wtorek, 4 lutego 2020

Mui Ne i okolice





Na dzisiaj mamy zaplanowaną wycieczkę do największych atrakcji Mui Ne czyli Fairy Stream, Białych Wydm, Czerwonych Wydm i wioski rybackiej. Wycieczkę wykupiliśmy w pobliskim biurze. Koszt to 23$ za dwie osoby. Można było to zrobić taniej, ale my chcieliśmy mieć jeeapa tylko dla siebie i swobodnie móc decydować ile czasu gdzie chcemy spędzić. Wycieczka ma się rozpocząć około godziny 13.00, a po zachodzie słońca będziemy wracali w kierunku hotelu......... Od rana leje deszcz i sami nie wiemy co mamy zrobić, bo w taką pogodę to wyjazd na wydmy nie ma sensu.... Na miejscu też nie bardzo jest co robić.... Idziemy na zakupy i zaklinamy pogodę.... Chyba jestem czarownicą bo udało się i przed 13 całkowicie przestało padać. Jupii, nie musimy rezygnować z wyjazdu.
Punktualnie o 13 podjeżdża kierowca i ruszamy w kierunku Fairy Stream.


Po paru minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Samochodów trochę już jest zaparkowanych ale jak się później okaże mamy szczęście i największy tłum przybędzie po nas......
Kierowca idzie z nami do kasy, kupujemy bilety po 15.000 od osoby i po uzgodnieniu orientacyjnej godziny powrotu ruszamy w dół. Nie do końca wiemy co nas spotka, bo przecież do południa ostro padało, ale co tam. Musimy zobaczyć to najchętniej fotografowane miejsce w Mui Ne.


Suoi Tien (Fairy Stream) to niezwykle urokliwa formacja geologiczna. Wypełniony, spływającą z góry Dinh Ham Tien, wodą kolorowy kanion otoczony z jednej strony białymi i czerwonymi wydmami oraz skałami, z drugiej strony soczyście zieloną roślinnością. Po przejściu praktycznie całej udostępnionej dla turystów drogi, śmiało mogę napisać, że jest to największa i najpiękniejsza atrakcja Mui Ne i to ona, a nie plaże przyciąga turystów takich jak my czyli kochających niesamowite widoki. Jest jeszcze jedna grupa, która na pewno odwiedzi to miejsce Insta-Blogo-itd maniaczki, które faktycznie mają tu pejzażowy raj......

Przy knajpkach zostawiamy buty i po kamiennych schodach idziemy w dół do strumienia. Niepewnie zamaczam stopy, ale okazuje się, że info o lodowatej wodzie nie sprawdza się.... Niestety nie sprawdza się też info o płytkiej wodzie..... Niby głęboko nie jest. Mam wody troszkę powyżej kolan, ale nie widzę kamieni w strumieniu.... Nie jest to oczywiście problem i idziemy. Później wody będzie mniej....







Oczywiście nie możemy odpuścić sobie pohasania po wydmach.






Wracamy do strumienia. Widoki nadal wow, a ludzi coraz mniej....



















Dochodzimy do miejsca gdzie siedzi strażnik i pilnuje żeby od drugiej strony nikt nie wszedł do kanionu bez biletu....
Idziemy jeszcze kawałek i decydujemy się na powrót.



Kolejny przystanek mamy w wiosce rybackiej Mui Ne. Zatrzymujemy się przy punkcie widokowym na port i zatokę, tuż obok tak wychwalanych restauracji. Niestety to miejsce to jeden wielki koszmar!!! Wszędzie walające się śmieci, niewyobrażalny smród i dzikie tłumy turystów.









Początkowo planowaliśmy zejść nad brzeg. Przejść się wśród łodzi rybackich, zobaczyć co dzisiaj złowili.  Kupić jakieś owoce  morza, usiąść w knajpce na luncha.... Niestety woleliśmy zrobić kilka fotek z góry i zmykać jak najszybciej. Podróżujemy sporo po Azji, trafiamy w różne miejsca i niby jesteśmy uodpornieni na syf, ale tu sytuacja nas przerosła. Jak mocno nas przerosła to dopiero zorientowałam się pisząc bloga.... Nie mamy żadnego zdjęcia tych słynnych restauracji na punkcie widokowym, gdzie drożej ale podobno też można zjeść. My nie byliśmy w stanie tam wejść....

Za to mamy fotki tego, co można było za niewielkie pieniądze kupić w porcie..... Pewnie byśmy i kupili, tylko jest małe ale... gdzieś trzeba to ugotować i zjeść.... Problemu ze znalezieniem osoby, która nam upichci coś z zakupów nie ma najmniejszego i robią to za niewielkie pieniądze.... ale  jak to zjeść w tym syfie?
















W zatoce jest też coś w rodzaju pływających wiosek jakie widzieliśmy wcześniej w zatoce Ha Long


Jedziemy na Białe Wydmy. Do pokonania mamy jakieś 30 km. Trasa widokowo bardzo interesująca. Gdybyśmy drugi raz planowali wyjazd do Mui Ne to zapewne zdecydowalibyśmy się na  poświęcenie temu miejscu całego dnia. Pewnie zeszlibyśmy do któregoś z mijanych kanionów. Pojechali nad jezioro i pochodzili po dzikich plażach przy zatoce.









W Wietnamie są tylko dwa miejsca gdzie zobaczyć możemy białe wydmy. My widzieliśmy oba. O wydmach przy plaży Hai Ninh pisałam tu http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/2018/11/hue-la-vang-phong-nha.html .

Bau Trang, bo tak nazywają Białe Wydmy miejscowi,  są wyjątkowe bo wśród wydm znajduje się Bau Sen ( Jezioro Lotosów), które dodaje kolorytu miejscu.

Bau Trang oznacza nic innego jak Białe Jezioro, ale co ciekawe miejscowi dzielą wydmy na  Bau Ong (Jezioro Dżentelmena), Bau Ba (Jezioro Lady) i Bau Xoai (Jezioro Mango).

Podobno White Sand Dunes najpiękniej wyglądają podczas pory monsunowej. My jesteśmy w porze suchej ale i tak zobaczyliśmy piękne obrazy "namalowane przez wiatr".
Po dojechaniu na miejsce, gdzie dla turystów oferuje się wszelkie atrakcje i możliwość pochodzenia po wydmach niestety przeżywamy szok. Calusieńki parking zastawiony samochodami.... obawiamy się, że tłum nas zaleje. Nic z tych rzeczy. Większość ludzi siedzi w restauracjach, a wydmy tu są na tyle ogromne, że spokojnie można odnaleźć swoją oazę. Tym razem kierowca kupuje nam bilety- 15.000 od osoby- i idziemy poszaleć. Tak tu chcieliśmy poszaleć w pełnym tego słowa znaczeniu. Ja przez chwilę mam wątpliwość czy na wydmę pojechać 'kosmicznym" samochodem czy quadem? E tam na quadzie lepsza zabawa...kupujemy przejazd -200 000 od osoby w dwie strony. Tu niestety nie można jeździć samemu więc chwilę czekamy na naszego szalonego drivera i ruszamy na górę. Jazda niesamowita co widać na filmiku załączonym na końcu bloga.
Wysiadamy i pierwsza myśl...te wydmy nie mają końca....










Znaleźliśmy swoją oazę i udajemy, że jesteśmy tu sami.




Nie będę pisała, że białych wydm nie widziałam bo były po deszczu żółte...

Szaleństwa trwają....skoki, zjazdy, fikołki i Insta focie.... Niestety tu modelki nie były szczęśliwe bo każdy, który wjechał lub wdrapał się na górę dostawał głupawki i nie zwracał zupełnie uwagi, że psuje kadr....














Niestety czas wracać bo na zachód słońca chcemy być w kolejnym miejscu.





 Jedziemy na Czerwone Wydmy. Po drodze zaczyna padać.....  nici z zachodu słońca.... i znowu pierwsza moja myśl...rezygnujemy i zostaniemy przy kanionie....ale pada - po co w deszcz chodzić kanionem? Nie odzywam się, zaklinam pogodę... i udało się. Na miejscu nie pada i nawet słonko jest... takie trochę za chmurkami ale jest.

Czerwone wydmy Doi Hong położone są bliżej Mui Ne, ok 17 km od centrum. Można tu dojechać lokalnym autobusem. Czerwono-brązowy piasek przyciąga tłumy turystów.  Czerwone Wydmy nie są tak rozległe jak Białe nie ma też quadów i kosmicznych samochodów, za to są lokalsi z plastikowymi podkładkami, które na siłę chcą wynajmować turystom. Idziemy na spacer po wydmach bo jakoś nie mamy ochoty na zjazdy....




















Niestety dzisiaj zachodu słońca nie będzie więc wracamy do Mui Ne. Czas na kolację...





I wieczorny spacer po Mui Ne.







Jutro planujemy dzień lenia i w życiu bym nie przypuszczała, że spotka mnie taka przygoda ........

No to jeszcze filmik z przejażdżki quadem po Białych Wydmach Mui Ne...




1 komentarz:

  1. Pogoda jednak ma znaczenie. W chmurach to wszystko wygląda dość smutnie.

    OdpowiedzUsuń