Po wczorajszym intensywnym zwiedzaniu, dzisiaj ogłaszamy dzień lenia. Na śniadanie jedziemy dosyć późno, bufet nadal wypełniony po brzegi, a my nie mamy nie mamy ochoty na jedzenie..... Niestety od rana jest tak potwornie gorąco, że człowiek marzy tylko o plaży lub basenie. Basen mamy na wyciągnięcie ręki, plażę niestety nie, ale nie będziemy zostawali w hotelu, o nie........
Postanawiamy pojechać na najładniejszą plażę w okolicach Hue czyli Thuan an Beach. Po raz kolejny dostajemy informację, że lokalny transport się nie sprawdza i najlepiej podjechać taksówką.
Thuan An Beach znajduje się na wyspie Thuan An, oddalona jest od Hue jakieś 15 km. od kwietnia w upalne dni mieszkańcu Hue chętnie przyjeżdżają tu na wypoczynek.
Przed hotelem łapiemy taksówkę i za całe 180000 jedziemy na plażę. Droga biegnie wzdłuż rzeki Perfumowej, pól ryżowych, niewielkich gospodarstw i Laguny Giang.
Plaża nie Thuan an ciągnie się kilka kilometrów. Niektóre jej odcinki są zagospodarowane inne, szczególnie w okolicach wiosek zupełnie dzikie.
Hotel Ana Mandara oferuje skorzystanie z plaży (leżaki oraz parasole) i basenów za 400 000 dongów od osoby. Niestety na tym odcinku plaży nie jest to jedyne miejsce oferujące leżaki.
Zasiadamy w jednym z plażowych barów. Jesteśmy jedynymi białasami i wszyscy bacznie nas obserwują........
Po jakimś czasie okazuje się, że lokalsi bardzo chcą się z nami zapoznać. Zaczyna się od konwersacji, śmiesznie to wygląda bo my nie rozumiemy co oni do nas mówią i odwrotnie....... Później zaczyna się sesja foto......
Zostajemy poczęstowani ich lokalnym piwem i właściwie to traktują nas już jak swoich .........
Przynoszą nam arbuzy, zielone mango z jakąś posypką.... Byłam święcie przekonana, że są to kruszone orzechy z cukrem, a była to papryka chilli z solą...... Ja pierniczę jakie to było ostre..... oczy mi wyszły z orbit, zalałam się łzami, no cóż niektórzy mieli ze mnie niezły ubaw.......
Integracja trwała i trwała .............. Naprawdę świetnie się bawiliśmy, ale niestety jesteśmy umówieni z taksówkarzem na konkretną godzinę i musimy się ewakuować.
Niektórzy nie są amatorami bikini i na na plaży chodzą szczelnie zakryci............
Po południu wybieramy się jeszcze na lokalny targ.
Targ jest ogromny. Część tzw. mokra znajduje się na powietrzu i na parterze. Niestety panuje tu straszliwy smród. Pierwszy raz w życiu jesteśmy na tak "capiącym" targu......
Stałam się szczęśliwą posiadaczką tradycyjnego Wietnamskiego noża..... Niestety nie bardzo wiem jak się nim posługiwać. Przesympatyczna handlarka woła mnie do siebie i już mam darmową lekcję.......
Po wejściu na piętro smród znika, a ilość stoisk i sprzedawanych towarów nas zaczyna przerażać.....
Robi się straszliwie duszno........ DZ twierdzi, że zaczyna mu brakować powietrza. Ewakuujemy się nad Perfumową rzekę zobaczyć zachód słońca.
Kolację zjadamy w restauracji w pobliżu hotelu.
A dla tych, którzy jeszcze chcą więcej, krótki film...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz