środa, 7 czerwca 2023

Katastrofa i dzień w Los Antiguos

Tak jak ustaliliśmy, pożegnaliśmy się z naszym  Kierowcą w Perito Moreno. Pan Kierowca wypakował nas dokładnie na przystanku, z którego ma nas zabrać autobus, przypomniał o której godzinie ma nas zabrać. I pojechał.

Pierwsze co zrobiliśmy, to poszliśmy do hotelu, w którym mieliśmy czekać... A tu klops. Hotel zamknięty na cztery spusty i ani żywego ducha w pobliżu. Mamy jeszcze sporo czasu do odjazdu autobusu, więc wybraliśmy się do niedalekiego sklepu po picie. Będzie dobrze... Wszystko pod kontrolą...


Sporo wcześniej niż planowana godzina przyjazdu autobusu siadamy na murku przed sklepową wystawą i cierpliwie czekamy...
 Autobus z Los Antiguos powinien wyruszyć o 20:20 , 60 km drogi powinien pokonać w około godzinę czyli około 21:30 powinien przyjechać po nas. Tymczasem robi się ciemno i coraz zimniej... Mija 22:00 a autobusu jak nie było, tak nie ma... Robi się piesko zimno, a my czekamy na tej ulicy i nie bardzo wiemy, co ze sobą zrobić... Mijają nas samochody, co jakiś czas ktoś się zatrzymuje i pyta co się dzieje. Jedna z pań dzwoni na dworzec autobusowy do Los Antiguos i przekazuje nam, że autobus jest opóźniony, ale przyjedzie. To czekamy dalej. Jest już 23:00 a autobusu nie ma. Zatrzymują się kolejni przejezdni. Jeden pan jedzie z synem. Zatrzymuje się i mówi, że autobus już nie przyjedzie, że jeżeli chcemy, to on zaprasza nas do siebie na nocleg... Grzecznie odmawiamy, bo przecież opóźniony autobus ma po nas przyjechać...


Około północy, gdy temperatura spadła już w okolice zera zatrzymała się przy nas samochodem młoda kobieta. Zapytała, co się stało. Opowiedzieliśmy jej naszą historię. Wykonała kilka telefonów i... Powiedziała, że ma po przeciwnej stronie ulicy niewielki hotelik a w nim wolny pokój i zaprasza nas do siebie na resztę nocy, a rano postaramy się rozwiązać nasz problem. Z ogromną ulgą skorzystaliśmy z tej oferty. Zaprowadziła nas do niewielkiego pokoju, włączyła na całą moc ogrzewanie i powiedziała, że jak rano wstaniemy, to zaprasza nas na śniadanie do swojego lokalu obok. Nasza wdzięczność była ogromna. Przez noc odtajaliśmy i rano poszliśmy we wskazane miejsce na śniadanie...  


Przywitał nas partner naszej zbawicielki. Zaserwował śniadanie, a gdy chciałem płacić, stwierdził, że absolutnie nie, że jesteśmy ich gośćmi i o płaceniu nie ma mowy. W międzyczasie wykonał kilka telefonów i po chwili pojawił się kierowca, z którym jechaliśmy na wycieczkę do Chile. Wytłumaczył nam plan na dzisiejszy dzień. Za chwilę zawiezie nas na dworzec autobusowy w Perito Moreno. Tam dostaniemy bezpłatnie bilety na autobus do Los Antiguos. Jak dojedziemy na miejsce, w biurze firmy, która miała nas wieźć do El Chalten dostaniemy bilety na dzisiejszy autobus i wieczorem pojedziemy tam, gdzie planowaliśmy. Przyznam, że to rozwiązanie bardzo nas ucieszyło. Co prawda straciliśmy dzień z naszych planów, ale jednocześnie strata ta, choć bolesna turystycznie, pozwalała nam realizować dalej nasze plany.
Jednocześnie przekonaliśmy się, że są ludzie, którzy pomogą w trudnej sytuacji. I jesteśmy niesamowicie wdzięczni właścicielom El Viejo Bar w Perito Moreno, że zaopiekowali się nami w tej trudnej sytuacji. 


Sytuacja ta także czegoś nas nauczyła. Otóż nigdy więcej nie będziemy próbować złapać autobusu "po drodze", jeżeli mamy możliwość wsiąść do niego na początkowym przystanku trasy - nawet jeżeli trzeba będzie przejechać z założenia niepotrzebne kilometry.

Jedziemy do Los Antiguos...



Na dworcu autobusowym w Los Antiguos spotykamy się z przedstawicielem Chalten Travel, którego to biura autobus miał nas wczoraj zabrać z Perito Moreno. Tutaj tłumaczenie sytuacji jest takie, że kazano nam czekać na autobus w niewłaściwym miejscu. Że gdybyśmy czekali na dworcu autobusowym a nie w mieście, to autobus by nas zabrał. A tak, kierowcy zajechali na dworzec, nas nie było, więc nie zajeżdżali do miasta i pojechali obwodnicą w dalszą trasę. My z kolei przypuszczamy, że kierowcy zostali źle poinformowani. Po prostu nikt nie powiedział im, gdzie mają nas odebrać i nie wiedzieli, że czekamy na nich na przystanku w mieście. No ale cóż, stało się i się nie wróci. Mamy dzień do spędzenia w Los Antiguos...


Zostawiamy bagaże na dworcu autobusowym, pod opieką biura Chalten Travel i idziemy na spacer po mieście (chociaż w europejskich standardach nazwanie Los Antiguos przy liczbie mieszkańców około 3500 miastem byłoby pewną przesadą).


Los Antiguos położone jest nad brzegiem Lago Buenos Aires na terenie płaskowyżu tego jeziora, na wysokości około 250 m n.p.m. Płaskowyż jeziora Buenos Aires to obszar żyznych gleb bardzo odpowiednich dla uprawy warzyw, kwiatów i drzew owocowych. Warunki glebowo-klimatyczne przyczyniały się do osadnictwa. W 1921 r utworzono tu osadę - Kolonię Mieszaną Leandro N. Alem (rolno-hodowlaną) specjalizującą się w hodowli owiec i sadownictwie - ogrodnictwie. Te kierunki gospodarki rozwijały się do 1971 r. kiedy to wybuch wulkanu Hudson spowodował, że sady i lasy były pokryte kilkumetrową warstwą pyłu wulkanicznego. Spowodowało to zaniszczenie znacznej część regionu, a w konsekwencji utratę milionów owiec i nagły zubożenie osadników. Po tych zniszczeniach okolicę udało się jednak stopniowo odbudować.
W centrum miasteczka stoi taki niewielki kościół Serca Jezusowego... 



Obecna nazwa miasteczka Los Antiguos jest powrotem do historycznego określenia tego miejsca i oficjalnie nadana została w 1970 r. Można byłoby ją zinterpretować jako "Miejsce Starych Ludzi". Pojęcie to wywodzi się z tradycji rdzennych mieszkańców Patagonii, którzy w podeszłym wieku sprowadzali się tutaj, by spędzić starość w relatywnie łagodniejszym klimacie. W języku Tehuelche miejsce to nazywano I-Keu-khon co przekłada się dokładnie na "Miejsce Starszyzny". Ale nie oznacza to, że Los Antiguos pozostało "zakleszczone" w tej starości. Więc skąd te dziwne rzeźby?


Miasto chce być młode i przyciągać ludzi młodych. Jednym ze sposobów jest działalność kulturalna do nich adresowana. Od 2015 organizowana jest tu impreza o nazwie Cereza Rock, co można byłoby przetłumaczyć jako Wiśniowy lub Czereśniowy Rock. Przez dwa dni marca miasto staje się stolicą muzyki z udziałem zespołów i solistów reprezentujących nurty rock, heavy metal, reggae i hard rock z południa Argentyny i nie tylko. 



Plac i pomnik upamiętniają tu wojnę o Malwiny (Falklandy), wprawdzie przegraną, ale bohaterską...



Jest też w centrum miasta taka kaskada...


Tereny wokół Los Antiguos nadają się świetnie do uprawy owoców, głównie  wiśni/czereśni, truskawek, malin i jabłek. Miasto szczyci się tytułem Narodowej Stolicy Wiśni, choć w naszym przekonaniu chodzi tu raczej o słodkie wiśnie, które my nazywamy czereśniami, gdyż te owoce na drzewach wyglądają mi bardziej na czereśnie niż wiśnie...



Co roku w styczniu odbywa się Krajowy Festiwal Wiśni (Czereśni), podczas którego mają miejsce pokazy konne, imprezy folklorystyczne, pokazy sztucznych ogni i oczywiście targi wyrobów z produkowanych tu owoców...


Niestety pogoda dzisiaj jest gorsza niż wczoraj. Ciężkie chmury ograniczają widoczność, ale mimo to wdrapujemy się na punkt widokowy, z którego przy ładnej pogodzie można przyjrzeć się okolicy.




Centralnym obiektem punktu widokowego Uendeunk jest taka oto rzeźba rdzennego mieszkańca Patagonii reprezentującego plemię Tehuelche. Słowo "Uendeunk” oznacza w języku tego plemienia „dobry duch”. Jego postać wskazuje kierunek do jeziora Buenos Aires.



Nadeszła pora obiadu, więc kotwiczymy na chwilę w odwiedzanej wcześniej restauracji Viva el Viento na drobną przekąskę...




Po obiedzie zatrzymujemy się na chwilę porozmawiać z naszą panią z agencji turystycznej Zoyen Tourismo o tym co wydarzyło się wczoraj - o wspaniałej wycieczce przez cały dzień i o wieczornej katastrofie. Następnie idziemy przez miasteczko na spacer nad Lago Buenos Aires...


Po drodze mijamy przykład twórczości artystycznej na Festiwal Wiśni oraz kilka całkiem ładnych murali...



Spacerek 2.5 km w każdą stronę dobrze nam zrobi przed całonocną podróżą autobusem...


Gdy dochodzimy do kresu drogi do jeziora widać, że miasto bardzo stara się o zagospodarowanie jego okolicy dla potrzeb turystyki. Po pierwsze przygotowano dobry dojazd i dużą liczbę miejsc parkingowych. Między drzewami widać też plac zabaw dla najmłodszych...


Wzdłuż brzegu ciągnie się kamienista plaża. Pochodząc z Krainy 1000 Jezior doceniamy wody, plaże i zagospodarowanie brzegów, jednak Lago Buenos Aires kojarzy mi się bardziej z chłodnymi jeziorami północnej Skandynawii niż z wypoczynkiem nad wodą. Średnioroczna temperatura powietrza w Los Antiguos to +15 C, przy maksymalnych temperaturach latem  rzadko przekraczających +20 C (choć zdarzały się rekordy rzędu +30 w styczniu czy lutym). Skoro jezioro zbiera wody z topniejących andyjskich śniegów co do temperatury wody mam mieszane uczucia. W najcieplejszym miesiącu, styczniu temperatura wody dochodzi do nawet 18 C, jednak średnioroczna temperatura to "aż" +12 C przy minimalnej +4 C. Do kąpieli to raczej nie zachęca, chyba że morsów...



Z drugiej strony latem uprawiane są tu inne sporty wodne, ogromna przestrzeń jeziora daje dużo miejsca dla żeglarstwa, sportów motorowodnych czy nawet kajakowych wędrówek.


Jednak najpopularniejszym wodnym zajęciem jest wędkowanie...


Powoli zaczyna się ściemniać, więc wracamy na dworzec autobusowy, żegnając się z Lago General Carrera / Lago Buenos Aires...



A krótko po 20:00 siedzimy już w naszym autobusie do El Chalten i El Calafate...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz