poniedziałek, 28 czerwca 2021

Wodospad Sirithan

Rano śniadanko...



A po śniadanku ruszamy na całodniową wycieczkę w okolice Chiang Mai. Tym razem poszliśmy na łatwiznę, bo kupiliśmy wycieczkę z lokalnego biura. Okazało się, że grupa malutka, rozsądna, więc zobaczymy wszystko, na co mieliśmy ochotę...
Po 80 km wygodnej jazdy minibusem zatrzymujemy się już na terenie Parku Narodowego Doi Inthanon. Stajemy na niewielkim, i niezbyt dobrze oznaczonym parkingu przy drodze i dosłownie 150 metrów spaceru po deskowanej ścieżce prowadzi nas na platformę widokową na wodospad Sirithan. Warto podziękować za tabliczkę informacyjną, gdzie jedyne co ma wartość dla przeciętnego turysty to nazwa miejsca...


Kilkupoziomowy wodospad nie będzie miejscem imponującym dla tych, którzy widzieli wodospady większe, ale jest całkiem fotogeniczny. No i wszystko zależy od poziomu wody, która przez niego przepływa...



Nie ma możliwości podejścia do wodospadu bliżej, spryskania się wodą czy zażycia kąpieli pod wodospadem. Jedynie można oglądać go z przygotowanej platformy widokowej...








Całkowita wysokość wodospadu to około 40 m.




Po wodospadzie krótka przejażdżka dalej w głąb parku do lokalnej wioski, gdzie uprawiana jest kawa. No a świeża kawa  zawsze pobudza do działania...





Oczywiście, jak to w wiosce, uprawia się rzeczy bardzo różne. Bardzo okazale prezentowały się drzewa papai z dużą ilością owoców...



Zabudowa wioski jest typowa dla tego regionu Tajlandii. Wolnostojące domy buduje się z dostępnych w naturze materiałów. Podstawą jest podniesiona od ziemi na słupach platforma, do której przymocowane są ściany wyplatane z liści palmowych lub bambusa, a wszystko razem nakryte jest drewnianym dachem pokrytym - o zgrozo - blachą falistą lub liśćmi. 




No i oczywiście kobiety, żeby Cepeliada była kompletna, zajmują się tkactwem wyplatając tradycyjne tajskie szale- szarfy. I trzeba przyznać, że wyroby te są bardzo ładne i bardzo dobre jakościowo. Świetne na prezent albo pamiątkę, o ile ktoś ma takie potrzeby...





No a skoro jest się już w wiosce, gdzie uprawiana i przetwarzana jest Arabica to żal byłoby nie spróbować lokalnego wyrobu, tym bardziej ze cena 30 THB za kubek nie poraża. No to próbujemy...


Do przygotowania kawy służy dzbanek i wkładany do niego filtr z materiału. Kawa nasypana, imbryk z wodą podgrzewany na ogniu dostarcza wrzątku...


Kilka minut "naciągania" i kawa trafia do kubka...



I jak wskazuje mina Małego Zająca kawa jest całkiem dobra...


Pobudzeni kawą przenosimy się nad kolejny wodospad. Ale o tym kolejny wpis... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz