piątek, 2 czerwca 2023

Cueva de las Manos

 Po wczorajszym wyglądającym burzowo wieczorze budzimy się przy pięknej pogodzie. Tym razem zabieramy ze sobą nasze bagaże, gdyż przemiła Pani z agencji turystycznej przekonała nas, że nie ma sensu po wycieczce wracać do Los Antiguos skoro autobus, którym mamy jechać do El Chalten całą noc nie ma innej drogi i musi jechać przez Perito Moreno. Będzie nam więc lepiej zostać tam, zjeść kolację i wsiąść do autobusu, po dłuższym odpoczynku. W sumie całkiem logiczna propozycja i wchodzimy w to. 

Kiedy przyjeżdża po nas nasz transport okazuje się, że jedziemy w baaardzo licznym składzie: my, kierowca i profesor z USA. Cały dzień będziemy jeździć samochodem, który wjedzie wszędzie i właściwie to mamy super plan na super wycieczkę...


60 km trasy do Perito Moreno prowadzi brzegiem Lago Buenos Aires, więc co chwilę mamy piękne widoki...


Nasz Kierowca jest bardzo miły i podpowiada co widać i gdzie warto stanąć na zdjęcia. To lubimy.







W Perito Moreno zatrzymujemy się na chwilę na dworcu autobusowym. Znak jakiś, czy co?


Za Perito Moreno wjeżdżamy na znaną nam już Ruta 40 i co chwila mijamy całe stada guanaco, które bez problemu przebiegają przez drogę......... bez wysiłku przeskakując płoty, które w teorii mają zabezpieczać ruch na drodze przed spotkaniem z nimi...









Teren wokół to faktycznie pustynia, ale co kawałek widzimy tu ciekawe formacje skalne...




Naszą uwagę przyciągają szczególnie mijane co jakiś czas kolorowe góry. Kierowca widzi nasze zainteresowanie i pyta, czy chcielibyśmy zobaczyć je z bliska. Oczywiście... No to obiecuje nam, że w drodze powrotnej zatrzymamy się tam, gdzie kolorowe wzgórza są najpiękniejsze...











Po około 150 km opuszczamy Ruta 40 i skręcamy w dobrze oznaczoną drogę prowadzącą do Cueva de las Manos czyli Jaskini Rąk. Wprawdzie do miejsca docelowego zostało nam jeszcze 28 km, ale już tutaj dowiadujemy się ile będzie nas kosztować wstęp (mamy to w cenie, ale dobrze wiedzieć) oraz kiedy będziemy mogli Jaskinię zwiedzić. Tutaj chodzi się wyłącznie z przewodnikami i o określonych godzinach... 


Tym razem droga znowu jest szutrowa i dodatkowo pnie się dość ostro pod górę...














Po wjechaniu na płaskowyż widać, że po naszej lewej stronie mamy jakąś głęboką "dziurę" w ziemi...




Zatrzymujemy się na kolejnym punkcie widokowym gdzie tablice informują nas, gdzie jesteśmy i co widzimy... Pod nami Kanion rzeki Rio Pinturas. Może nie tak wielki jak Grand Canyon, ale bez wątpienia robi wrażenie










Już tylko zjazd stromą serpentynką w dół i będziemy przed wejściem na teren Jaskini...





Przyznać trzeba, że za wiele to tutaj nie rośnie. Znacznie lepiej wygląda to na dnie kanionu...



I już jesteśmy na parkingu. W domku znajduje się niewielkie muzeum, sala informacyjna, pokój strażników i przewodników oraz magazyn sprzętu...






Oczywiście w muzeum Zające muszą znaleźć jakiegoś zająca... Tyle, że nie jest to zając tylko wiskacza górska, ssak z rodziny szynszylowatych - ale do zająca trochę podobny...


I nie ma chyba takiego miejsca na świecie gdzie Zające nie znalazłyby szybko jakiegoś przyjaciela...







Nadeszła nasza godzina i ruszamy boardwalkiem zapoznać się z tym, co Jaskinia Rąk ma nam do pokazania...


Cueva de las Manos czyli Jaskinia Rąk to nie jedna jaskinia tylko zespół niewielkich jaskiń w dolinie rzeki Pinturas. Podziwiamy kompleks malowideł naskalnych. Sama jaskinia położona jest na wysokości 88 m nad dnem kanionu i nie jest wielka bo mierzy  24 m głębokości, 10 m wysokości i 15 m szerokości , ale wstęp do niej mają tylko "wybrani". Zwykli turyści mogą obejrzeć jedynie naskalne malowidła na  ścianach wokół wejścia do niej.


Najstarsze inskrypcje datowane są na 7350 p.n.e. co wyraźnie obala tezę o późnym zasiedleniu tego kontynentu. 


Ręce, których są tu setki, nie były namalowane na skale, ale odbite na kamieniu. Oznacza to, że ci starożytni mieszkańcy opierali dłoń na suficie lub ścianie jaskini, a następnie pokrywali ją farbą.



Odbicia rąk nie są jedynymi formami widocznymi na skałach. Odnajdujemy tu postacie ludzi, podobizny zwierząt a także całe sceny, na przykład polowania. 




Malowidła są wielokolorowe. Wprawdzie dominującym kolorem jest czerwień, ale mineralne pigmenty zawierają tlenki żelaza (kolor czerwony i ochra), kaolinit (biały), jarosyt (żółty), tlenki manganu (czarny). Oznacza to, że twórcy mieli świadomość tworzenia i komponowania kolorów z dostępnych materiałów. Barwniki zostały wykonane z owoców, roślin i mielonych skał. Jako bazy dla farby używano krwi upolowanych zwierząt i ich tłuszczu.




Różne są interpretacje tego niezwykle ciekawego miejsca. Wśród analizujących to miejsce dominuje przekonanie, że jaskinia pełniła funkcję miejsca świętego, swego rodzaju "katedry", w której odwiedzający to miejsce pozostawiali swój znak jako rodzaj wotum dla zamieszkujących to miejsce bogów.



Ten otwór w skale to wejście do głównej jaskini. Nic więc dziwnego, że nie ma jak wprowadzać tam większych grup i że przywilej ten mają tylko badacze kultur pierwotnych...











Trasa turystyczna oferuje nie tylko możliwość obejrzenia naskalnych malowideł, ale także piękne widoki na kanion i okolicę.



Na zdjęciu poniżej warto zwrócić uwagę na siatkę oddzielającą boardwalk od skał, na których znajdują się malowidła. Dodam, że grupie turystów towarzyszy nie tylko przewodnik, ale też jedna lub dwie osoby ochrony, ot tak na wszelki wypadek, gdyby komuś się zachciało niszczyć...













Wybitny argentyński odkrywca Francisco Pascasio Moreno odkrył te dzieła sztuki prekolumbijskiej i sporządził szczegółowy raport na temat tego ważnego znaleziska archeologicznego w 1876 roku.



Badacze ustalili, że powstanie tych naskalnych malowideł można przypisać do trzech okresów. Malowidła z okresu najstarszego zdominowane są przez sceny myśliwskie; w okresie pośrednim wyróżniają się ręce, którym wtórnie towarzyszą przedstawienia pojedynczych zwierząt; w ostatnim okresie dominującym tematem są motywy geometryczne, linie, punkty i wzory o nieznanym znaczeniu. Ostatnie malowidła w Cueva de las Manos wykonane zostały według datowania dwa wieki przed przybyciem Krzysztofa Kolumba do Ameryki.
























Dotarliśmy do końca trasy turystycznej i zostało nam już tylko wrócić tą samą ścieżką do punktu wyjścia...









Piękna i ciekawa połowa dnia. Druga też zapowiada się również całkiem atrakcyjnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz