piątek, 5 lipca 2024

Jezioro Inle 2

 Poprzedni wpis zakończył się na hiacyntach wodnych i od nich rozpoczyna się wpis kolejny. Ich urokliwe kwiaty przyciągają jak magnes uwagę turystów i trudno powstrzymać się, by nie zerwać ich na wiązankę gdy w łodzi towarzyszy nam piękna kobieta...



Najwięcej hiacyntów porasta krawędzie pływających ogrodów...








Przyznam, że podziwiam ludzi uprawiających te ogrody - niezmiernie ciężka praca w upale i w błocie. Ale na życie zarabiać trzeba a same pola się nie uprawią...



  A co się tu uprawia? Głównie warzywa a wśród nich dominują pomidory i papryka, ale również ogórki, cukinia czy różne odmiany bakłażanów...
















Do większości domów zbudowanych na jeziorze dostęp możliwy jest tylko łodziami. Niektóre domy są całkiem pokaźne i wyglądają na dość bogato podczas gdy inne wskazują na ubóstwo ich mieszkańców...









Najbardziej powszechny rodzaj łodzi to prosta dłubanka . Bardziej zamożnych stać na łodzie z silnikami. I jak w przypadku samochodów, wielkość silnika jest powodem do dumy. 








Wokół jeziora, głównie na brzegach, położonych jest kilka ciekawych świątyń, ale o nich nieco dalej...






Okolice jeziora Inle to również ośrodek, gdzie kultywowane jest tradycyjne rzemiosło. I oczywiście turysta chce, czy nie, musi odwiedzić po drodze kilka rzemieślniczych warsztatów. Na początek chyba najbogatszy dom na brzegu jeziora, a w nim pracownia jubilerska, w której produkowane są wszelkiego rodzaju wyroby ze srebra. Obejrzeć można, kupić można, ale właściciele nie za bardzo życzą sobie robienia we wnętrzach zdjęć czy też fotografii wyrobów...  Nam udało się kilka zdjęć zrobić zanim powiedziano nam o zakazie fotografowania...



Na tym stanowisku odbywa się odlewanie srebra i wstępna obróbka uzyskanych odlewów. Natomiast w tle widać pracujących nad wyrobami jubilerów...



Ta kobieta przygotowuje z kęsów srebra drut o odpowiedniej grubości...


Nie byliśmy zainteresowani zakupem srebrnych bibelotów, i to w dostosowanych do zamożności turystów cenach, więc szybko ruszyliśmy dalej...


W kilku miejscach wzdłuż jeziora dostępne są domki do wynajęcia przez turystów...




Na jeziorze spotykamy też sporej wielkości łodzie transportowe. Część z nich zaopatruje położone w budynkach na jeziorze restauracje i sklepy. Inne pełnią rolę obwoźnych supermarketów, a jeszcze inne przewożą zbiorowe zakupy do grupy budynków mieszkalnych...


Pogoda nieco poprawia się i widać otaczające jezioro góry...






















Kolejnym odwiedzonym przez nas warsztatem na jeziorze jest tkalnia. Wykonuje się tutaj bardzo specjalne wyroby ze szczególnego włókna. lotosowego. To technika o wielowiekowej tradycji w Azji, szczególnie w dawnej Birmie, obecnie zanikająca i warsztaty w wiosce Paw Khon, posiadające ponad stuletnią historię należą do nielicznych nadal kultywujących tą szczególną technologię.


Na pierwszym etapie procesu z łodyg lotosu pozyskuje się cieniutkie, bardzo elastyczne włókna. Kobieta na tym zdjęciu właśnie zajmuje się wyłuskiwaniem włókien z łodygi lotosu. Proces ten jest niezmiernie delikatny i relatywnie mało wydajny, co wpływa na cenę gotowego wyrobu. W warsztatach takich, jak ten, widoczną tu metodą uzyskuje się około 20 metrów lotosowego włókna na dzień pracy. W konsekwencji, aby uzyskać kilogram lotosowych nici potrzeba około dwóch miesięcy...


Włókna te są obrabiane i w procesie przędzenia powstaje z nich cieniutka nić. Nici te są następnie barwione, splatane i wykorzystywane do wyplatania tkanin niezwykle delikatnych, o żywych kolorach i bardzo wysokiej cenie. 


Na tradycyjnych warsztatach tkackich powstają szale, chusty i inne produkty lotosowej tkaniny. 



W Myanmar tradycyjnie tkaniny z włókna lotosowego wiązały się z obrzędowością religijną. Wyplatano z nich szale i szaty do przyodziewania posągów Buddy. Z tkaniny takiej wykonywano też specjalne szaty dla przeorów buddyjskich klasztorów. Wiązało się to z wierzeniami, że lotos daje siłę do przezwyciężania trudności i rozwijania potencjału osobowości. Przekonanie to wiąże się z natury lotosu jako rośliny - przecież lotos wyrasta z mętnej, bagnistej wody tworząc piękny kwiat...



Lotosowe tkaniny są obecnie uważane za zbyt delikatne, by tworzyć z nich kompletne stroje. Jednak czasami wykorzystywane są przez projektantów mody z Azji, szczególnie Japonii do tworzenia dodatków a czasem całych strojów (o niebotycznej cenie).


Warsztat nie byłby w stanie utrzymać się z produkcji wyłącznie tkaniny czysto lotosowej. W konsekwencji, realizuje się tu procesy tkania również z jedwabiu i bawełny. Oczywiście najcenniejsze produkty powstają z włókna lotosu stosowanego jako i osnowa, i wątek jednak nieomal taką samą cenę osiągają tkaniny wyplatane lotosowym wątkiem na jedwabnej osnowie...


Ceny gotowych wyrobów są bardzo wysokie, ale nie dziwi to uwzględniając skomplikowanie i pracochłonność procesu. Niewielki szaliczek czy chustka z tkaniny czysto lotosowej to koszt od 100 USD w górę. Większy kupon materiału to cena od 400 USD w górę. Czy wart, nie wiem, ale wiem, że powstające tu wyroby są piękne...


Przy okazji informacja, która może okazać się przydatna dla ciekawych takich procesów wytwarzania tradycyjnych tkanin. Znacznie więcej turystów odwiedza Kambodżę niż Myanmar a tam proces powstawania lotosowych tkanin poznać można w zakładach Samatoa Lotus Textiles Company, w Siem Reap...
To był chyba najciekawszy warsztat rzemieślniczy na naszej trasie tego dnia. Ale wiele jeszcze zostało do obejrzenia, płyniemy więc dalej.



Kolejne miejsce, w którym zatrzymujemy się to kuźnia. To interes rodzinny - pracuje "głowa" rodziny i jego synowie. Produkuje się tutaj głównie narzędzia rolnicze - motyki, siekiery, sprzęty domowe jak nożyczki oraz wszelkiego rodzaju noże - od małych i większych noży kuchennych poprzez noże do obróbki ryb, kuchenne tasaki po maczety  ...





Przy okazji nasuwa się drobne pytanie: Czy ktoś tu kiedyś słyszał o takich drobiazgach jak odzież ochronna, buty do pracy w tego typu miejscach, sprzęt ochrony indywidualnej, czy też ogólnie BHP?


Kolejny krótki rejs z widokami na góry...


... i zatrzymujemy się w kolejnej manufakturze - tym razem wyrobów tytoniowych...


Siedzące na matach kobiety skręcają bardzo popularne w Myanmar cygaretki o różnych smakach określane ogólną nazwą "cheroot". Cygaretki te nie posiadają filtra, z zasady, w przeciwieństwie do cygar, są obcięte na obu końcach, co ułatwia zwijanie oraz obniża koszt i z zasady mają cylindryczny kształt, chociaż w domowej produkcji mieszkańcy Myanmar czasem nadają im stożkowaty kształt.


Nazwa cheroots wywodzi się z języka Tamilów, w którym słowo curuttu/churuttu/shuruttu oznaczało po prostu "zwitek tytuniu". Portugalczycy przejęli je jako charuto a dalej przez Francuski trafiło do angielskiego. Cygaretki te są popularne w Indiach ale obecnie główny ich producent to Myanmar. Stały się one bardzo popularne wśród Brytyjczyków w czasach Imperium Brytyjskiego. Dzięki swojej popularności trafiły też do literatury, między innymi do słynnego wiersza Rudyarda Kiplinga Mandalay. Istniało też pojawiła się teoria, że paląc cheroots chronimy się przed tropikalnymi chorobami - zwłaszcza malarią...


Powstały produkt pakowany jest na różne sposoby, jednak dla turystów przewidziane są specjalne pamiątkowe opakowania. Ą na to, że produkcja ukierunkowana jest na turystów wskazuje choćby wyeksponowana informacja  możliwości zapłaty kartą VISA i nie tylko...



Duży jako nałogowy palacz zdecydował się przetestować produkowane tutaj cheroots...



Wyniku tego testu za pozytywny uznać nie można, więc i zakupu nie dokonano... Poza cygaretkami można było zakupić tutaj również inne pamiątki...



Bardzo ładnie prezentowały się kukiełki w tradycyjnych strojach...



Minęło już południe, więc przyszła pora, żeby zatrzymać się gdzieś na picie. Wybór jest dość spory. Oczywiście najpopularniejsze miejsca stoją na wodzie na palach...




Decydujemy się na miejsce z krzykliwą reklamą piwa Myanmar, jako że na ten napój mamy aktualnie chęć...


Przy okazji postanowiliśmy popróbować miejscowej makaronowej specjalności, która okazała się bardzo smaczna. I jak to często bywa w Azji, razem z daniem głównym podawana jest miseczka pożywnego rosołu...




O dalszym zwiedzaniu jeziora Inle opowiemy już w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz