środa, 27 września 2023

Masai Mara game drive 3 (powrót do naszej lodge)

Ponieważ stado po tanzańskiej stronie nie mogło zdecydować się na przeprawę przez rzekę Józek postanawia, że ruszamy w drogę powrotną do naszej bazy. Jesteśmy około 30 km od Sentrim Mara Lodge a to oznacza, że możemy po drodze jeszcze wiele zobaczyć i wykręcimy około 50 km zanim dotrzemy na kolację. Ruszamy więc przez sawannę.

Po kilku minutach jazdy spotykamy gazelę Tompsona z młodym. Podczas gdy cielaczek śpi matka uważnie obserwuje okolicę wypatrując potencjalnych zagrożeń...



Dalej trafiamy na żyrafę, która jest równie zaciekawiona nami co my nią...













Kilkadziesiąt metrów dalej widzimy zebry i młodą żyrafkę. Wygląda na to, że mama znalazła cielaka, który wcześniej oddalił się od niej z zebrami...


Dalej mijamy rodzinę guźców. Widać, że młode niedawno przyszły na świat...



Nasz Józio bardzo uważnie przygląda się mijanym krzakom i niespodziewanie dla nas zjeżdża ze słabo widocznego szlaku w trawę. Po chwili widzimy powód. Kolejny lew odbywa popołudniową sjestę...



Podjeżdżamy bardzo blisko a lew nic. Niestety widzimy go od strony grzbietu, więc pytamy Józia, czy nie da się przejechać na odwrotną stronę krzaków... Chcecie, macie - stwierdza nasz kierowca i po chwili mamy Króla Zwierząt z frontu w pełnej okazałości. I uruchamiany silnik samochodu nie robi na nim najmniejszego wrażenia...




Nie będziemy Królowi zakłócać wypoczynku. Jedziemy dalej i po kilku minutach mamy tym razem całą lwią rodzinkę...


Podjeżdżamy bliziutko a ze strony lwów całkowity brak reakcji. W końcu poobiednia drzemka to priorytet...


Parę kroków od lwów żeruje stado dzikich perliczek. One też nie przejmują się ani lwami ani naszą obecnością...




Królowi chyba coś się przyśniło, bo postanowił zmienić pozycję... Ale bez przerywania drzemki...









Wygląda na to, że sen okazał się męczący. bo Jego Królewska Mość otworzył oczy, wstał, i postanowił rozejrzeć się wokół...




Okazało się, że to nie niepokój tylko parcie moczu na zawory skłoniło Władcę do podniesienia się z trawy...






Aktywność trwała może z półtorej minuty po czym nastąpił powrót do popołudniowego wypoczynku...






Jeżeli to jest wszystko, co zostało po lwim posiłku (zapewne z pomocą tych, którzy zasiedli do stołu po lwach czyli hien, marabutów czy sępów) to nic dziwnego, że koty nie miały najmniejszej ochoty wykazywać jakiejkolwiek aktywności...




Żeby wrócić do Sentrim Lodge mamy dwie drogi. Jedna jest z pewnością przejezdna, bo tą drogą przyjechaliśmy, ale byłaby to droga mocno naokoło. Druga droga jest znacznie krótsza, ale też i znacznie mniej uczęszczana. Na dodatek po wczorajszym deszczu niektóre miejsca są mocno podmokłe. Jednak Józio postanawia, że pojedziemy na skróty, bo tam nas jeszcze nie było... I jest dobrze, aż dojeżdżamy do przecinającego drogę stromego, głębokiego rowu, którym na dodatek płynie strumyk... Józio dokładnie ogląda przeszkodę. 



Trochę na nasze szczęście przyjeżdża jeep. z napędem na 4 koła jakoś przejechał, ale nie bez kłopotów. A my mamy wana z napędem na dwa koła i bez blokady dyferencjału... 



Józio to jednak mistrz kierownicy i obcierając jedynie nieznacznie próg drzwi przejeżdżamy na drugą stronę - i to bez pomocy wyciągarki...




Przejechaliśmy i ruszamy dalej przez sawannę. Dzień zbliża się powoli ku zachodowi słońca...


Zatrzymujemy się na chwilę przy grupie strusi...




Nieco dalej popołudniowy posiłek konsumuje kilka bawołów...




I ciekawostka o bawołach. Normalnie większość zwierząt ma mocniejsze tylne nogi. U bawoła afrykańskiego jest odwrotnie - mocniejsze są nogi przednie by móc skutecznie nosić ciężar ogromnej głowy. Na tych nogach kopyta są także większe niż na nogach tylnych...



Gdy dojeżdżamy do miejsca, w którym rosną gęściejsze zarośla akacji trafiamy na mamę żyrafę z młodym, również podczas kolacji...




Gdy zachodzi już powoli słońce widzimy kilka jeepów pędzących z różnych stron w tym samym kierunku, więc dołączamy i my...


Nagle z akacjowego buszu wychodzi prosto na nas osobnik jednego z najtrudniejszych do spotkania podczas safari gatunków i zarazem przedstawiciel Wielkiej Piątki - nosorożec czarny...




Nosorożec czarny jest jednym z dwóch gatunków nosorożców występujących w Afryce i na liście zwierząt zagrożonych należy do grupy zagrożonych krytycznie czyli wyginięciem... Szacuje się, że na wolności żyje już tylko niewiele ponad 3000 przedstawicieli tego gatunku.



Okaz, który mieliśmy okazję zobaczyć to dorosły samotny samiec, który zupełnie nie zwracał uwagi na to jakie wzbudza zainteresowanie. Spokojnie szedł sobie swoją drogą, między samochodami i dalej przez łąkę ku kolejnym akacjowym zaroślom...


Nosorożec czarny należy obok słonia afrykańskiego i hipopotama nilowego do trójki największych ssaków lądowych. Osobnik taki jak nasz ma w kłębie 140–180 cm wysokości i mierzy 3–3.75 m długości. Dorosły osobnik waży w zakresie 800 do 1,400 kg, chociaż zdarzają się osobniki przekraczające 2 a nawet zbliżające się do 3 ton...



Nad górną wargą nosorożec czarny posiada dwa rogi, z których ten przedni jest zazwyczaj dłuższy i normalnie mieści się w zakresie od 50 cm do 100 cm długości. Najdłuższy odnotowany oficjalnie taki róg miał blisko 1.5 m długości. Drugi róg określany jako tylny mierzy 20–50 cm.


W świecie zwierząt nosorożce czarne należą do długowiecznych - żyją od 35 do 50 lat, jeżeli nie dadzą się zabić w walkach o kontrolowane terytorium...


Nasz nosorożec był wyjątkowo spokojny jak na ten gatunek. Nosorożce czarne są zaczepne i wojownicze. Ciekawe statystyki pokazują, że około 50% samców i 30% samic ginie na skutek odniesionych w bratobójczych walkach ran. Naturalnych wrogów w zasadzie nie posiada, bo żadne zwierzę, nawet stado lwów woli nie angażować się w potyczkę z nosorożcem...


Czy dalibyśmy radę uciec biegiem przed atakującym nosorożcem? Mało prawdopodobne. Zmierzono, że rozpędzony nosorożec osiąga imponującą jak na tak ciężkie zwierzę prędkość do 55 km/h. Na dodatek jest bardzo zwrotny...




Nasz nosorożec obejrzał się jeszcze i poszedł sobie zapewne na kolację w akacjowe krzewy, których liście są jego ulubionym pokarmem. A zjada sporo bo szacuje się, że jego dzienna porcja to około 2% wagi jego ciała czyli jakieś 40-60 kg zieleniny. 



Gdy nosorożec nas opuścił zostało nam już tylko podziwiać zachód słońca...







Przed kolacją możemy krótko podsumować półtora dnia safari w Masai Mara. Widzieliśmy więcej niż się spodziewaliśmy. W trakcie game drives spotkaliśmy cztery z pięciu zwierząt należących do Wielkiej Piątki - afrykańskiego słonia sawannowego, nosorożca czarnego, lwa i bawoła afrykańskiego. Nie udało nam się trafić jedynie na lamparta. Dzisiejszy dzień można nazwać dniem lwów. Jest wspaniale, a to dopiero początek przygód... Zostały nam jeszcze cztery parki...
Podczas kolacji mogliśmy omówić zebrane doświadczenia jednocześnie doświadczając lokalnych przysmaków... Duży zachwyca się zupą kremem z pora...


Danie główne to wybór między potrawami z kocherów i mięsiwami z ustawionego na tarasie grilla - kurczaczek, kiełbasa, wołowina - wszystko świetnie przyprawione i bardzo smaczne...



Na deser oczywiście świeże owoce i słodkości...



A po kolacji Tusker w barze, ognisko i spać, bo jutro zmieniamy miejsce pobytu...
Na koniec jeszcze film z popołudniowych przeżyć.


Jutro rano ruszamy na Jezioro Naivasha...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz