścianach wyraźnie widoczne są znaki wskazujące różnice w poziomie wody w zależności od fazy morskich pływów...
Czym dalej w głąb, tym ciekawsze formacje skalne... Niektóre wiszą jak wielkie bombki, inne tworzą zwisające ze stropu draperie...
Podziemna podróż upłynęła bardzo szybko i nawet nie wiem kiedy w oddali pojawiło się światło - znaczy się czas opuścić podziemne królestwo... I żaden nietoperz nie uszlachetnił naszych hełmów...
A po wyjściu z łódki pojawił się taki oto osobnik... Zasyczał i zwiał w mangrowce...
Krótki spacer przez dżunglę i wróciliśmy na piękną plażę, gdzie czekały już łódki by odwieźć nas do Sabang...
I tak przyszła pora na obiad przed powrotem do Puerto Princesa... A po drodze do restauracji mijaliśmy stragany z miejscowymi przekąskami, soczkami owocowymi i Rumem Boracay w różnych wersjach smakowych...
Lunch w restauracji Del Cusina miał charakter bufetowy. Powiem, że wybór był całkiem spory ale ... niestety filipińska kuchnia nie przypadła nam zbytnio do gustu. No ale cóż, trzeba się przyzwyczaić - albo poszukać takich miejsc, które oferują bardziej pasujące nam potrawy...
Po lunchu wracamy tą samą drogą do Puerto Princesa, tylko jakoś szybciej. Widać, że kierowca działa w myśl zasady, że konie do domu ciągną szybciej. A nam to na rękę. Odbieramy bagaże z Amersona i umawiamy się na powrót po El Nido. Szybki przeskok na dworzec autobusowy i ładujemy się do mini-busa. Jest pełen i ludzi i bagaży zapakowanych od tyłu... No i ruszamy w drogę do El Nido...
Po drodze rytualny przystanek w mniej więcej połowie dystansu na kolację. Przez cały czas zastanawialiśmy się co tak trzeszczy na wybojach. No i na postoju sprawa się wydała. Skrzynki na towar, które nie zmieściły się do środka Zostały dowiązane do rury osłaniającej przedni zderzak i na wybojach niemiłosiernie tłukły... Ale jak to się nie da... Da się...
Podczas postoju jak zwykle spotkaliśmy nowych przyjaciół...
No i tak dojechaliśmy późnym wieczorem do naszego hotelu Ipil Suites w centrum El Nido.
A że przed hotelem stał taki oto tuk-tuk Mały postanowił jeszcze troszkę potrenować. No ale pora spać, bo jutro po śniadaniu wyruszamy na pierwszą z trzech zaplanowanych tur po wyspach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz