niedziela, 26 listopada 2017

Malezja - Mari Mari Village - Rejs po rzece Klias- Kota Kinabalu


Dzisiejszy dzień mamy zaplanowany na wizytę w muzeum na otwartym powietrzu, gdzie będziemy mogli zobaczyć, jak żyły rdzenne plemiona zamieszkujące Borneo, czyli w Mari - Mari Cultural Village i na rejs po rzece Klias. Obie atrakcje znacznie oddalone są od Kota Kinabalu w dwóch różnych kierunkach. Najprościej było nam wykupić zorganizowaną wycieczkę. Dzień wcześniej wracając z rejsu po wyspach zaszliśmy do lokalnego biura i za 300 RM od osoby wykupiliśmy imprezę. Niestety pick up mamy o 8.30 więc musieliśmy wcześnie rano wstać i udać się na śniadanie......
Punktualnie o 8.30 w hotelowym lobby pojawia się przesympatyczna dziewczyna (chociaż do dzisiaj nie wiem czy to nie był facet) i zaprasza nas do samochodu. Idziemy do zaparkowanego mini vana i dowiadujemy się, że samochód jest tylko do naszej dyspozycji.... przewodnik też ... wspaniała niespodzianka... Szybko dogadujemy się, że po drodze chcemy zajechać jeszcze w parę miejsc w Kota Kinabalu i ruszamy do wioski.
Mari-Mari oddalona jest o 30 min. jazdy samochodem od Kota Kinabalu. Położona jest w lasach Kionsom Inanam. Wioska jest rodzajem naszego skansenu chociaż nie do końca cel jej wybudowania był taki sam..... Etniczne społeczności Borneo i ich tradycje powoli zanikają... młodzież wyjeżdża do miast, starsi żyją bardzo biednie. Wybudowano więc wioskę, która daje zatrudnienie społecznościom poszczególnych plemion, aby całkowicie nie zaginęły.
Potomkowie plemion Bajau, Lundayeh, Murut, Rungus i Dusan wybudowali w Mari-Mari swoje tradycyjne domy i pokazują turystom jak wyglądały codzienne czynności i rytuały ich przodków. Na miejscu przygotowywane są też tradycyjne przysmaki, którymi częstuje się turystów. 

Po dojechaniu na miejsce  zostajemy połączeni w grupy około 15 osobowe i wraz z miejscowym przewodnikiem idziemy zwiedzać.


Tradycyjny dom plemienia Dusun



Najbardziej popularne składniki do przygotowania tradycyjnych potraw.
Jadano głównie ryż i warzywa, mięsa przygotowywano tylko na specjalne okazje.




Sypialnia



Produkcja lokalnego strasznie mocnego alkoholu.



Przygotowanie ryżu w bambusie.


Dom Rungus


Plemie mieszkało w jednym długim domu, a poszczególne rodziny pomieszczenia sypialne miały oddzielone słomiankami.


Miód produkowany przez tamtejsze pszczoły smakuje zupełnie inaczej niż u nas. Gniazda pszczele przyczepione były pod dachem domu.


Pomieszczenia sypialne.



Kuchnia. Wspólna dla całego plemienia.



Wejście do domu to nie była łatwa sprawa.


Domy plemienia Lundayeh


Przed wioską usypywano kopiec zwany krokodylem, z którego wystawały niewysokie ostre drewniane paliki. Na te paliki nabijano odcięte wrogom głowy i trzymano je tu do całkowitego wysuszenia.



Tradycyjne stroje plemienia  Lundayeh.


Broń wojowników.
Kuchnia


W domu zawieszano wysuszone głowy wrogów. Na szczęście tu zastąpione je marnymi atrapami...... Już sam fakt, że jeszcze w XX wieku łowcy głów bezkarnie praktykowali swoją tradycję mnie przerażał, a gdyby jeszcze wisiały tu prawdziwe ususzone głowy to bym chyba na zawał zeszła.........


Pomieszczenie sypialne rodziców i dzieci.


Na górze znajdowało się pomieszczenie sypialne dorastających córek. Codziennie wieczorem jak córki weszły  na górę ojciec zabierał drabinę i kładł ją przy swojej macie do spania. Dawało mu to pewność, że żaden mężczyzna nie wkradnie się na górę oraz, że córki nie uciekną z domu.......




Dom plemienia Bajau


Wyrób tradycyjnych placków z kokosem, bardzo smacznych zresztą.....



Do długiego domu prowadziły normalne schody...


Pomieszczenie kuchenne niewielkie, ale bogaciej wyposażone. dania plemienia były bardziej urozmaicone. Często przygotowywano potrawy z krabów, rozmiary zastanych tu pancerzy krabów były imponujące. 



Tradycyjne pomieszczenie ślubne i weselne.


Ślubne nakrycie głowy ...... pana młodego.





Dom plemienia Murut najbardziej nas zaskoczył. Przed wejściem czekali na nas groźni wojownicy wykrzykujący jakieś niezrozumiałe zwroty. Dzidy mieli skierowane w naszym kierunku, co chwilę nas nimi straszyli... gdzieś w oddali cały czas słychać było dziwne groźne okrzyki i odgłosy. Boże gdyby coś takiego spotkało mnie w dzikiej dżungli..... aż strach pomyśleć.



Tutaj mieliśmy możliwość wypróbowania naszych sił w strzelaniu "zatrutymi" strzałami umieszczonym na końcu długich rurek..... no cóż nie była to łatwa czynność.


Kolejna niespodzianka czekała nas w domu Murut. Sprawdzanie czy kandydat do ręki córki nadaje się na męża....... Podczas oświadczyn zanim ojciec podjął decyzję o oddaniu ręki córki kandydat musiał skoczyć na widocznej na zdjęciu platformie tak wysoko żeby złapać wiszące pod sufitem trofeum. Platforma była sprężysta, trzeba było ją mocno rozbujać (dozwolone było korzystanie z pomocy innych mężczyzn) i można było wykonać tylko jeden skok..... Próbowaliśmy naszych sił ....... no cóż kiepska z nas grupa była ......






Murut pokazywali również jak wyglądają ich tradycyjne tatuaże.






Wyjście z domu było pewnym wyzwaniem....... wysoko i stromo..


Na koniec oczywiście był pokaz tańców ludowych ........






oraz lunch serwowany w formie bufetu.


Wracamy do Kota Kinabalu. Wcześniej już pisałam, że umówiliśmy się z naszą przewodniczką żebyśmy podjechali pod parę interesujących nas miejsc. Najpierw chcieliśmy zobaczyć świątynię Puh Toh Tze. Niestety tego dnia trwały uroczystości religijne i nie było możliwości zobaczenia świątyni........ Precyzując możliwość wejścia była, ale dziki tłum skutecznie nas odstraszył bo i tak nic byśmy nie zobaczyli w środku............................ 
Podjechaliśmy pod Masjid Bandaraya Kota Kinabalu. Ponieważ był to piątek i trwały modlitwy w meczecie stwierdziliśmy, że nie będziemy wchodzili do środka, popatrzymy tylko na niego z zewnątrz. Nie jesteśmy specjalnymi miłośnikami chodzenia po meczetach............ Meczet oficjalnie został otwarty 02.02.2000 roku, a jego budowa kosztowała 34 mln RM. Jest wzorowany na meczecie Nabawi w Medynie. Nazywa się go też "pływającym meczetem".





Jedziemy w kierunku Masjid Negeri Sabah i z okien samochodu oglądamy City.





Masjid Negeri Sabah oficjalnie otwarty 22.06.1977 r. Pełni rolę stanowego mauzoleum gdzie chowani są gubernatorzy stanu Sabach. Może pomieścić 5.000 wiernych i posiada specjalny balkon, na którym w czasie modlitw przebywają kobiety. Balkon mieści 500 osób. W środku obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć. 





Dojeżdżamy do slumsów w Kota Kinabalu....... Widok straszny...... Niestety władze stanowe mają ogromny problem z ludźmi mieszkającymi tu.... Podobno pomimo ogromnej pomocy finansowej, różnych programów naprawczych nie daje się przekonać ludzi żeby próbowali zmienić swoje życie, zacząć pracować, kształcić dzieci...... Nasza przewodniczka twierdzi, że jedyne czego Ci ludzie chcą to zapomogi pieniężne, które natychmiast wydają...... żadna inna forma pomocy ich nie interesuje.... Nie wiem ile w tym prawdy, ale pewnie coś w tym jest.....




Ponieważ nie udało nam się zobaczyć świątyni buddyjskiej w Kota Kinabalu po drodze do rzeki Klias zatrzymujemy się niewielkiej nowo wybudowanej świątyni w Membakut. 












Rezerwat lasów mangrowych nad rzek Klias oddalony jest o jakieś 110 kilometrów od Kota Kinabalu. 
Po dojechaniu na miejsce dostajemy obowiązkowe kapoki i wsiadamy na małe motorowe stateczki, którymi popłyniemy w dół rzeki Klias. Po drodze mamy szanse zobaczyć warany, makaki, srebrne langury, dzikie ptactwo no i oczywiście największą atrakcję tego miejsca całkowicie dzikie nosacze.  Nasz rejs będzie trwał około 1,5 godziny i już nie możemy się doczekać spotkania z dzikimi zwierzętami. 








 Mamy niebywałe szczęście na wysoką palmę wdrapuje się waran. Podpływamy po cichu i możemy go oglądać, focić, filmować.....




Podczas rejsu co jakiś czas spotykamy dzikie ptaki. Niestety złapanie ich w kadr nie jest proste.....





Spotykamy też buszujące po drzewach makaki.







Słoneczko powoli zaczyna zachodzić, a my jeszcze nie widzieliśmy nosaczy......



Udało się jest..... niestety odwrócony do nas tyłem, ale jest......




Za jakiś czas pojawia się kolejny..... no i znowu tyłem, czyżby chciały nam coś przekazać.....


Kolejny już chociaż kawałek profilu pokazał......




Dwa następne znowu tyłem......





Pod koniec rejsu mamy ogromne szczęście.... nosacz pozuje przodem.....
Trochę nas dziwi, że widzieliśmy pojedyncze małpy. Nosacze bowiem żyją w grupach. Samiec, od dwóch do siedmiu samic i ich potomstwo. 








Po rejsie wracamy na naszą przystań na kolację, serwowaną w formie bufetu.


Jak się zrobiło zupełnie ciemno popłynęliśmy na kolejny rejs w poszukiwaniu świetlików. Pierwszy raz w życiu widziałam tak pięknie "iskrzące się" mangrowce..... Niestety na fotkach świetliki wychodziły tylko tak więc nie było sensu robić zdjęć.....


Wyprawa na rzekę Klias z Kota Kinabalu trwa ponad 8 godzin. Do miasta wraca się późno, ale naprawdę warto wykupić sobie taki rejs.

1 komentarz: