, a my w programie mamy wizytę na targu i na polach ryżowych
. Zakładamy płaszczyki i idziemy na targ czyli Pasar Ubud. Jeden z najbrzydszych targów jakie do tej pory widzieliśmy w trakcie naszych dotychczasowych podróży.Kierowca dosyć dokładnie opisuje nam "balijskie produkty"
Przy okazji robimy zakupy przypraw.
Testuję lokalną odmianę morning glory.
"Dział mięsny" omijamy szerokim łukiem
W takiej formie targ funkcjonuje tylko do południa, później wszystko jest zamykane i zaczynają pracę sprzedawcy pamiątek dla turystów.
Sam targ nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia (a już na pewno nie wyglądał jak z filmu "Jedz, Módl się i Kochaj) , ale wizyta z przewodnikiem była bardzo pouczająca i zaowocowała siateczką przypraw
.Przestało padać, jedziemy na pola ryżowe.
Zatrzymujemy się w Laplapan
Dowiedzieliśmy się wszystkiego na temat uprawy ryżu, warzyw i zwyczajów żywieniowych na Bali
jedziemy gotować.Wybraliśmy Paon Bali Cooking Class i szczerze wszystkim tę szkołę polecamy. Fantastyczna zabawa przez parę godzin, bardzo rodzinna atmosfera, lekcje odbywają się w tradycyjnym balijskim domu.
drink powitalny
Zabieramy się do pracy
Puspa wyjaśnia co będziemy gotowali i z czego
Nasi nauczyciele przygotowują nam pracę.
Pokazują ogród przypraw
Zaczynamy gotowanie

Wszystko przygotowywane jest pod ścisłym nadzorem Puspy
Jak tu zrobić w domu pastę curry
też wiem tylko naczynia nie mam 
gotuję zupkę
zupka gotowa
Zupka zjedzona robimy drugie dania.
Drugie dania gotowe

to zabieramy się do jedzenia
Uczniowie po uczcie się rozleniwili więc Puspa sama przygotowuje deser.
ale pomocników też miała
no to skosztujmy deseru
Po szkole gotowania kierowca odwozi nas do hotelu, a nam już po głowach chodzi jakiś wypad za Ubud.
Idziemy poszukać taxi , wybór był spory rozrzut cenowy niewielki. Jeden gościu nam się wyjątkowo spodobał, jedziemy z nim. Tylko drzwi zatrzasnęliśmy, a kierowca zaczyna nadawać, opowiada, pyta co widzieliśmy
buzia mu się nie zamyka. Nagle poważnieje, pokazuje grupę idących kobiet i mówi o na pogrzeb idą tu jest zaraz cmentarz, chcecie iść zobaczyć ceremonię? Mnie przed oczami ciocia-babcia stanęła i mówimy, że dziękujemy, ale nie jesteśmy zainteresowani takimi imprezami. Trochę nam gościu posmutniał, że proponowana atrakcja nam się nie podoba, ale za chwilę już trajkotał dalej. Zanim dojechaliśmy do tarasów, już wiedzieliśmy wszystko o okolicy
. No i oczywiście, że tarasy Tegalalang są jednym z najważniejszych miejsc do zobaczenia na Bali, że leżą na pięknym zboczu 600 m nad poziomem morza i, że mieszkańcy Tegalalang są strasznie namolni i wciskają turystom na siłę kiepski towar i, że on będzie nas obserwował i w razie czego pędził na pomoc.

N szczęście daliśmy sobie radę sami
, a na fotkach tylko tarasiki; straganiki, restauracyjki i tłum ludzików gdzieś nam się zgubiły 
Teraz jedziemy posmakować najdroższej kawy świata. Kopi Luwak. Kopi, to po prostu kawa, a luwak jest miejscową nazwą cywety, czy jak ktoś woli łaskuna muzanga. Prosimy o zawiezienie nas w ciekawe miejsce, ale nie tam, gdzie przyjeżdżają autokary z turystami
Po plantacji chodziliśmy prawie sami, oprowadzała nas bardzo sympatyczna dziewczynka, strasznie się cieszyła, ze właśnie zaczęły się wakacje więc będzie miała więcej czasu na oprowadzanie. Najpierw pokazuje nam ogród przypraw i owoców, a później idziemy do ogrodu kaw, omawia każdą odmianę i proces pozyskiwania kawy. Luwaki to zwierzęta nocne, które uwielbiają zjadać najlepsze ziarenka kawy (mocno dojrzałe, słodkie, czerwone), w żołądku trawiona jest tylko pierwsza warstwa owocu, ziarno jest lekko sfermentowane. Tak przetworzone ziarna wydalane są wraz z całą inną treścią. Ziarna wybierane są ręcznie. Następnie dokładnie się je myje, suszy obiera wierzchnią warstwę, jeszcze raz myje , suszy i obiera aż dochodzi się do ziarna, które trzeba wypalić i zmielić.
Niestety luwaki są trzymane w takich ciasnych klatkach

Oddzielony efekt trawienia
Wypalanie ziaren
Mielenie i przesiewanie
Degustacja różnych kaw i herbat
widok z tarasu
Czas na małą czarną
Jeszcze roślinka, która wydaje smocze owoce.
Nawet nie wiedziałam, że kaktus, który uprawiamy w doniczce daje takie owoce. U nas znane jako Owoc Smoczy.
Po pysznej kawce jedziemy jeszcze do Goa Gajah, nie spieszymy się bo to miejsce można zwiedzać nawet po zamknięciu kas ( nie oznacza to, ze nie płaci się za wstęp. Panowie z zeszycikiem siedzą na dole i kasują, ba czasem więcej niż powinni
datek to nie bilet wstępu i skąd my to znamy co łaska
)Goa Gajah zachodzącym słońcu wygląda bardzo tajemniczo. Nie dziwię się, że nadal trwa spór o to, czy GG była świątynią
.Goa Gajah odkopano na początku XX wieku i do dzisiaj nie ustalono daty pochodzenia i przeznaczenia budowli
Skoro jest tu Ganesh syn Sziwy i trzy lingi (symbole Sowy) to pewnie jest to świątynia
, ale czemu miały by w świątyni służyć nisze do spania
i co tam robi posąg Hariti bogini demona zjadającego własne dzieci
, podobno Balijczycy uosabiają ją z kobietą (niestety już nie pamietam imienia), która wraz ze swoim mężem miała tyle dzieci, że nie wiedzieli co z nimi zrobić (szpital? gabinet zabiegowy? świątynia? a może klasztor , nie ma to znaczenia zwiedzamy).wchodzimy przez paszczę monstrum (no jak na świątynię to dziwne mi się wydaje)
Idziemy wąskim ciemnym korytarzem (są nisze)
Jest i Lord Ganesh
Po drugiej stronie korytarza symbole jego ojca
Posypało się podczas trzęsienia ziemi.
Tarasowa zabudowa z buddyjskimi budowlami, kolejny znak zapytania

Rzeka słonia
moje ukochane czerwone palmy
Fantastycznie jest tu przyjechać wieczorkiem
wszystkie stragany pozamykane
już sobie wyobrażam przebijanie się przez nie żeby dojść do autka
.Nasz intensywny dzień w Ubud dobiegł końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz