poniedziałek, 4 grudnia 2023

Z Tsavo East przez Voi na Diani Beach

 Kończymy dziś nasze safari by resztę pobytu w Kenii spędzić nad oceanem, na piaszczystej plaży w bardzo przyzwoitym hotelu. Ale zanim tam dotrzemy po raz ostatni oglądamy "nasze" słonie przy wodopoju i robimy jeszcze krótką rundę przez park.





Opuszczamy park przez Bramę Voi i jedziemy na dworzec kolejowy w tej miejscowości po drodze przyglądając się jak tu na kenijskiej prowincji toczy się życie.


Voi jest największym miastem w hrabstwie (to nazewnictwo pozostało po czasach brytyjskich) Taita-Taveta. Stanowi centrum handlowe, głównie produktów rolniczych oraz sizalu i jednocześnie jest ośrodkiem nauki i kultury posiadającym lokalny uniwersytet. Jak w przypadku wielu miast na świecie przekształcenie niewielkiej osady w liczące kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców miasto związane było z budową linii kolejowych. Najpierw powstała linia Mombasa - Uganda stworzona przez Brytyjczyków w latach 1895 - 1901. Ta w naszym rozumieniu linia wąskotorowa o rozstawie szyn 1000 mm w Voi posiadała węzeł kolejowy, z którego odnoga boczna prowadziła do Taveta na granicy z Tanzanią, która obecnie nie jest użytkowana. Główna linia jest nadal użytkowana do przewozów towarowych. O tej linii kolejowej napiszę jeszcze w późniejszym artykule.
A wracając do Voi, przy głównych ulicach miasta znajduje się wiele "zakładów wulkanizacyjnych", co zważywszy na jakość lokalnych dróg nie dziwi.  Dziwne dla nas Europejczyków jest drugie podstawowe zajęcie pracowników tych zakładów, którego produkty widać na straganie opartym na starych oponach. Produkuje się tu bardzo popularne wśród miejscowych sandały - klapki z kawałków starych opon - materiał solidny, w części opon kord metalowy, więc buty prawie niezniszczalne... 


Handel toczy się głównie na straganach chociaż są tu także sieciowe sklepy, a nawet supermarkety.


Tutejsza moda nie za bardzo pokrywa się z naszymi standardami ale bywa czasami ciekawa...


Podstawowe środki transportu to motocykle, w tym motocyklowe taksówki boda boda oraz trójkołowe tuk tuki. W centrum działają też normalne taksówki, ale bez sprawnych liczników więc cenę za przejazd uzgadnia się przed wyruszeniem na trasę. 




Oczywiście to, że motocykl jest pojazdem dwuosobowym i nie służy do przewozu towarów jest tylko teorią bo motocykl przewiezie wszystko, gdy trzeba nawet szafę. Co do obowiązku zakładania kasków to jest to także piękna teoria........ daleka od sytuacji praktycznej.


Poza centrum miasta zabudowa jest bardzo chaotyczna i raczej wiejska niż miejska.




Nieco poza miastem znajduje się obiekt stanowiący przeciwieństwo architektoniczne miasta Voi. Nowoczesna bryła, funkcjonalność, szerokie drogi dojazdowe, ogromny parking, schody i chodniki wyłożone kostką. No po prostu luksus... A wszystko ogrodzone wysokim płotem zwieńczonym drutem kolczastym i z wjazdem przez bramę strzeżoną przez uzbrojonych strażników. To produkt wielkiej inwestycji, która powstała we współpracy kenijsko-chińskiej - linii kolejowej Mombasa - Nairobi - Naivasha, o której więcej w dalszym wpisie. 



Na parkingu rozstajemy się z naszym samochodem i Joseph prowadzi nas przez bramki kontroli bagażu i osób jak na lotnisku do poczekalni. Józio idzie do kasy odebrać nasze bilety i po chwili żegnamy się z nim po 9 dniach bardzo dobrej, dla obu stron, współpracy. Już sami idziemy do poczekalni. Jakoś tu pusto - do odjazdu pociągu mamy jeszcze godzinę...


W poczekalni też pustki i jedynie ochrona z bronią. Mają bardzo dużo pracy ........ po trasie Mombasa - Nairobi i Nairobi - Mombasa kursują dziennie aż trzy razy na dobę w każdą stronę pociągi. Tylko cztery pociągi zatrzymują się w Voi: z Mombasy do Nairobi o 12:36 i 16:36 oraz z Nairobi do Mombasy o 12:02 i o 18:48... To dopiero węzeł kolejowy...


Nasz pociąg przyjeżdża do Voi o 12:02 i odjeżdża do Mombasy o 12:08...


Pociąg przyjeżdża o czasie. Idziemy do naszego wagonu i ruszamy w trwającą dwie godziny podróż do terminalu kolejowego w Mombasa. 



Przez kolejne dwie godziny podziwiamy widoki z okna........ od Voi i Wzgórz Sagala...


... przez widoki na park narodowy Tsavo odgrodzony od linii kolejowej solidnym płotem ...



... położone przy linii kolejowej wioski ...







... po przedmieścia Mombasy.








Punktualnie o 14:00 wysiadamy na Terminalu kolei MADARAKA EXPRESS,  (w tłumaczeniu byłoby to "Ekspres Wolności" ).


Jak widać po tłumie opuszczającym stację (jakoś tak dziwnie kojarzącą się wyglądem z chińską pagodą) pociąg był pełen.  



Teraz zostało nam już tylko dojechać do naszego hotelu na Diani Beach. I nie jest to problemem, bo za pośrednictwem biura Mufasa, przy pomocy nieocenionej Caroline, uzgodniliśmy transfer i na parkingu czeka już na nas Naomi. Do naszego hotelu mamy nieco mniej niż 50 km, ale najpierw musimy przejechać przez miasto Mombasa i przeprawić się promem przez otaczające miasto wody Oceanu Indyjskiego.
Do promu jedziemy najpierw szeroką autostradą, która nagle kończy się placem budowy i dalej jedziemy już przez miasto. Oczywiście chciałoby się upamiętnić to, co widać za oknem samochodu, ale Naomi od razu ostrzega - Nie otwierać okien, nie pokazywać aparatu... Jakoś tak jakby niezbyt bezpiecznie...



Jedziemy przez miasto. Domy mieszkalne otoczone wysokimi płotami lub murami, wszędzie widać druty kolczaste... Coraz mniejszą mam chęć by przyjechać i zwiedzać to miasto...




Generalnie jak to mówią brud, smród i ogólnie nic atrakcyjnego...




Dojeżdżamy do promu Likoni Ferry. Kolejka dość długa, spory tłum. Chciałoby się wysiąść z samochodu i rozejrzeć, ale Naomi kategorycznie zabrania, więc jeszcze kilka zdjęć w czasie oczekiwania na naszą kolej...







Podczas krótkiej, kilkunastominutowej przeprawy na drugi brzeg też chciałoby się wysiąść, obejrzeć widoki na obu brzegach, poczuć upał i powiew morskiej bryzy, ale Naomi wolała zablokować drzwi samochodu... Taki klimat...


Po obu stronach przeprawy funkcjonują szalone targowiska gdzie sprzedać i kupić można wszystko, ale o zatrzymaniu się nie ma mowy a i to co widzimy do spaceru po targowisku nie zachęca. Ochota na zwiedzanie Mombasy przeszła nam ostatecznie...




Po nieco ponad godzinie jazdy zatrzymujemy się przed wejściem do naszego hotelu. Mamy zamiar odpocząć tu przez kolejne dni...