Rozpoczyna się nasza druga przygoda z Malezją. Będąc pierwszy raz udało nam się zobaczyć tylko Kuala Lumpur i Melakkę. Tak bardzo nam się te oba miejsca podobały, że tym razem prawie całe wakacje spędzimy w Malezji..... na chwilę tylko wpadniemy do Brunei i wracamy do Malezji.
Cały nasz lot obsługują linie Turkish więc nie martwimy się o komfort podróży. Wylot mamy o godzinie 14.55. Na pokładzie najpierw zostajemy poczęstowani słodką przekąską i napojami, a później dostajemy bardzo smaczny gorący posiłek.
Trzy i pół godziny lotu mija niezauważalnie. Przed nami pojawia się pięknie rozświetlony Istambuł.
Niestety na lot do Kuala Lumpur musimy zaczekać siedem godzin.... Zbytnio nie przepadamy za lotniskiem w Istambule bo nie dość, że jest bardzo drogo to jeszcze wi-fi nie działa. Czas oczekiwania na kolejny lot umilamy sobie pogawędką ze znajomymi i spacerem po lotnisku bo ile można siedzieć w jednym miejscu na tyłku.
Nasze zdziwienie budzi obecność w asortymencie Dutty Free naszej wódki Goldwasser.
W międzyczasie okazuje się, że nasz lot jest opóźniony i zamiast wylecieć o 1 w nocy wylecimy o 2.
Nie jesteśmy z tego powodu szczęśliwi...., ale przecież lecimy na wakacje i nic nam nie zepsuje humoru.
Nareszcie wpuszczają nas na pokład samolotu. nawet nie myślałam, że w Istambule może być tak zimno.
Bardzo szybko dostajemy gorący posiłek, również bardzo smaczny .
Budzą nas na śniadanie, za oknem piękny wschód słońca.
Śniadanie nie jest już tak dobre jak poprzedni posiłek, ale coś da się zjeść.
Jeszcze chwila i będziemy lądowali w Kuala Lumpur.
Tym razem do miasta nie jedziemy pociągiem tylko wybieramy tańszy środek lokomocji. Jeszcze przed wyjazdem zamówiliśmy bilety na autobus do KL za 11 RM od osoby co w porównaniu z ceną pociągu (50 RM) stanowi znaczną różnicę.
Autobus jest bardzo wygodny i ma wi-fi. Do stacji Sentral jedzie około 1,5 godziny o ile nie ma po drodze korków.
Okazuje się, że jechaliśmy trochę dłużej bo w centrum był jeden wielki korek. Teraz jeszcze krótki spacer i już jesteśmy w naszym hotelu. Ponownie wybraliśmy hotel Summer View ze względu na jego świetne położenie w stosunku do wszystkich środków komunikacji publicznej. Niestety Kuala Lumpur nie jest miastem przyjaznym pieszym i praktycznie wszędzie trzeba czymś jechać bo nie da się dojść.
Dostajemy pokój i szybko się odświeżamy bo za chwilę mamy spotkać się z naszymi znajomymi, którzy przyjechali do hotelu dzień wcześniej.
Widok z hotelu mamy całkiem ładny, ale nie ma czasu na rozkoszowanie się nim bo mamy zaplanowaną wizytę w " Małych Indiach"
Zanim pójdziemy na dłuższy spacer musimy się posilić. Pamiętaliśmy tę restaurację z poprzedniej wizyty na LI i postanawiamy sprawdzić jak tu karmią.
Jedzenie jest bardzo dobre, smakuje dokładnie tak jak w Indiach.
Najedzeni zaczynamy eksplorację Little India. Dzielnica coraz bardziej się nam podoba.
Zapachy, przyprawy, warzywa i cała reszta asortymentu typowo indyjska. Jest tylko jedna różnica, tu jest o wiele czyściej i ciszej.
W jednym ze sklepów znajdujemy nalewkę w karafce zająca. No to teraz już wiemy, że urlop będzie wspaniały.
Dzielnica tętni życiem, lokalni mieszkańcy pomimo późnej pory nadal zamawiają jedzenie, robią zakupy i spotykają się z przyjaciółmi.
My niestety musimy wracać do hotelu bo jutro rano mamy samolot na Borneo, a zmęczenie długą podróżą też daje znać o sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz