wtorek, 28 kwietnia 2020

Powrót do Manili

No i po wczorajszych wrażeniach rozpoczął się nasz ostatni pełny dzień na wyspie Luzon na Filipinach. Zaczęło się ostatnim śniadaniem w altanie nad brzegiem jeziora Taal w pięknych okolicznościach przyrody...


Później pakujemy się do zamówionego tricykla i ruszamy inną, bardzo stromą i krętą drogą na przystanek autobusowy na szczycie starej kaldery w Tagaytay...





 



 


 Jeszcze ostatni widok na jezioro pod nami...


60 km autobusem znowu zajmuje prawie trzy godziny w ciągłym korku. Aż wreszcie dojeżdżamy do naszego hotelu na ostatnią noc Crosswinds Ocean Hotel (fotografia z booking.com). Hotel mocno podstarzały i przy bardzo ruchliwej ulicy ale na jedną noc i w dodatku zaledwie kilka minut jazdy od NAIA, a jutro wylatujemy już do Hong Kongu o 10:00 lot PR 318 Phillipine Airlines, więc ważne było, żeby nie musieć tłuc się godzinami przez miasto.

The building in which the hotel is located

A pokój jak na jedną noc całkiem w porządku, więc nic nam Zającom więcej nie potrzeba... Tym bardziej, że hotel ma niewielki balkon, więc jest gdzie posiedzieć i zapalić na podsumowanie wyjazdu...



Dodatkowo, jak zawsze ostatniego dnia są jeszcze jakieś końcówki drobnych do pozbycia się... A tutaj dosłownie kilka kroków po bulwarze Roxas i już jesteśmy na jednym z większych bazarów Manili - Baclaran. Ten targ to niejako odzwierciedlenie handlowej twarzy Filipin. Ogólny rozgardiasz, bałagan, wszystko i nic... Ale w tym rozgardiaszu można też wybrać coś interesującego.





Wśród ulicznych sprzedawców trudno znaleźć drzwi do sklepów czy restauracji w budynkach...



A towary z całej Azji - wszystko to co najpopularniejsze wśród miejscowych  U nas na pierwszym miejscu koszulki klubów piłkarskich i piłkarzy - tutaj kluby koszykówki z Filipin i USA są na topie...




Przewoźny stragan oferuje gotowaną kukurydzę...
  

Tuż obok ciucholandii rozłożył się "mokry targ". Owoce, warzywa, ryby, mięso i wszystko czego potrzeba w domu do przygotowania posiłków... I wszystko świeżutkie...












Nie jestem przekonany jak na to wszystko zareagowałby nasz SANEPID ale tutaj ludzie jakoś nie trują się tym co kupują. Sprawdza się więc zasada, że w żywności najważniejsza jest odpowiednia obróbka, najlepiej termiczna...






Na kawałek lechona na ulicy Roxas nie mieliśmy jakoś ochoty więc ostatnia kolacja na Filipinach tym razem w Jollibee. 





I to na jakiś czas koniec filipińskich przygód. Teraz tylko Hong Kong, a później przeniesiemy się do innych, co najmniej równie ciekawych miejsc na świecie. Czy warto było spędzić w sumie 3 razy po prawie miesiącu na Filipinach. Z pewnością tak. Zobaczyliśmy wiele wspaniałych miejsc, poznaliśmy fajnych ludzi, zebraliśmy nowe doświadczenia. I Filipiny po podsumowaniu wszystkiego zapiszą się w naszej pamięci bardzo pozytywnie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz