piątek, 4 czerwca 2021

Chiang Mai - Hotel i Wat Chedi Luang

 Panowie kierowcy pospieszyli nieco po trasie i zamiast na 6:00 rano byliśmy w Chiang Mai już nieco po 4:00 rano. Środek nocy, ale i tak jedziemy trójkołowcem prosto do wybranego znacznie wcześniej hotelu. Panie w recepcji witają nas bardzo miło i zapraszają do poczekania.  Obiecują, że gdy tylko pokój się zwolni natychmiast go posprzątają i będzie nasz... No to czekamy...


Na zewnątrz jeszcze ciemno. Nasz hotel ma dość spore lobby w którym jest sporo miejsca do siedzenia i sporo tradycyjnych tajskich przedmiotów. No to siedzimy i czekamy. Panie z recepcji oferują nam też możliwość pójścia na hotelowy basen lub do sauny, ale o tej porze propozycja ta jakoś nam nie konweniuje...





Oczywiście w lobby jest też ołtarzyk upamiętniający zmarłego Króla...


Rozjaśnia się, więc można już upamiętnić hotel z zewnątrz. Hotel nie jest duży. Usytuowany jest w bocznej uliczce z dala od zgiełku centrum, ale nasz wybór nie był przypadkowy...


Przed hotelem jest tradycyjny ołtarzyk - Domek Duchów. Tego typu  kapliczki widzimy przy prywatnych domach, ale też i przy biurach, hotelach czy restauracja. Więc co to jest i do czego służy? Domek Duchów to wyraz tajskiej (i nie tylko, bo występują też w innych krajach Azji) duchowości. Otóż każdego miejsca powinny bronić opiekuńcze duchy. Jest to też miejsce na przebłaganie duchów, które mogłyby sprawiać problemy, gdyby nie zostały obłaskawione. W domkach takich z zasady znajdują się figurki postaci ludzi oraz zwierząt. Oczywiście duchy są głodne i spragnione w związku z czym codziennie do takiego domku trafiają ofiary - w naszym hotelu kelner przed rozpoczęciem wydawania śniadań zanosił do domku miseczki z ryżem i inne dary oraz napoje. Bardzo popularnymi darami są owoce. Dla wielu zaskoczeniem będą puszki czerwonej truskawkowej Fanty, ale czerwony to kolor atrakcyjny dla dobrych duchów - przypomina kolor krwi z dawniej praktykowanych ofiar zwierzęcych. Składa się też w darze słodycze no bo "słodkie" duchy muszą lubić słodkości. No i przy takim domku pali się zapachowe trociczki, często malowane na czerwono i mocowane w pojemniku z wodą, żeby woda zabarwiła się na czerwono.    


Domek Duchów to nie jedyny dowód duchowości właścicieli i personelu hotelu. Obok niego pięknie wygląda kapliczka poświęcona bogu Ganesz. W końcu on też lubił dobrze zjeść, więc może patronować hotelowej kuchni...



Hotel posiada też saunę oraz niewielki basen, nad którym pieczę sprawuje wąż Naga...



Hotelowa restauracja utrzymana jest w tajskim stylu... 


Kilka minut przed 9:00 widzimy parę Chińczyków, którzy wyprowadzają się z bagażami. Znaczy, że zwolnił się pokój... I faktycznie, kilkanaście minut później przemiła recepcjonistka zaprasza nas do naszego pokoju...
Nasz pokój okazuje się w realu jeszcze fajniejszy niż przypuszczaliśmy na podstawie opisu i zdjęć... Świetnie, bo będziemy tu mieszkać cztery noce... Jest część wypoczynkowa z dużym balkonem, i jest wielkie łóżko na podwyższeniu...






Jest czajnik elektryczny, kawa, herbata no i jest lodówka na zimne napoje...


Jest osobna toaleta i oddzielnie prysznic...



No i jest to, co miało ostateczny wpływ na nasz wybór - osobny pokój z wielkim jacuzzi... Tego nam było potrzeba... Oczywiście są i odpowiednie dodatki w formie pieniącego się olejku zapachowego... Będzie dobrze... 



A nad częścią sanitarną pokoju panuje taki oto strażnik na drzwiach... 


Ale nie ma co rozmyślać nad urokami pokoju bo Chiang Mai z jego zabytkami czeka. Więc szybki prysznic. Zmiana strojów i ruszamy w miasto. Po drodze musimy znaleźć jakiegoś zegarmistrza, bo skończyła się bateria w zegarku......
Zegarek działa to można zacząć zwiedzanie Chiang Mai. Rozpoczynamy od kompleksu świątynnego Wat Chedi Luang. Na wejściu oczywiście musi być odpowiedni strażnik... No i opłata - dla swoich bezpłatnie, dla farangów 40 batów...



Wat Chedi Luang to w rzeczywistości kompleks trzech świątyń - Wat Chedi Luang, Wat Ho Tham oraz Wat Sukmin. Pierwszy budynek to Sao Intakin czyli "Duch Miasta". I uwaga - do tego budynku wstęp kobietom jest surowo zabroniony.   


A przed nim kilka pomnikowych postaci... Pierwszą z nich jest bóg Indra. Na postumencie umieszczony jest też trójgłowy słoń, który był środkiem transportu tego hinduistycznego boga. Indra  dał ludziom z grupy etnicznej Lewa znajdujący się w świątyni filar, mający bronić ich przed nieszczęściem. Indra, według legendy, zabrał oryginalny posąg i kazał umieścić w świątyni jego kopię, która ma mieć tą samą moc... 


Drugą pomnikową postacią jest Król Mangrai – pierwszy król Królestwa Lanna i założyciel miasta Chiang Mai, jako stolicy królestwa, w 1296 r. 


Trzecią postacią jest Król Kawila, który włożył ogromny wysiłek w odbudowę królestwa Lanna w drugiej połowie XVIII w.


Dodatkowo wejścia do świątyni strzegą dwaj odpowiednio uzbrojeni wojownicy...



We wnętrzu, które jest bardzo ciasne, centralne miejsce zajmuje Inthakhin czyli "Filar Indry". Historia głosi, że Król Mangrai w dniu założenia Chiang Mai to jest 12 kwietnia 1296 r. umieścił ten filar w świątyni Wat Sadue Mueang, a na obecne miejsce został on przeniesiony przez władcę królestwa Lanna, Króla Kawila w 1800 r. 





Ściany wewnętrzne świątyni pokryte są bardzo bogatymi malowidłami o tematyce religijno-historycznej... Oczywiście najwyższe miejsce zajmuje Indra jako patron miasta...






Tuż obok znajduje się niewielka kapliczka, w której cześć oddaje się słoniowi...


Zwoje znaczenie mają też ogromne drzewa rosnące w tej części świątyni. Są to trzy potężne drzewa z rodziny dwuskrzydlcowatych (Dipterocarp) związane z legendą, która mówi, że jeżeli najbliższe Świątyni drzewo przewróci się to na miasto Chiang Mai spadnie wielka katastrofa... Drzewa te posadził około 1800 r. Król Kawila.


Wat Chedi Luang czyli Świątynia Wielkiej (lub Królewskiej) Stupy wzięła swoją nazwę od widocznej na kolejnych zdjęciach budowli, która obecnie jest w stanie częściowej ruiny...


Historia tej budowli związana jest z osobą Króla Saen Muang Ma, który rozpoczął jej konstrukcję w 1385, aby pochować w niej prochy swojego ojca, króla Ku Na. Jednak za jego życia nie dokończono budowy i kontynuowała ją wdowa po nim. Dopiero w 1402 r budowla została ukończona, gdy na tronie zasiadał już kolejny Król Tilokaraj.


Na podstawie kwadratu o boku 40 m powstała budowla wysoka na 82 m a średnica okrągłej części u podstawy miała 54 m.. Z czterech stron znajdują się nisze, do których prowadzą strzeżone przez węże Naga schody, dodatkowo tarasu strzegły zachowane jedynie na części tarasu posągi słoni.



W każdej niszy umieszczony został posąg Buddy, najważniejszy - Szmaragdowy Budda znalazł swoje miejsce w niszy wschodniej w 1468 r.  


Katastrofa nastąpiła w momencie potężnego trzęsienia ziemi w 1545 r., na skutek którego zawaliło się górne 30 m stupy. Posąg tak ważny nie mógł pozostać w częściowo zrujnowanej budowli i w 1551 r. Szmaragdowy Budda został przeniesiony do Luang Prabang przez Króla Setthathirata. 


Po zniszczeniach nigdy nie odbudowano już wielkiego chedi. Pewne próby podjęto w latach 90 ubiegłego wieku, ale zabezpieczono jedynie dolną część gdyż brak jest dokumentacji, czy nawet obrazów przedstawiających jak wyglądać powinna część górna.



Dla upamiętnienia 600-lecia powstania chedi, w 1995 r. z czarnego jadeitu wykonano kopię Szmaragdowego Buddy i umieszczono ją w zrekonstruowanej wschodniej niszy. Kopia ta nosi nazwę Phra Phut Chaloem Sirirat.



Wokół chedi na terenie świątyni rozmieszczonych jest bardzo wiele mniejszych budynków świątynnych i kaplic. Niezmiernie ciekawa jest Wihara Bhuridatto. Zbudowano ją w 1858 r., za rządów Księcia  Chao Kawirorotsuriyawong, w najczystszym stylu Lanna. I trzeba przyznać, że jej wygląd robi ogromne wrażenie. Snycerka frontu jest mistrzowska. Nazwa kaplicy wywodzi się od imienia jednego z wielce zasłużonych mnichów, który zresztą spoczywa w niej obecnie...



Poza ołtarzem znajdującym się nad woskową figurą mnicha oraz dekorowanymi w złote wzory tekowymi słupami podtrzymującymi dach, świątynia ta pozbawiona jest innych ozdób. I nie jest to pozbawione celu. Otóż w ołtarzu znajduje się urna, a w niej jedna z najcenniejszych w świątyni relikwii - ząb trzonowy Buddy.



Następny budynek za niewielkim zieleńcem to Wihara Chaturmuk-Burapachaan.


Wihara Chaturmuk-Burapachaan to kolejne miejsce przechowywania relikwii  Buddy oraz miejsce spoczynku zasłużonych mnichów. Styl tej budowli jest inny i stanowi kopię Wat Pong Sanuk Tai w Lampang. 


Tu również w szklanej gablocie stoi woskowa figura świętego mnicha, a przed nią w szklanych pojemnikach znajdują się relikwie innych wielce wielebnych mnichów.




Na przeciw tej kaplicy, u podnóża zrujnowanej chedi, ustawione są stojaki z dzwonami i postacie z chińskiego kalendarza. Należy znaleźć zwierzę odpowiadające naszemu rokowi urodzenia i zadzwonić na szczęście...


No to dzwonimy u świni i u psa - a wszystkiemu przygląda się kogut...


Kolejny pawilon z drewna tekowego mieści posąg Phra Buddhamani-Srilanna Buddha.  Posąg ten wykonany został w stylu Singsuang i przedstawia Buddę w postawie mudry medytacyjnej. Posąg mały nie jest - mierzy blisko 4 m. wysokości i waży ponad 10 ton.




Kolejny pawilon mieści posąg Buddhasaivat czyli Wypoczywającego Buddy. Posąg, nakrytego złotą szatą, Budy spoglądającego na świat przymkniętymi oczami liczy zaledwie 8.70 m długości. Wykonano go w czasach, gdy Królestwem Lanna władał Król Muang Kaeo czyli między rokiem 1487 a 1517. Posąg ten liczy więc sobie ponad 500 lat.





Obok znajduje się posąg "Tłustego Buddy" czyli Phra Katchayana. Skąd postać, która na większości posągów, posążków i przedstawień w innych formach jako szczupły a czasem wręcz chudy mężczyzna nagle zostaje przedstawiony jako postać mocno opasła? Otóż historia życia Księcia Siddhartha Gautama, bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko Oświeconego Nauczyciela, mówi, że stanowił łakomy kąsek dla wielu panien, które chętnie wydałyby się za Niego za mąż. Sam zainteresowany znalazł sposób - utuczył się tak, by przestać być atrakcyjnym. Rozwiązanie okazało się proste i więcej w medytacjach panny już nie przeszkadzały... A niektórzy wierzą, że Jago wielki, opuchnięty wręcz brzuch zawiera mądrość...


I jeszcze jeden posąg - tym razem Budda Ujarzmiający Marę siedzący pod "parasolem" wielogłowego węża Naga czyli Phra Buddharatana-Naganaphisi Buddha. Posążek ten liczy sobie około 3.5 m wysokości i waży, bagatela, ponda 15 ton.



I tak dotarliśmy do kolejnego pięknego, ale nowego budynku Ho Trai, gdzie mieści się muzeum świątyni. Muzeum otoczone jest królewskim patronatem i w konsekwencji, jako że świątynię a przy okazji i muzeum dość często odwiedzali wypoczywający w pobliskim pałacu letnim członkowie królewskiej rodziny, jest bardzo dobrze utrzymane i opisane nie tylko po tajsku, ale i po angielsku.


Wchodząc tutaj, tak jak i w innych świątynnych budynkach, obuwie należy pozostawić przed wejściem. Ale zaopiekują się nim takie oto strzegące wejścia i pozostawionych butów potwory...


Egipcjanie tworzyli papirusy. Azjatyccy wyznawcy Buddyzmu zapisywali swoje księgi na specjalnie preparowanych liściach palmowych. I takie księgi oraz służące do ich przechowywania skrzynki można zobaczyć w tym muzeum poza licznymi naczyniami, przedmiotami liturgicznymi i meblami.. No i oczywiście woskowymi figurami wybitnych mnichów...






Na koniec zwiedzania zostawiliśmy sobie Phra Viharn Luang. Ta wihara nie należy do obiektów o zbyt długiej historii. Wzniesiono ją w 1928 r. gdy Chao Keo Nawarat był ostatnim wicekrólem przed włączeniem Chiang Mai do zjednoczonego Królestwa Syjamu.





Wejścia strzegą dwa piękne węże Naga... A mają czego strzec...



Już tuż za drzwiami stoi pierwszy posążek namiętnie oklejany przez odwiedzających płatkami złota...



Wihara ta powstała, aby umieścić w niej posąg Buddy o nazwie Phra Chat Attarat lub też "Budda Wysoki na 18 Cubitów. Jeden cubit, jako dawna azjatycka miara długości, odpowiada 45.72 cm a posąg faktycznie liczy sobie blisko 9 m czyli 18 cubitów. 
 

Posąg ten odlany został z brązu i następnie pozłocony w czasach, gdy powstawało Chiang Mai. Jego wykonanie zlecił Król Sam Fang Kan na życzenie swojej matki, Phra Nang Tilok Jutha Mahadhevi. Przedstawiona tu postać Buddy reprezentuje inną bardzo powszechną mudrę - określa się ją jako Budda Przebaczający lub też Budda przekonujący krewnych, żeby się nie kłócili.





Wzdłuż bocznej ściany przygotowano wygodne siedzenia dla mnichów...


... oraz kilka figurek do pozłoty... Figurki te reprezentują postać Buddy, która sprawuje opiekę nad dniem tygodnia, w którym urodził się zainteresowany, a więc i nad nim. Dla Małego opiekunem jest Budda dla urodzonych w środy w trakcie dnia (na noc jest już inny patron).




I jeszcze ciekawostka która może kogoś zainteresować. Otóż w północnej części terenu świątyni, codziennie od 9 rano do 18:00 działa "dyskusyjny klub mnichów". Każdy mówiący po angielsku turysta będzie mile widziany i powinien czuć się zaproszony do rozmowy z mnichami o Buddyzmie i jego kulturze, a także codziennym życiu mnichów czy ich zainteresowaniach. Inicjatywa ta ma dawać dwustronne korzyści. Turysta może zostać oświecony natomiast mnisi, głównie młodzi, mają okazję podszkolić swój angielski. I tylko jedna uwaga dla pań: W żadnym wypadku nie próbujcie dotykać mnicha, nawet przez podanie ręki bo jest to surowo zakazane. 


Żegnamy się jeszcze ze stojącym przy wejściu słoniem...


... i ruszamy dalej zwiedzać miasto, ale i opanować nasze plany na kolejne dni...


1 komentarz: