czwartek, 31 października 2019

Orlean

Godzina jazdy i jesteśmy pod naszym hotelem w Orleanie... I tu niespodzianka i problem... Na szczęście znalazło się miejsce na ulicy tuż przed braną hotelu, ale brama zamknięta... Dzwonimy a tu żadnej reakcji. Po prostu hotel po godzinie 17 jest bezobsługowy. Na szczęście znalazł się ktoś, kto wpuścił nas do środka, a tu kolejny zonk - żeby odebrać klucze i kody trzeba mieć kod do sejfu. Okazało się, że wysłali na pocztę na adres e-mail, tylko że my maili podczas pobytu zagranicą z zasady nie odbieramy... Na szczęście dwie miłe dziewczyny mieszkające w tym samym hotelu, które już odebrały swoją kopertę z sejfu otworzyły drzwiczki do szczęścia i mogliśmy odnaleźć swoją kopertę, pobrać kody, wprowadzić samochód na parking... Powiem tylko, że kilka godzin później, po powrocie ze spaceru po Orleanie ratowaliśmy w ten sam sposób małżeństwo Finów z dwójką dzieci... No cóż, trzeba się przyzwyczaić do hoteli z automatyczną obsługą i jednak sprawdzać pocztę...
Pokoik w porządku, jest wszystko co potrzeba, a nawet więcej, więc trzeba ruszyć "na miasto" zaopatrzyć się w prowiant na śniadanie, zjeść kolację i zobaczyć, gdzie mieszkała Joanna d'Arc...





Do centrum mamy niewielki kawałek drogi, więc idziemy pieszo zwiedzać Orlean...
Nieco historii miasta, bardzo długiej i skomplikowanej... Na miejscu dzisiejszego Orleanu istniała forteca Gallów nosząca nazwę Cenabum. Było to miasto plamienia Karnutów, w którym odbywało się coroczne zgromadzenie Druidów. Forteca kontrolowała port, który był ważnym miejscem transportu zboża. Na przełomie wieków rzymscy kupcy osiedlili się w mieście i mieli kontrolować zaopatrzenie rzymskich legionów w zborze. Gdy wybuchło powstanie przeciwko Rzymowi, którego przywódcą został Wercyngetoryks Juliusz Cezar błyskawicznie zebrał wojsko i wyruszył wprowadzić w prowincji porządek. W 52 r p.n.e rzymianie podeszli do miasta i nie musieli nawet go oblegać, bo przerażona ludność próbowała uciekać drewnianym mostem na drugi brzeg Loary. Na ich nieszczęście most zarwał się pod ciężarem uciekinierów i nastąpiła rzeź mieszkańców. Miasto zostało doszczętnie spalone. I dopiero w 3 w. n.e. cesarz Aurelian zdecydował się miasto odbudować i umocnić. Na jego cześć nazwane zostało Civitas Aurelianorum - Miasto Aurelian. Z biegiem lat nazwa ewoluowała, aż przekształciła się w obecnie stosowaną Orléans - Orlean.
Spokój nie trwał zbyt długo, bo ludność lokalna, przy wsparciu Wizygotów buntowała się przeciw władzy Rzymu. W roku 442 Flavius Aetius, dowódca rzymskich wojsk w Galii poprosił Goara, przywódcę irańskiego plemienia Alanów aby przybył do Orleanu i objął kontrolą ludność lokalną i Wizygotów. W towarzystwie Wandali, Alanowie przekroczyli Loarę w 408 r. Jedna z grup pod dowództwem Goar wspomogła siły Flaviusa Aetiusa w walce przeciwko Attili w 451. W końcu Goar ustanowił swoją stolicę w Orleanie a jego następcy zawładnęli terenami między Orleanem a Paryżem. Za Merowingów Orlean stal się stolicą królestwa. Następnie nieco stracił rangę i został siedzibą rodu Valois-Orléans, której przedstawiciel został Królem Francji jako Ludwik XII. Linię tę kontynuował Franciszek I. W średniowieczu Orlean był obok Paryża i Rouen jednym z trzech najbogatszych miast Francji. Podczas Wojny Stuletniej miasto było oblegane przez wojska Plantagenetów, władców Anglii, lecz akcja Joanny d'Arc podczas bitwy  8 maja 1429 pozwoliła przerwać oblężenie. Po wojnie miasto kwitło dzięki handlowi, cłom i opłatom mostowym i do 1700 r cały czas rozwijało się. Gdy Francja kolonizowała dolinę Missisipi w Ameryce, utworzone tam miasto nazwane zostało Nowym Orleanem na cześć regenta, Księcia Orleanu. Kolejnym momentem przełomowym dla miasta było otwarcie połączenia kolejowego Orlean - Paryż w 1852 r. Podczas wojen Francusko-Pruskich w 1870 r miasto było okupowane przez wojska pruskie a następnie wyzwolone przez Armię Loary pod dowództwem Generała d'Aurelle de Paladines. Pierwsza Wojna Światowa nie spowodowała w mieście większych szkód. Podczas II Wojny Światowej Niemcy wykorzystywali Orlean jako jedną z głównych baz logistycznych. Podczas wyzwalania przez armię amerykańską miasto zostało poważnie zniszczone na skutek bombardowań, szczególnie w okolicy dworca kolejowego. Po wojnie miasto było jednym z pierwszych odbudowywanych. Odbudowywano je według planu odbudowy i rozwoju, który opracowany został już w 1943 r przez Jeana Kérisela and Jeana Royera.    
Lista zabytków w Orleanie jest tak długa, że z założenia nie mieliśmy w planie zobaczyć wszystkiego, ale co nieco w jeden wieczór zobaczyć się udało. Rozpoczęliśmy od Placu Martroi - centralnego placu miasta. 


Jako że jest to centralny plac miasta, zdobi go pomnik najznamienitszej postaci związanej z historią miasta - Joanny d'Arc. Konny posąg z brązu jest dziełem Denisa Foyatier  z roku 1855. Wokół placu znajduje się mnóstwo restauracji, kawiarni i barów gdzie można miło spędzić czas.




Wielką atrakcją dla dzieci jest kolorowa karuzela i utrzymany w tym samym stylu stragan z naleśnikami, lodami i innymi słodyczami...




W tak gorący dzień jak ten wielkim zainteresowaniem dzieci w najróżniejszym wieku cieszyła się też zajmująca sporą część powierzchni placu fontanna...



Idziemy ulicą  rue d'Escures i mijamy kolejne stylowe budynki zajmowane przez różne instytucje państwowe oraz bankowe...




Po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do otwartej bramy, za którą znajduje się ładny kompleks budynków i park. Okazuje się, że jesteśmy na zapleczu jednego z najważniejszych zabytków Orleanu - Hôtel Groslot. Budynki z pięknie przeplatanych jasnym piaskowcem cegieł  otoczone zielenią tworzą uroczy spokojny zakątek miasta...





Na terenie parku znajdują się także pozostałości po gotyckiej Kaplicy Św. Jakuba...



Skręcamy w Place de l'Etape, widzimy już wieże katedry...


... ale najpierw wspomniany wcześniej Hôtel Groslot z frontu. Obiekt ten wzniesiony został w stylu renesansowym w latach 1550 -1555 dla Jacquesa Groslot, "komornika Orléanu" przez Jacquesa Ier Androuet du Cerceau. Pierwszy właściciel nie dożył jednak ukończenia budowy i zmarł w 1552 r. Syn Jacquesa Groslot, Jerome także piastujący funkcję komornika w Orleanie od 1545 r zostaje protestantem, przez co naraża się królowi Francji. W dniu 18  października 1560 roku król Franciszek II wprowadził się wraz z dworem do rezydencji, aby zaznaczyć swój sprzeciw wobec Jeromea Groslot, zagorzałego zwolennika reformacji. Franciszek II zmarł w hotelu Groslot 5  grudnia 1560 r. Tron obejmuje liczący zaledwie 10 lat Karol IX a faktyczną władzę sprawuje jako regentka Katarzyna Medycejska. Przez pewien czas i oni zamieszkiwali w Hôtel Groslot. Dom pozostawał własnością rodziny Groslot do 1637 r, kiedy to kupuje go  Anne de Caumont, wdowa po Franciszku Orleańskim. Jednakże nabywczyni nie wywiązała się w pełni ze zobowiązań finansowych i po procesie rezydencja wróciła do rodziny Groslot. W 1696 r rezydencja zostaje ostatecznie sprzedana królewskim doradcom - Louis Curault oraz Maryi i Józefowi Griffonneau Levassor. Niestety nowi właściciele nie za bardzo radzili sobie z utrzymaniem obiektu i w 1738 r został on zakupiony przez gminę za 28.480 funtów z przeznaczeniem na siedzibę władz. Rolę ratusza pełnił do 8  maja 1855  roku kiedy to po przeciwnej stronie placu otwarto nowy ratusz. Do dziś we wspaniałym obiekcie mieści się Urząd Stanu Cywilnego i sala ślubów. Obecnie  Hotel Groslot ma cztery możliwe do zwiedzania główne sale: salon VIP, stary ratusz, dawne biuro burmistrza i salę weselną.





Oczywiście przy dwubiegowych schodach do głównego wejścia stoi pomnik, kogóż by innego jak nie Joanny d'Arc... 



Nowy ratusz znajduje się o rzut beretem przez plac i tory tramwajowe...




Jeszcze kilka kroków i jesteśmy przed katedrą Św. Krzyża. Pierwszy kościół na tym miejscu wzniesiono w 330 r. Umieszczono w nim relikwię fragmentu krzyża chrystusowego odnalezionego w Jerozolimie przez Świętą Helenę, matkę cesarza Konstantyna. Około 450 r powstała pierwsza katedra, która pomimo zniszczeń przez Normanów przetrwała do X w. kiedy to wielki pożar zniszczył katedrę i znaczną część miasta. W XII w. przystąpiono do wznoszenia gigantycznej katedry w stylu romańskim. Okazało się niestety że ambicje były większe niż umiejętności i na początku XIII w. katedra po prostu zawaliła się. Kolejną katedrę, z wykorzystaniem fragmentów zawalonej budowli wznoszono już w stylu gotyckim od roku 1278 aż do jej ukończenia w 1512 r. To ta katedra stała tu podczas pobytu w mieście Joanny d'Arc. Niestety, jak wiele podobnych obiektów została poważnie zniszczona podczas wojen religijnych w 1568 r. Do budowy nowej katedry, nadal w stylu gotyckim, przystąpiono w 1601 r i prace trwały przez nieomal całe stulecie. Rewolucja Francuska przerwała budowę i dwie wieże dokończono budować dopiero w latach 1817 i 1829. Można powiedzieć, że katedra taka, jaką widzimy ją dzisiaj została wzniesiona między rokiem 1601 a 1829. 










Niestety, było już na tyle późno, że nie udało nam się zobaczyć wnętrza katedry, więc kontynuowaliśmy spacer po mieście... W okresie, gdy kończono budowę katedry wyburzono znaczną część okolicznych budynków i powstała na ich miejscu nowa, XIX w. dzielnica z prowadzącą do katedry i oferującą piękny widok Rue Jeanne d'Arc.





Ma tu też swój pomnik rzeka Loara...



Zapuściliśmy się w uliczki starego miasta w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na kolację...




Tym razem wybór Małego Zająca padł na restaurację hinduską i trzeba przyznać wybór ten był bardzo trafiony...






Po kolacji wróciliśmy przez stare miasto na Placu Martroi popodziwiać rozświetlające się wieczorną iluminacją centrum...


















No i na koniec dnia postanowiliśmy jeszcze odnaleźć dom Joanny d'Arc...  Przy Place General de Gaulle znajduje się 'Maison de Janne d'Arc' (Dom Joanny d'Arc), w którym mieszkała w 1429. Budynek nie jest oryginalny. Został odbudowany po zniszczeniach w czasie Drugiej Wojny Światowej. Obecnie mieści się w nim muzeum przedstawiające obiekty z czasów oblężenia miasta, z którego uwolniła je Joanna d'Arc.








Jeszcze rzut oka na oświetloną katedrę i czas wracać do hotelu...


Kończąc spacer po mieście mieliśmy jak najszybciej dotrzeć do naszego hotelu. I tu niestety nieco zawiódł nas zmysł orientacji i poszliśmy szeroką ulicą w lewo zamiast nieco węższą i trochę pod górkę w prawo... I czym dalej żeśmy szli tym robiło się coraz bardziej czarno - w dwóch znaczeniach: coraz mniej świateł i coraz ciemniejsza karnacji mijanych na ulicy przechodniów... A kiedy jeszcze w bramach domów zaczęły pojawiać się mocno przechodzone królowe nocy i ich "opiekunowie" o mocno śniadej cerze Zające pochowały aparat pod bluzę i rączki w kieszenie oraz przyspieszyły kroku. I z wielką radością zobaczyły most pod którym trzeba było przejść by dotrzeć do hotelu... Tym razem Zające faktycznie się nieco przestraszyły, bo jakoś dzielnice imigrantów zza Morza Śródziemnego to nie są te okolice, w które lubimy się zapuszczać w europejskich miastach...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz