Nasz balkon , jak miło było tu wieczorkiem przy blasku świeczki posiedzieć, tylko to małżeństwo z domku obok cały czas się kłócące nas rozpraszało, ale sąsiadów człowiek sobie nie wybiera.
okienko zamknięte i ..... drzwi zamknięte
Jak ja do domku wejdę?
Widok z uliczki na inne wille.
Fantastyczne kwiatki w ogrodzie przed domkiem
Wille w głębi
Mój ukochany widok z basenu.
Hotelowy basen
Nasz pokoik na górze
Hotelowy gaduła
Hotel usytuowany jest w centrum miasta, jakieś 10 min spacerkiem od lasu małp i w drugą stronę do pałacu i targu też ok 10 minut. Zjeżdża się z głównej zatłoczonej ,mocno gwarnej ulicy i jest się w innym świecie. Byliśmy bardzo zadowoleni z tego miejsca.
Idziemy na spacer do Świętego Małpiego Lasu Padangtegal. Wewnątrz, prawie w centrum miasta, żyje ponad 600 osobników, wszystkie z gatunku makaków. Teren, niby ogrodzony, ale płot jest niski – małpy gdyby chciały mogłyby rozejść się po całym mieście. Wszędzie jest ich pełno, siedzą na drzewach, trawie, pomnikach balijskich bóstw, czy fontannie. Są dużo mniej agresywne niż te w Uluwatu, ale widzieliśmy mocno poranionego turystę, na którego napadły.
Przy wejściu płacimy za bilety po 30.000 Rp i zaczynamy nasz spacer
Pamiętacie wierszyk "Małpa w Kąpieli"?
Podsłuchaliśmy przewodnika, który mówił, że w świątyni grobowej do dzisiaj wystawiane są zwłoki przez tydzień lub dłużej,

Oczywiście wszystkie świątynie były zamknięte dla zwiedzających.
Jest koło południa, słońce operuje na maska, a tu jest przyjemnie, zielono sporo cienia można sobie tak spacerować i spacerować. Idziemy szukać waranów i świętego źródła.
ten widoczek mnie rozwalił, król lasu

Zaraz , czy my przypadkiem nie jesteśmy w Kambodży?
waranek znaleziony
Droga do źródełka była wąska i niestety mocno dawały o sobie znać komary.
no i mamy świete żródelko
Pięknie tu jest, ale nogi nas już bolą wracamy do hotelu na basen.
Widok ulicy w Ubud prowadzącej do naszego hotelu
Za każdym razem jak wracaliśmy do hotelu gwarek pięknie nas witał.
Czas na błogie lenistwo
my odpoczywamy, a człowiek ciężko pracuje
Fajnie się odpoczywało to teraz pójdziemy na spacer po Ubud.
Ubud to miasto artystów i jogi, ale tak naprawdę to nie jest miasto, to 14 wsi oddalonych od siebie nie dalej niż 5 km, których centrum jest właśnie Ubud. Nazwa miasta pochodzi od balijskiego słowa "ubad" czyli lekarstwo (na rzeką Campuhan rośnie sporo roślin o właściwościach leczniczych). Największy rozkwit Ubud przypada na lata dwudzieste poprzedniego wieku, kiedy to przybywało tam wielu artystów również z Europy, a za nimi docierali turyści. Aby zachować tutejszą przyrodę i kulturę powołano specjalną fundację, Yayasan Bina Wisata.
Nasz hotel mieścił się przy Jalan Wanara Wana (inna nazwa to Monkey Forest Road) jednej z głównych ulic. Drugą była Jalan Raya, a przy niej znajdował się pałac Puri Saren Agung, siedziba władców Ubud panujących od końca XIX wieku do drugiej wojny światowej. Pałac jest całkowicie odbudowany, po zniszczeniu oryginału, podczas trzęsienia ziemi w 1917 roku. W pałacu byliśmy już wieczorem, teraz mamy nadzieję, że będzie go można zwiedzić.
Wchodzimy przez główną bramę i rozglądamy się za jakąś kasą biletową, nic takiego nie widzimy, ponownie pytamy pilnujących, czy można zwiedzać i słyszymy tak ten dziedziniec dla kobiet możecie do reszty jest całkowity zakaz wstępu .No to kręcimy się po dziedzińcu.
i jak tu wejść dalej

Więcej w pałacu zobaczyć nie można

Od znajomych, którzy byli słyszeliśmy, że przedstawienie jest dobre, może tylko zbyt długo trwa.
Wychodzimy z pałacu i idziemy w kierunku Pura Saraswati, ale po drodze jest jeszcze jedna świątynia, w której własnie prowadzone są prace budowlane, kobiety na taczkach woziły piach, kopały w ziemi i układały kostkę, panowie prowadzili nadzór techniczny

Prace budowlane nie przeszkadzały w przygotowaniach ceremonii
Świątynia bardzo nam się podobała i polecam, wpadnijcie tam koniecznie, ba jak macie mało czasu nie warto zachodzić do pałacu, idźcie do świątyni.
Zachwyceni poprzednią świątynią pędzimy do Pura Saraswati, najważniejszej świątyni w Ubud poświęconej Dewi Saraswati, bogini mądrości i sztuki patronki "miasta". Świątynię znajdujemy szybko, a właściwie restaurację przed nią

Mam pytanie, co jest za tymi drzwiami? Po co przewodniki polecają zobaczenie tego miejsca skoro wszystko jest pozamykane.
Staw z lotosami piękny nie powiem, ale co jest dalej ?
Po mocnym rozczarowaniu wychodzimy ze świątyni i tak właściwie nie mamy pomysłu co będziemy robili dalej. Przechodzimy przez mostek z pięknym widokiem, po drodze spotykamy rodaków i wymieniamy opinie .
W dole są restauracje, których rodacy nie polecali, byli mocno rozczarowani
zaraz za mostkiem, na murze jest napis " rice paddies 50m " Duży Zając wyczaił go, pyta czy mam ochotę zobaczyć, ja zawsze


Idziemy wąską ścieżką i wzdłuż wysokiego muru

Idziemy i idziemy, mijamy jakieś chatki




już wątpimy co dalej i nagle takie widoczki nam się wyłaniają
Jak tam pięknie było


Spacer był męczący, czas na kolację, tym razem idziemy do restauracji muzułmańskiej.
Zamawiamy grillowanego kurczaczka z tofu i ryżem.
Wyśmienita rybka.
i morning glory
Jedzonko pierwsza klasa, sprawdzają się opinie, że najlepsze papu na Bali jest u muzułmanów (tylko Pawlikowska twierdzi inaczej, ale kto by ją słuchał )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz