piątek, 3 marca 2023

Iguazu

Wieczorem po przyjściu do hotelu odprawiamy się na lot do Iguazu i ... zonk. Mieliśmy lecieć o 8:00 i być w Iguazu o 9:50, a tymczasem nasz przewoźnik Flybondi zmienił nam lot na 12:10 co powoduje, że przylecimy do Iguazu o 14:00 i w tym momencie nasze plany by jeszcze tego dnia zobaczyć brazylijską stronę wodospadów upadły. No ale cóż - bywa. Za to mogliśmy nieco dłużej pospać...

Lotnisko El Palomar to taki kurnik, taniej linii lotniczej, wykrojony z wojskowej bazy lotniczej. Ciasno, usiąść nie ma gdzie, ale blisko do palarni przed wejściem... Niestety kropi deszczyk i wychodzenie na zewnątrz nie jest miłe...




Gdy po planowych dwóch godzinach spędzonych na lotnisku wsiedliśmy do samolotu odczuliśmy ogromną ulgę...


Krótki lot i już za oknem pojawia się widok okolic Iguazu. Widać dżunglę i rozlewiska rzeki Iguazu. To musimy obejrzeć z bliska...




Aeropuerto Internacional Cataratas del Iguazú to port lotniczy o klasie międzynarodowej. Nikt nie bawi się w wożenie pasażerów z samolotu do terminalu autobusami, bo do przejścia jest zaledwie jakieś 100 m. Obsługa szybka, sprawna co nas pociesza bo wrócimy tu za dwa dni.




Z lotniska do naszego hotelu jest tylko 22 km. Są różne sposoby dotarcia do celu. Są autobusy, ale jadą tylko na dworzec autobusowy i trzeba byłoby się przesiadać. Są taksówki, ale koszt to 4000 ARS - trochę drogo. I wreszcie są transfery minibusami. Cena połowa tego co taksówka, a podwozi pod samo miejsce docelowe - szybko, sprawnie i wygodnie...
Nasz hotel Costa Iguazu położony jest kawałek od centrum, robi dobre pierwsze wrażenie. Miła obsługa w recepcji i po chwili możemy już iść do naszego pokoju...



Hotel posiada dwa piętrowe skrzydła, pomiędzy którymi znajduje się basen i nieco zieleni. Niestety z basenu, chociaż było ciepło nie mieliśmy czasu skorzystać...



Nasz pokój znajduje się na końcu skrzydła dalszego od recepcji. Wejście z tarasu zapewnia przy każdym pokoju stolik i krzesełka, co jak się przekonaliśmy jest bardzo przydatne wieczorem.


Sam pokój może nie oferuje specjalnych luksusów, ale wyposażony jest we wszystko czego nam potrzeba........... zamierzamy tu spędzić tylko dwie noce i tylko noce...




Skoro nasz hotel położony jest przy Avenida Tres Fronteras to oznacza, że te trzy granice muszą być gdzieś niedaleko. Tak więc krótki odpoczynek i ruszamy na rozpoznanie.


900 m spaceru, nieco pod górkę, i jesteśmy w miejscu, gdzie łączą się dwie rzeki i spotykają granice trzech państw. Tak więc my stoimy w Argentynie. Na wprost nas i w lewo płynie rzeka Parana. Brzeg po lewej stronie to już terytorium Paragwaju. Brzeg Parany po prawej stronie to terytorium Brazylii, a od nas czyli Argentyny oddziela je rzeka Iguazu...




Takie miejsce z widokiem to idealna lokalizacja na turystyczną atrakcję. Powstał tu parking i pętla autobusowa, niewielki supermarket, głównie z pamiątkami, swoje stragany mają lokalni sprzedawcy pamiątek przy alejkach z widokiem. Na środku umieszczono obelisk trzech granic... Argentyna nie jest tu wyjątkiem - na każdym punkcie widokowym stoi taki obelisk pomalowany odpowiednio kolorami flag Argentyny, Brazylii i Paragwaju.




Pooglądaliśmy trochę ruch na rzece...


Z Paragwaju do Argentyny i odwrotnie można przeprawić się przez Paranę takim oto promem...



Na przeciwko nas widać punkt widokowy po stronie Brazylijskiej.




Jest też możliwość odbycia krótkiego rejsu wycieczkowego, by obejrzeć to skrzyżowanie granic z poziomu wody


Kilkadziesiąt metrów od obecnego punktu widokowego znajduje się wcześniejszy Pomnik Trzech Flag.



Mamy jeszcze sporo czasu więc kontynuujemy spacer przez park wzdłuż brzegu rzeki Iguazu i Avenida Rio Iguazu. 


Przy punkcie widokowym wybudowano amfiteatr, przy którym jest sporo równej utwardzonej nawierzchni i tu spotykamy parę trenującą tango...



Nieco dalej park rozszerza się tworząc kolejny punkt widokowy - Mirador Álvar Nuñez.


Kim był upamiętniony tu Álvar Núñez Cabeza de Vaca? I czym zasłużył sobie na upamiętnienie w tym miejscu? Otóż Álvar Núñez Cabeza de Vaca był hiszpańskim konkwistadorem, który zbadał południowe wybrzeże Ameryki Północnej podczas pierwszej wyprawy a podczas drugiej, w latach 1540 do 1542 badał terytoria hiszpańskie Ameryki Południowej po czym objął stanowisko namiestnika w Asuncion 11 marca 1542 roku. Na skutek konfliktów powrócił do Hiszpanii i tam zmarł 27 maja 1559 w Sewilli. Podczas wyprawy do Ameryki Południowej przybył na wyspę Santa Catalina w styczniu 1541 r. i stamtąd wyruszył w prawie pięciomiesięczną podróż lądem, której celem było dotarcie do ówczesnego miasta i fortu Asunción del Paragwaj, siedziby gubernatora Río de la Plata. Prowadzony przez rdzenną ludność Tupi - Guarani, przeszedł ze swoją ekspedycją dżunglę Paraná podążając ścieżką Peabirú. A po drodze miał jako pierwszy Europejczyk odkryć Wodospady Iguazu. Miało to mieć miejsce w styczniu 1542 r. a w swoich zapiskach nazwał wodospady „Salto de Santa María”.


Na wzgórzu znajduje się Pirayú Hotel & Resort oferujący ciekawe widoki na rzekę Iguazu i brazylijski brzeg...



Jednak nas interesuje to, co zdobi płot przy ulicy - seria całkiem ciekawych murali




Z punktu widokowego dobrze widoczny jest most nad rzeką Iguazu łączący Argentynę z Brazylią. Most Tancredo Neves jest powszechnie znany jako Most Braterstwa. Jego budowa rozpoczęła się 13 stycznia 1982, a oficjalna inauguracja nastąpiła 29 listopada 1985, kiedy to nadano mu imię brazylijskiego polityka Tancredo Nevesa. Most ma 489 m długości, 16.5 m szerokości, a w najwyższym punkcie jego wysokość nad poziomem rzeki to 70 m. Łączy on miejscowości Foz do Iguaçu po stronie brazylijskiej z Puerto Iguazú po stronie argentyńskiej i umożliwia dojazd z obu stron do miejsc widokowych nad wodospadami Iguazu.





Można też obserwować ruch na rzece Iguazu...




Nieco bliżej, przed portem Iguazu uwagę przyciąga sporej wielkości statek, który po bliższym przyjrzeniu się jest wrakiem kiedyś sporego statku pasażerskiego.



Ten wrak to statek "Nicolás Mihanovich" o długości 90 metrów, szerokości 17 m i ośmiu pokładach. Został zwodowany w 1962 roku. W czasach swojej świetności odbywał regularne rejsy między Buenos Aires-Montevideo. Gdy czasy jego świetności przeminęły czekał na zezłomowanie. I wydawało się, że niespodziewanie znalazł się dla niego ratunek. 5 czerwca 2013 roku w prowincji Misiones ogłoszono projekt wart milion dolarów. Pomysł, który miał dać zatrudnienie ponad 500 osobom. Chodziło o budowę kompleksu kasyn i hoteli, które ochrzczono „El mini Las Vegas Argentino ”. W ramach projektu planowano otwarcie pływającego kasyna. Dla realizacji celu zakupiono wrak, nie posiadający silnika ani steru, za drobną kwotę 250,000 USD. Żeby ruszyć z projektem wrak trzeba było przyholować z Buenos Aires przez Paranę do Iguazu. I tu pojawił się poważny problem - aby Nicolás Mihanovich mógł przejść pod mostem łączącym Iguazú z Encarnación trzeba było zdemontować najwyższe piętro, a następnie zamontować je ponownie... 


Gdy już zakotwiczono statek na Iguazu planowano, że zostanie odremontowany. Miał mieć między innymi 52 pokoje z łazienkami kategorii międzynarodowej, cztery sale gier, sale wielofunkcyjne, spa, basen i siłownię. Projektowi Mini Las Vegas sprzeciwiły się władze Brazylii, gdzie hazard jest zakazany. I tak pozostałość statku utknęła na lata 200 m od zbiegu trzech granic. Na tym kłopoty nie skończyły się. W 2014 r w trakcie powodzi statek zerwał się z cum i zaczął dryfować z prądem bez załogi, napędu i steru. Pokonał około 30 km zanim dwóm holownikom udało się go przechwycić i odholować w obecne miejsce postoju......

W międzyczasie słońce zaczęło zachodzić za wysokie drzewa nad zbiegiem rzek Parana i Iguazu...


Idąc dalej dotarliśmy do Plazoleta Nuestra Señora de Iguazú. Co to za historia? Otóż według źródeł kościelnych, w 1626 r ojcowie Diego Boroa i Claudio Buyer założyli misję jezuicką pod nazwą Santa Maria del Yguazú. Wodzowie plemion Taupá i Paraverá stali się ich sprzymierzeńcami. Chrześcijanami zostało według ojca Techo około 8600 rdzennych mieszkańców. Pojawiły się jednak problemy. Pierwszym była ogromna bieda. Drugim niemożność przekonania aborygenów do rezygnacji z poligamii. Kolejnym napady, zwłaszcza Mamelucos lub bandeirantes, którzy przybyli z San Pablo, aby porywać Indian jako niewolników. W konsekwencji misja przeniosła się w 1633 r. na południe w pobliże rzeki Urugwaj. W trakcie tej operacji oryginalny wizerunek Matki Boskiej został utracony. I tak było przez długi czas...
Około roku 1940, gdy miasto liczyło raptem około 2000 mieszkańców i posiadało jedynie niewielką drewnianą kaplicę, przybyły z Europy nawigator przywiózł figurkę Nuestra Señora del Carmen, która jest obecnie czczona w miejscowej katedrze. 
W latach 80,  dentysta, pasjonat dżungli i rzeźbienia w drewnie, Teófilo Rodolfo Allou, stworzył obraz Maryi w drewnie cancharana. Przedstawiona na obrazie Dziewica, wygląda jak pracująca kobieta ze wsi, która z wielką siłą przytula do serca Dzieciątko Jezus. W ten sposób, prawie w milczeniu, María odrodziła się dla mieszkańców Puerto Iguazú jako Santa María del Iguazú....


Avenida Victoria Aguirre prowadzi serpentyną w kierunku centrum miasta. Po drodze mijamy bardzo urokliwy budynek otoczony zielenią. Jest to Intendencia del Parque Nacional Iguazú czyli Zarząd Parku Narodowego Iguazu.



Za nami fragmenty selwy w zachodzącym słońcu...



Nie ma chyba miasta w Argentynie, w którym nie znajduje się pomnik bohatera narodowego Argentyny, Chile i Peru Generała José Francisco de San Martín y Matorras.   


Wróciliśmy na Avenida Tres Fronteras przy placu z kilkoma straganami, restauracją i bardzo ciekawymi sgraffita na murkach otaczających plac półkolem.  Tematyka tych obrazów wyraźnie odnosi się do indiańskiej tradycji, w tym przedchrześcijańskich wierzeń i nijak się ma do głoszonej teorii o "radosnym przyjęciu wiary przez tubylców". Pokazuje raczej, że ta nowa wiara znaczona krzyżem została narzucona siłą, przemocą, ogniem i mieczem co jednocześnie wiązało się z eksterminacją rdzennej ludności...







Przy placu znajduje się bar - restauracja Salus. Żadnych luksusów. Proste stoły, otwarta przestrzeń, otwarta kuchnia i zapach świetnego jedzenia. No to kotwiczymy... 


Trzeba zamówić coś, co wydaje się bezpieczne, więc tym razem wybór pada na lokalną pizzę. I po kilkunastu minutach na stół wjeżdża nasz obiad...



Pizza okazuje się być nie tylko ogromna ale też ogromnie smakowita...



Po kolacji wracamy do naszego hotelu zahaczając po drodze o lokalny sklepik, gdzie na miły wieczór zaopatrujemy się w winko. A po powrocie okazuje się jak przydatny jest stolik na tarasie i jak miło jest gaworzyć patrząc na podświetlony basen...






A gdy światła basenu zgasły był to znak, że pora iść spać bo jutro będzie dzień długiego spaceru...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz