czwartek, 4 maja 2017

Bali- dzień dziesiąty

Kolejny dzień zaczynamy od śniadania (nie były takie fajne jak w Astonie, ale jajka w koszulce moje ulubione Prevedprzygotowywali)  i błogiego  lenistwa w hotelu oraz na plaży.


Najpierw oczywiście obowiązkowy obchód hotelu.


Lotosy przy naszym tarasie




Widok na ogród z naszego tarasu.




Nasz pokój mieści się na parterze. Od niechcianych, zabłąkanych turystów poza balustradą, odgradza taras żywopłot.




Wejście na basen tylko dla dorosłych Biggrin. Dla nas opcja strefy wydzielonej tylko dla dorosłych to świetne rozwiązanie. Cisza, spokój, nikt nam nie biega po "głowach" i nie chlapie na nas.










Hotelowe SPA



Basen przy plaży. Ten był już ogólnie dostępny.





Basen główny.








Bar hotelowy.




Falochron przy deptaku.





Plaża hotelowa.






Teren hotelu rozpoznany. Czas oddać się błogiemu lenistwu.






Czas zobaczyć jak wygląda plaża w Kuta. Na spacer idziemy po południu, jest odpływ. Morze naniosło pozostałości rafy, muszelki, kamyki. Nie ma glonów i śmieci. Ogólnie plaża jest bardzo czysta i podoba nam się, można nią spacerować z przyjemnością.









 Przy plaży na deptaku robimy zakupy.


 


Pierwszy zachód słońca w Kuta. Naczytałam się w necie, że Kuta to najgorsze miejsce na wypoczynek i już wiem, że ludzie bzdury wypisują. Plaża w Kuta jest super!!!!












Po zachodzie słońca turyści spacerują "po morzu" i zbierają skarby.



\






Idziemy na kolację, typowa uliczka w Kuta.






Znajdujemy muzułmańską restaurację z tej samej sieci   jak w Ubud, to już wiemy gdzie dzisiaj zjemy Biggrin





Zamawiamy Ayam Penyk- kurczak w sosie chilli i Sate Kambing- barbeue stek z jagnięciny.





Po kolacji fundujemy sobie krótki spacer w okolicach hotelu.

 

Lobby hotelu





Po wieczornym spacerku wracamy do pokoju. Chcemy posiedzieć na naszym tarasiku, nacieszyć oczy lotosami i pływającymi rybkami Smile. Nagle dzwoni telefon Shok. Słyszę jak Duży potwierdza, że  na jutro zamawialiśmy tego samego kierowcę, że wszystko się zgadza. Myślę sobie fajna firma, solidni, potwierdzają rezerwację Yes 3. Nagle w pokoju zapada chwila ciszy, a potem głos DZ zmienia się i widzę, że chłop mi piany na ustach dostaje. Coś tam mówi, że jest późno, że będzie problem, że mają oni szukać..... o w mordę o co biega Mamba. Duży odkłada słuchawkę (odkłada to taki eufemizm) i leci z papierosem na taras wyrzucając z siebie przy okazji jakieś dziwne łacińskie zwroty Biggrin. Okazało się, że zadzwoniła pańcia z agencji, najpierw potwierdziła zamówienie, a potem powiedziała" że jest very sorry, ale samochód się rozkraczył i musimy łapać kierowcę z ulicy.
Jest po 22, gdzie my teraz znajdziemy kierowcę Dash 1. Czekamy, aż pańcia oddzwoni czy coś na zastępstwo ma Diablo  za jakieś 15 min kolejny telefon , nic nie znalazła (podobno wszystkie samochody zajęte)Bomb. Lecimy szukać czegoś przed hotelem lub bazarem, ale wszędzie już pusto. Wpadamy na pomysł, że może pod CH będzie coś. Idziemy, mijamy nasz hotel i zatrzymuje się taki jeden. Pytamy ile chce za pojechanie do pałaców na wodzie? Taksówkarz mierzy nas wzrokiem z góry na dół i pyta: a skąd  jesteście? No myślałam, że mu wypalę w tą czarną łepetynęDiablo A jakie to ma znaczenie? Niech powie ile, a ten wypala 80$ Crazy. Próbujemy się targować i słyszymy, he he jest późno kierowców już nie ma, albo płacicie 75 albo nie będziecie mieli nikogo. Teraz ja dostaję piany Bomb i stwierdzam niech się wali Bomb, idziemy szukać dalej.  Poszliśmy, a twardziel stoi i obserwuje. Oczywiście nikogo już nie było nigdzie Dash 1. Wracamy do hotelu, kolo twardo czeka, ale nie ma mowy, tak się wściekłam, że niech spada już do niego nie podejdę. Poszukamy czegoś rano Beee Stałam się odporna na balijskie oszustwa !!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz