wtorek, 17 października 2017

Malezja - Kuala Lumpur


 Rozpoczyna się nasza druga przygoda z Malezją. Będąc pierwszy raz udało nam się zobaczyć tylko Kuala Lumpur i Melakkę. Tak bardzo nam się te oba miejsca podobały, że tym razem prawie całe wakacje spędzimy w Malezji..... na chwilę tylko wpadniemy do Brunei i wracamy do Malezji.
Cały nasz lot obsługują linie Turkish więc nie martwimy się o komfort podróży. Wylot mamy o godzinie 14.55. Na pokładzie najpierw zostajemy poczęstowani słodką przekąską i napojami, a później dostajemy bardzo smaczny gorący posiłek.




Trzy i pół godziny lotu mija niezauważalnie. Przed nami pojawia się pięknie rozświetlony Istambuł.








Niestety na lot do Kuala Lumpur musimy zaczekać siedem godzin.... Zbytnio nie przepadamy za lotniskiem w Istambule bo nie dość, że jest bardzo drogo to jeszcze wi-fi nie działa. Czas oczekiwania na kolejny lot umilamy sobie pogawędką ze znajomymi i spacerem po lotnisku bo ile można siedzieć w jednym miejscu na tyłku.










Nasze zdziwienie budzi obecność w asortymencie Dutty Free naszej wódki Goldwasser.


 W międzyczasie okazuje się, że nasz lot jest opóźniony i zamiast wylecieć o 1 w nocy wylecimy o 2.
Nie jesteśmy z tego powodu szczęśliwi...., ale przecież lecimy na wakacje i nic nam nie zepsuje humoru.  



Nareszcie wpuszczają nas na pokład samolotu. nawet nie myślałam, że w Istambule może być tak zimno.





Bardzo szybko dostajemy gorący posiłek, również bardzo smaczny .

Budzą nas na śniadanie, za oknem piękny wschód słońca.




Śniadanie nie jest już tak dobre jak poprzedni posiłek, ale coś da się zjeść.



Jeszcze chwila i będziemy lądowali w Kuala Lumpur.







Tym razem do miasta nie jedziemy pociągiem tylko wybieramy tańszy środek lokomocji. Jeszcze przed wyjazdem zamówiliśmy bilety na autobus do KL za 11 RM od osoby co w porównaniu z ceną pociągu (50 RM) stanowi znaczną różnicę. 



Autobus jest bardzo wygodny i ma wi-fi. Do stacji Sentral jedzie około 1,5 godziny o ile nie ma po drodze korków.



Okazuje się, że jechaliśmy trochę dłużej bo w centrum był jeden wielki korek. Teraz jeszcze krótki spacer i już jesteśmy w naszym hotelu. Ponownie wybraliśmy hotel Summer View ze względu na jego świetne położenie w stosunku do wszystkich środków komunikacji publicznej. Niestety Kuala Lumpur nie jest miastem przyjaznym pieszym i praktycznie wszędzie trzeba czymś jechać bo nie da się dojść.


Dostajemy pokój i szybko się odświeżamy bo za chwilę mamy spotkać się z naszymi znajomymi, którzy przyjechali do hotelu dzień wcześniej.





Widok z hotelu mamy całkiem ładny, ale nie ma czasu na rozkoszowanie się nim bo mamy zaplanowaną wizytę w " Małych Indiach"




 Little India widzieliśmy za dnia, teraz przyszedł czas żeby zobaczyć tą dzielnicę wieczorem. Już od wejścia na dzielnicę mamy wrażenie, że jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Pozapalane światła dodają dzielnicy niesamowitego uroku.








Zanim pójdziemy na dłuższy spacer musimy się posilić. Pamiętaliśmy tę restaurację z poprzedniej wizyty na LI i postanawiamy sprawdzić jak tu karmią.


Jedzenie jest bardzo dobre, smakuje dokładnie tak jak w Indiach.



Najedzeni zaczynamy eksplorację Little India. Dzielnica coraz bardziej się nam podoba.




Zapachy, przyprawy, warzywa i cała reszta asortymentu typowo indyjska. Jest tylko jedna różnica, tu jest o wiele czyściej i ciszej.








W jednym ze sklepów znajdujemy nalewkę w karafce zająca. No to teraz już wiemy, że urlop będzie wspaniały.



 Dzielnica tętni życiem, lokalni mieszkańcy pomimo późnej pory nadal zamawiają jedzenie, robią zakupy i spotykają się z przyjaciółmi.


My niestety musimy wracać do hotelu bo jutro rano mamy samolot na Borneo, a zmęczenie długą podróżą też daje znać o sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz