czwartek, 16 marca 2017

Indie - Goa Wodospad Dudhsagar , Old Goa i Shri Mangeshi Temple

Wycieczkę do  Wodospadu Dudhsagar wykupiliśmy w biurze JC Travels. Impreza rozpoczyna się o 7.30 rano a kończy około 18.30. Koszt to 2400 wariatów od osoby. Program obejmuje: jeep safari przez dżunglę, wizytę przy wodospadzie, czas wolny na kąpiel; wizytę na plantacji przypraw, lunch; zwiedzanie Old Goa oraz Mangeshi Temple.
Niestety dzisiaj musieliśmy wstać bardzo wcześnie . Jak ja nie cierpię wstawać na wakacjach przed siódmą rano Dash 1, ale niestety musimy zjeść śniadanie i o 7.30 czekać przed hotelem na samochód.  Kierowca podjechał wcześniej, wsiadamy i jedziemy, za oknem jeszcze szarawo i mgliście.



Po około dwóch godzinach jazdy docieramy do leżącej w Parku Narodowym Mollem miejscowości Kulem. Zostawiamy samochód na parkingu i z kierowcą idziemy w kierunku kas. My mamy już za wszystko zapłacone i nie stoimy w kolejkach, kierowca przynosi nam obowiązkowe kamizelki ratunkowe i prowadzi do jeppa. Za chwilę ruszamy na ośmiokilometrowe safari po dżungli aż do wodospadu.
Jeżeli ktoś przyjedzie taksówką, pociągiem lub innym środkiem lokomocji, musi na miejscu odstać swoje w kolejce po numerek do jeepa i w drugiej po kapok. Kasy otwierane są o godzinie 9.00, warto być przed czasem, bo ilość samochodów jest ograniczona, a chętnych bardzo dużo. Czytałam, że przyjeżdżający później czekają na transport po parę godzin (podobno nawet około 6). Oczywiście "prawdziwi turyści" mogą te ponad osiem kilometrów do wodospadu pokonać z buta w towarzystwie wszechobecnego czerwonego pyłu, różnych pełzających żyjątek (my mieliśmy „szczęście” natrafienia na żmiję we wsi , nawet nie chcę myśleć ile ich jest w dżungli) i parokrotnie brodząc w mocno brudnej wodzie. Przyznam, że widzieliśmy tylko "wakacjowiczów" i ani jednego "prawdziwego" turysty na szlaku Girl dance
Poniżej fotka cennika
Dolna część fotki przedstawia opłaty, które każdy musi uiścić przy bramie wjazdowej do parku. Dodatkowo w tym miejscu strażnicy sprawdzają, czy mamy kapoki oraz, czy nie wwozimy jedzenia dla małp. Nam toreb nie wertowali , tylko zapytali czy nie mamy nic zakazanego. Czytałam , że potrafią nieźle przetrzepać samochód i zabrać wszystko, łącznie z piciem w plastikowych butelkach Diablo.

Po drodze kierowca proponuje nam zajechanie do Diabelskiego Wąwozu, miejsce poza programem dodatkowo płatne 50 wariatów. Jednogłośnie stwierdzamy, że chcemy zobaczyć to miejsce i jedziemy *yahoo*. Warto było zapłacić te śmieszne grosze i zoboczyć z drogi Yes 3
a to nasz samochód, chciałam robić za pilota na wodospad Girl dance
ale mnie posadzili na właściwe miejsce Girl hide
Teraz już jedziemy prosto na parking Biggrin
Z daleka widzimy wodospad Preved
Dojechaliśmy prawie na miejsce Curtsey, przed nami jeszcze około 15 min spacerem do wodospadu Good. Pytam, czy mogę zostawić ten cholerny kapok, bo mi tylko przeszkadza , niestety przepisy nie pozwalają Diablo. Do jeziorka bez kapoku nie można wejść (tylko kto to sprawdza Lol bo jakoś nie widziałam strażników), a i przezą drogę musi być założony Dash 1. No jak mus to mus Soldier girl, przewieszam go przez ramię i w drogę  Preved
Docieramy na miejsce czyli do podnóża wodospadu Dudhsagar. Nazwa wodospadu to „Morze mleka” lub „Rzeka mleka”w zależności od interpretacji tłumacza , coś o tym wiem . Teoretycznie w nazwie chodzi o wygląd wzburzonej wody, która spada z wysokości 603 metrów (jest to drugi co do wysokości wodospad w Indiach po Jog Falls), ale też o związaną z tym miejscem piękną legendę. Otóż był, żył sobie bardzo bogaty król, który miał piękną córkę i do tego ukochaną. Córka uwielbiała się kąpać w jeziorku, a po kąpieli zawsze wypijała kubek mleka z cukrem, podawany jej przez służki. Był też młody książę, który podglądał piękną pannę. Pewnego dnia księżniczka wychodząc z kąpieli zauważyła, że jest z ukrycia obserwowana. Strasznie się zawstydziła, że obcy mężczyzna wdział ją „nieprzyzwoicie” odzianą i wylała dzban mleka, który na chwilę zakrył jej wdzięki. Służąca w tym czasie podała jej suknię i księżniczka już  mogła się pokazać bez wstydu. Do dzisiaj na chwałę skromności i szlachetności księżniczki woda z gór spływa osłaniającą kurtyną
My byliśmy w porze suchej, wodospad nie był tak imponujący , jak na niektórych zdjęciach w necie,  ale nadal woda płynęła na wszystkich czterech poziomach i mieliśmy to szczęście, że widzieliśmy przejeżdżający, na wybudowanej pomiędzy poziomami trasie , pociąg.
Pod wodospadem trzeba się uzbroić w cierpliwość. Rosjanki i skośne upodobały sobie to miejsce na sesje fotograficzne.  Jak już doczekałam do swojej kolejki to też nie odpuściłam, a co ROFL










A tu przykład jak zające dbają o czystość



Po dwóch godzinach spędzonych przy wodospadzie czas wracaćPreveddroga powrotna wygląda takWacko oczywiście wracamy    samochodem, a nie z buta




Taka wycieczka pozwala również na zaobserwowanie życia na Goa, niestety tym razem fotek z domostw i życia codziennego nie mam, ale z drogi już takPreved
i jak to możliwe żeby na takiej drodze wypakować Dash 1
Kolejny punkt wycieczki to Tropical Spice Plantation. Tu zapoznamy się (po raz kolejny w moim życiu)  z przyprawami, roślinami uprawnymi i przepięknymi kwiatami.
Na początek oczywiście znajduję słonia. Stał za ogrodzeniem i jakoś mega zadowolony nie był, ale jak go zaczęłam karmić to humorek mu wrócił
 


W tym miejscu jeszcze na chwilę się zatrzymam. Karmienie słoni znalazłam sama i było ukryte i to było fajne Smile, ale sprzedają tam atrakcje typu: przejechanie się na słoniu lub jego kąpiel Diablo.
Oj raz w życiu, na Cejlonie, miałam okazję kąpać i myć słonicę w naturalnych warunkach, bez turystów ( niestety w towarzystwie wielu mahudów,  których i tak nie widziałam będąc podjarana tym co mnie spotkało), nigdy tego doświadczenia nie zapomnę Yahoo, a to co tu było to jakiś śmiech na sali. Jeszcze każą sobie za to płacić Diablo……………. Nie to pomyłka jest. Jak tam będziecie nie dajcie się nabrać na kąpiel ze szlauchem i pseudo podróż na słoniu… ROFL


No to idziemy zobaczyć plantację
Na powitanie dostajemy naszyjnik z kwiatków, na czole robią mi bindi, a w łapkę wciskają kartkę z opisami „specyfików”, które za „niewielkie” pieniądze mogę tu nabyć. Na szczęście jesteśmy na wakacjach i nie myślimy o chorobach Rtfm.
Zanim pójdziemy do ogrodów czas na herbatkę i zakupy Girl crazy


Teraz czeka nas godzinny spacer po plantacji
Tutaj po raz pierwszy dowiedziałam się jak pozyskiwany jest biały pieprz. Byłam przekonana, że podobnie jak zielony, czerwony itd., okazuje się, że ziarna pieprzu zalewane są wodą, następnie suszone i pocierane żeby zdjąć wierzchnią skorupkę.
Czerwony ananas to silny afrodyzjak
Też bym chciała mieć taką trawę cytrynową na co dzień
 
 gałka też by mi się przydała

Po spacerku czas na luncha, idziemy popróbować tradycyjnych potrw goańskich. Na początek zostajemy poczęstowani Feni. Jest to bardzo popularny na Goa wysokoprocentowy trunek otrzymywany w wyniku fermentacji jabłek orzechów nerkowca lub łodyk kwiatów palmy kokosowej. Przyznam, że chciałam go kupić bo w wielu przepisach widziałam, że trzeba go dodać do potrawy. Po spróbowaniu tego badziewia, natychmiast zmieniłam zdanie. To było ohydne Bad
Kolejny punkt programu to Shri Mangeshi Temple. Przepiękna świątynia hinduistyczna poświęcona Sziwie. Światynia wybudowana została na wzgórzu, zanim do niej dotrzemy musimy przejść przez niezliczoną ilość straganów co nie jest takie miłe zważywszy, że z nieba leje się żar, później okazało się, że jednak można było podjechać prawie pod samą świątynię (jakiś lokalny bogacz z rodziną podjechał swoją wypasioną furą). Sri Mangeshi jest najważniejszą hinduistyczną świątynią na Goa, codziennie przybywa tu wielu pielgrzymów. Trzeba pamiętać o zabraniu odpowiedniego stroju. Ja na szczęście miałam szal, który mogłam zawiązać na biodrach, DZ musiał „poluzować” pasek żeby spodenki zakryły mu kolana Smile. Oczywiście nie ma mowy o zabraniu ze sobą jakiegoś okrycia głowy Hi. Niestety pomiędzy miejscem, gdzie zostawiamy buty, a świątynią do pokonania jest spora odległość. Niczym nieosłonięty plac z mocno nagrzaną od słońca posadzką. Niby rozłożony jest dywan, ale i on jest gorący. Polecam zabranie grubszych skarpetek, ja niestety biegałam na bosaka i przyznam, że nie było miło. Ogromną ulgę odczułam kiedy to po wyjściu ze świątyni mogłam umyć nogi w mega zimnej wodzie Yahoo.
Świątynia Shri Mangeshi powstała w 1543 roku i przetrwała nawet inkwizycję. Oczywiście z powstaniem jej wiąże się legenda Yes 3. Sziwa przybrał postać tygrysa i wystraszył Parwati, która uciekła do lasu. Przestraszona biegała i wypowiadała zaklęcie „On Girisha mamtrani” (o panie gór uratuj mnie), które kiedyś nauczył ją Sziwa. Niestety ze strachu pomyliła się i krzyczała Trahi mam Girisha od tych słów wziął się skrót Mangeshi ,Mam-Girisha.
Kompleks świątynny jest duży. Składa się z ogromnego dziedzińca, świątyni głównej  , sal przeznaczonych dla pielgrzymów oraz na wesela oraz ogromnego zbiornika na wodę. W całym kompleksie jest całkowity zakaz fotografowania, ale coś nam się udało pstryknąć Biggrin.














Czas na zobaczenie Old Goa. Obecnie miasto wpisane zostało na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO po jego dawnej świetności nie pozostało wiele. Z pałacu Adil Shah pozostał tylko fragment bramy wjazdowej, po siedmiu rynkach, na których kupcy sprzedawali towary przywożone z całego świata nie ma już śladu.
Zachowały się natomiast kościoły. Bazylika Bom Jesus wybudowana została przez jezuitów w 1605 roku. W kościele znajdują się szczątki św. Franciszka Ksawerego.
Po powstaniu diecezji postanowiono wybudować katedrę ku czci św. Katarzyny, prace zakończono dopiero w 1652 roku. Świątynia jest siedzibą biskupa katolickiego archidiecezji Goa i Daman oraz Patriarchy Wschodnich Indii. Obok Katedry znajduje się kościół i klasztor Św. Franciszka z Asyżu
Niesamowite wrażenie robią ruiny kościoła św. Augustyna. Jest to jedyny kościół, nie zachowany w całości w Old Goa, jego budowa nigdy nie została dokończona. Na miejscu kościoła  wcześniej znajdowała się świątynia Śiwy, którą zburzyli Portugalczycy. Podobno przy każdej burzy lub ulewie monsunowej budowa kościoła zawsze ucierpiała na tyle, że nigdy nie została dokończona.





Obowiązkowym punktem programu jest oczywiście wizyta w sklepie. Długo tam nie zawitaliśmy, ale miło było się pohuśtać.
Czas wracać do hotelu. Parę fotek z drogi.
Dzień kończymy na plaży


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz