poniedziałek, 24 lutego 2020

Podziemna Rzeka

Przygotowując program wyjazdu na Filipiny, gdy jednym z wybranych celów okazał się Palawan, a konkretnie El Nido czytaliśmy bardzo wiele o podziemnej rzece. Opinie były bardzo podzielone: koniecznie - warto - cudnie - nie warto - strata czasu - widziałem lepsze... itd. No ale ponieważ Zające lubią dziury w ziemi zapadła decyzja, że kosztem dnia w El Nido odwiedzimy podziemną rzekę...
Hotelowy personel przygotował wczesne śniadanko w dwóch wersjach - typowo filipińskie oparte na ryżu i bardziej międzynarodowe z grzankami, masełkiem, jajkami według życzenia i dżemikiem. Oczywiście bez kawy w sporych ilościach by się nie obyło. No a już przed 8:00 czeka na nas mini-bus. Zostawiamy walizki w Amersonie i jedziemy zwiedzać. Przed nami drobne  70 km przez Palawan. I ku mojemu zaskoczeniu droga okazuje się wcale nie być tak tragiczna, jak to niektórzy przedstawiali.
A widoki po drodze są piękne. Zatrzymujemy się na chwilę na punkcie widokowym na zatokę Ulugan...








No i dalej w drogę do miejscowości Sabang gdzie znajduje się baza wypadowa do Podziemnej rzeki. Sabang to niewielka wioska z kilkoma lokalnymi restauracjami i noclegowniami żyjąca głównie z turystów przyjeżdżających do Parku Narodowego Podziemnej rzeki w Puerto Princesa -  Puerto Princesa Subterranean River National Park - znajdującego się na liście dziedzictwa UNESCO od 1999 r. a także uznanego za jeden z 7 Cudów Natury obok  lasu deszczowego Amazonii, Zatoki Halong, Wodospadów Iguazu, Wyspy Jeju, Wyspy Komodo oraz Góry Stołowej w światowym plebiscycie z 2012 r.
Wycieczkę należy zarezerwować, najlepiej na minimum trzy dni przed terminem choć wcześniejsza rezerwacja jest wskazana, szczególnie w sezonie zaleca się nawet 3 tygodnie wyprzedzenia, ponieważ liczba "wejściówek" do Parku jest ograniczona do 1200 dziennie. Na wyjazd należy zabrać ze sobą dokument potwierdzający tożsamość...
Nasz przewodnik wpisuje nas do kolejki i informuje, że mamy jakieś pół godziny oczekiwania na łódkę. No więc idziemy na plażę Sabang położoną tuż obok terminalu łodzi. Ogromna piaszczysta plaża ciągnie się przez kilka kilometrów...





A przy plaży po zatoce krążą łódki dowożące turystów do i przywożące z podziemnej rzeki...






W końcu przychodzi nasza kolej. Podpływa po nas łódka numer "77". Wsiadamy i ruszamy w trwającą około 20 minut przeprawę do plaży przy ujściu podziemnej rzeki do morza. A po drodze podziwiamy widoki...





















No i w końcu jest, przepiękna piaszczysta plaża u ujścia podziemnej rzeki do morza. Trzeba pamiętać, że ponieważ rzeka uchodzi bezpośrednio do morza system utworzonych przez nią jaskiń podlega oddziaływaniu morskich przypływów i odpływów...






No i witamy w Parku Narodowym... Mały natychmiast znalazł sobie odpowiednią ochronę na wyprawę przez dżunglę z pośród żołnierzy elitarnej filipińskiej wojskowej jednostki antyterrorystycznej... Z taką ochroną to żadna dżungla nie straszna...


 Krótki spacer po boardwalku i już jesteśmy przy rozlewisku w miejscu gdzie rzeka wypływa z pod gór i dopływa do plaży. Tutaj instruktarz na temat zachowania, uzupełnienie wyposażenia w kamizelkę o ochronny kask i wyposażenie wszystkich wpływających do jaskini w sprzęt audio  - słuchawkę i odtwarzacz zapewniające komentarz podczas całej wycieczki - w końcu mamy XXI wiek. I gdzie ta pono zacofana biedna Azja...
  











Jeden z istotnych punktów instruktarzu przed wsiadaniem do łodzi można sparafrazować tak: "Jak się będziecie gapić w górę to nie rozdziawiajcie paszczy bo tam na górze są nietoperze, które nie patrzą co pod nimi, więc żeby wam coś do paszczy nie wpadło...".
No to zasiadamy w naszej łódce i ruszamy...








Zanim znikniemy w czeluściach rzecznej groty warto napisać o niej kilka słów...Podwodna rzeka przepływa tworząc system jaskiń pod pasmem o nazwie Góry Świętego Pawła na zachodnim wybrzeżu wyspy Palawan. System jaskiń ma 24 kilometry długości w tym 8.2-kilometrowy odcinek podziemny rzeki Cabayugan. Odcinek, po którym mogą poruszać się łodzie ma  4.3 km długości ale trasa turystyczna to tylko 1.5 km. Jaskinie prezentują różne rodzaje formacji skalnych, stalaktyty i stalagmity, a  Jaskinia Włoska o długości 360 m jest jedną z największych na świecie. Przypływy i odpływy morza wywierają wpływ na odcinek podziemnej rzeki o długości 6 km. Podziemna wycieczka łodziami po jaskini trwa około 45 minut. No to zagłębiamy się i podziwiamy...



Na ścianach wyraźnie widoczne są znaki wskazujące różnice w poziomie wody w zależności od fazy morskich pływów...



























Czym dalej w głąb, tym ciekawsze formacje skalne... Niektóre wiszą jak wielkie bombki, inne tworzą zwisające ze stropu draperie...







































Podziemna podróż upłynęła bardzo szybko i nawet nie wiem kiedy w oddali pojawiło się światło - znaczy się czas opuścić podziemne królestwo... I żaden nietoperz nie uszlachetnił naszych hełmów...








No i wróciliśmy do punktu początkowego...


A po wyjściu z łódki pojawił się taki oto osobnik... Zasyczał i zwiał w mangrowce...




Krótki spacer przez dżunglę i wróciliśmy na piękną plażę, gdzie czekały już łódki by odwieźć nas do Sabang...






 







I tak przyszła pora na obiad przed powrotem do Puerto Princesa... A po drodze do restauracji mijaliśmy stragany z miejscowymi przekąskami, soczkami owocowymi i Rumem Boracay w różnych wersjach smakowych...



Lunch w restauracji Del Cusina miał charakter bufetowy. Powiem, że wybór był całkiem spory ale ... niestety filipińska kuchnia nie przypadła nam zbytnio do gustu. No ale cóż, trzeba się przyzwyczaić - albo poszukać takich miejsc, które oferują bardziej pasujące nam potrawy... 






Po lunchu wracamy tą samą drogą do Puerto Princesa, tylko jakoś szybciej. Widać, że kierowca działa w myśl zasady, że konie do domu ciągną szybciej. A nam to na rękę. Odbieramy bagaże z Amersona i umawiamy się na powrót po El Nido. Szybki przeskok na dworzec autobusowy i ładujemy się do mini-busa. Jest pełen i ludzi i bagaży zapakowanych od tyłu... No i ruszamy w drogę do El Nido...



Po drodze rytualny przystanek w mniej więcej połowie dystansu na kolację. Przez cały czas zastanawialiśmy się co tak trzeszczy na wybojach. No i na postoju sprawa się wydała. Skrzynki na towar, które nie zmieściły się do środka Zostały dowiązane do rury osłaniającej przedni zderzak i na wybojach niemiłosiernie tłukły... Ale jak to się nie da... Da się...


Podczas postoju jak zwykle spotkaliśmy nowych przyjaciół...


No i tak dojechaliśmy późnym wieczorem do naszego hotelu Ipil Suites w centrum El Nido. 


A że przed hotelem stał taki oto tuk-tuk Mały postanowił jeszcze troszkę potrenować. No ale pora spać, bo jutro po śniadaniu wyruszamy na pierwszą z trzech zaplanowanych tur po wyspach...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz