środa, 12 czerwca 2024

Okolice Hpa-an - jaskinia Hai Shin

Ta tablica wśród straganów z napojami oraz pamiątkami i przewoźników zapraszających do swoich łódek nieco zbiła nas z tropu. W żadnym materiale, który oglądaliśmy nie natknęliśmy się ani na tę nazwę ani na wzmiankę, że obok jaskini Saddan jest kolejna możliwa do odwiedzenia czy też ciekawa grota. I tu pojawiła się wątpliwość - czy ten brak informacji wynika po prostu z jakiegoś niedopatrzenia albo też braku wiedzy na jej temat? Czy warto więc tam iść i ewentualnie stracić czas, czy też odpuścić i wracać do naszego tuk-tuka, by udać się do kolejnych wymienionych w planie wycieczki miejsc... 


Jak zazwyczaj bywa w takich sytuacjach Zajęcza ciekawość przeważyła, więc idziemy zobaczyć kolejne podziemia góry  Zwegabin.


Od wyjścia z jaskini Saddan do wejścia do jaskini Hai Sin jest zaledwie ze 200, może 300 m spaceru nad polami ryżowymi. Dlaczego nad? Ano dlatego, że pola ryżowe przez sporą część roku są albo zalane wodą, albo bardzo podmokłe, albo też porośnięte gęstym łanem ryżu, więc spacer przez nie mógłby być albo uciążliwy albo wręcz niemożliwy.


Dla rozwiązania problemu dojścia do jaskini przez ryżowe pola wybudowano nad nimi solidny drewniany boardwalk. A skoro opłacało się tworzyć taką konstrukcję to dobry znak, że miejsce jest albo ważne dla wyznawców - pielgrzymów albo ciekawe do odwiedzenia przez turystów...





I już przed nami wejście do jaskini, do którego trzeba wspiąć się po kilkudziesięciu schodkach.


W komorze wejściowej do jaskini znajduje się kolejna złota stupa i ołtarz z figurę Buddy.



I już tutaj widać ciekawe formacje skalne.








W tym miejscu istotna uwaga. Tylko komora wejściowa jaskini posiada naturalne oświetlenie. Jeżeli chcemy iść dalej w głąb jaskini potrzebujemy mieć ze sobą latarkę (może już teraz jest inaczej, ale podczas naszej wizyty sztucznego oświetlenia jaskini nie było). 


Okazało się, że w czeluściach podręcznej torby Dużego znajduje się całkiem solidna latarka, więc mogliśmy zapuścić się dalej. A przekonaliśmy się, że warto... 





W tej jaskini formacje skalne są całkowicie naturalne i niezniszczone interwencją "upiększaczy" ani też nadmiernym ruchem zwiedzających.



Światło latarki i odpowiednie ustawienie aparatu zapewniły możliwość wejścia oraz upamiętnienie widoków...












Na końcu jaskini natknęliśmy się na pogrążony normalnie w ciemnościach kolejny ołtarz Buddy na pięknym tle wapiennego wodospadu...













Czy warto było tam wchodzić? W naszej ocenie jak najbardziej. Ale oceńcie sami po zdjęciach...


Boardwalkiem nad polami ryżowymi wracamy nad jezioro. Jest już południe i cholernie gorąco. 


Zanim wsiądziemy na łódkę konieczne jest uzupełnienie płynów w organizmie. Lokal może nie wygląda zbyt atrakcyjnie ale posiada zimną colę, piwo i inne napoje...



Przy wyjściu z jaskini Saddan parkuje bardzo wiele łódek, które są w ciągłym ruchu, bo i odwiedzających tę jaskinię jest całkiem spory tłumek. Przeprawa jeziorem do wyjścia kosztowała 1500 kyat za łódkę. No to sobie popłyniemy...






Jeszcze spojrzenie za siebie...





Podstawową atrakcją rejsu łodzią po zwiedzaniu jaskiń jest ta niewielka szczelina w zboczy góry. To tędy przepływa się na drugą stronę wapiennej góry...

















I już jesteśmy po drugiej stronie...


















Wysiadamy z łodzi na takiej niewielkiej plaży. 



Teraz, żeby wrócić na parking przed jaskinią musimy jeszcze obejść spory kawałek góry a temperatura w okolicach 40 C...




Jak jest gorąco najlepiej pokazuje ten spieczony kawałek ziemi...


Podczas spaceru oglądamy rolnicze tereny z których już jakiś czas temu zebrano ryż a teraz na ścierniskach pasie się inwentarz lokalnych rolników.














Gdy dotarliśmy do naszego tuk-tuka ruszamy dalej - tym razem nie do jaskini, ale o tym w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz