poniedziałek, 9 maja 2022

Lecimy do Dubaju

Epidemia Coronavirusa-19 i związane z nią obostrzenia mocno ograniczyły naszą turystyczną aktywność. Przez blisko dwa lata ograniczaliśmy się do wyjazdów do krajów, w których szczepienia stanowiły wystarczającą podstawę do uzyskania możliwości wjazdu. Mając nieco wiedzy na temat testowania oraz nieprzewidywalności wyników, ze względu na spory udział wyników fałszywie pozytywnych i fałszywie negatywnych, z żalem omijaliśmy szerokim łukiem kraje wymagające testów PCR do wjazdu.

Gdy jednak pojawiła się promocja LOT na trasę do Dubaju stwierdziliśmy, że raz kozie śmierć i zaryzykujemy. Zakupiliśmy bilety i postanowiliśmy spędzić w Emiratach dwa tygodnie. Dodatkowym czynnikiem zachęcającym było kończące się 31 marca EXPO 2020.

I gdy mając gotowy program i podstawowe rezerwacje udaliśmy się wykonać testy zrealizował się czarny scenariusz. U jednego wynik negatywny, u drugiego pozytywny. A był piątek... No ale szybka reakcja, po kilku godzinach ponowiony test PCR tym razem negatywny, znalezienie w sobotę lekarza, który odważy się zdjąć kwarantannę na podstawie drugiego wyniku badania i udało się. W niedzielę o godzinie 24:00 kwarantanna zdjęta a w poniedziałek 14.02.2002 o 7:40 wylot. I udało się... I post factum muszę przyznać, że sprawdziło się stare powiedzenie, że kto nie ryzykuje szampana nie pije. My wypiliśmy go z pełną radością i satysfakcją kończąc naszą przygodę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich...... 

PLL Lot do przewoźników wysokiej klasy nie należy, niestety. Samolot na trasie do Dubaju bliższy był tego, co oferuje Wizz czy Ryan niż tego, co zapewniają przewoźnicy tacy, jak Emirates, Qatar czy Turkish. Na blisko 6 godzin lotu żadnej rozrywki - filmów, muzyki, gier. Ba, żadnych ekranów, na których można byłoby śledzić trasę. ale cóż - po prostu bieda linia. Tyle, że cena w miarę atrakcyjna - po 1522 zł z pełnym bagażem. 

Oczywiście podczas całego lotu obowiązkowe maseczki. Przerwa w zamaskowaniu tylko na posiłek. A posiłek jak to w trakcie lotu, jadaliśmy gorsze, ale też i znacznie lepsze... Natomiast dodatkową atrakcją przy posiłkach są drewniane sztućce - widelec i nóż. Na widelec trudno cokolwiek "nadziać" a krojenie czegokolwiek tym "nożem" to już zdolności wręcz magiczne... No ale za to "ekologicznie"...



Na trasie do Dubaju, gdy trafia się ładna pogoda, można podziwiać ciekawe widoki...





Po górach pojawiają się tereny płaskie i widać bieg dwóch rzek Tygrysu i Eufratu...


Pod nami pojawia się woda - to znak, że zbliżamy się do celu bo pod nami już Zatoka Perska.




Obniżamy lot i coraz wyraźniej widać, że do lądowania podchodzimy od strony emiratu Sharjah (Szardża).


Na tym zdjęciu można zidentyfikować budynek Muzeum Cywilizacji Islamskiej, meczet Abu Dhar Alghafari, a nieco dalej meczet Al Maghfirah i hotel Radisson... I tam znajdziemy się za kilka dni...





Moment później, na skraju pustyni pojawia się największy meczet w tym emiracie - Sharjah Masjid. 





Szybka odprawa i idziemy do wyjścia po drodze mijając walentynkowe stoiska...



W sali przylotów nie musimy gnać do środków komunikacji miejskiej ani do taksówki, gdyż przy okazji zamówienia na noclegu w Dubaju przez Booking mamy bezpłatny transfer do hotelu. Za balustradką czeka młody człowiek, który trzyma kartkę z naszym nazwiskiem. I po kilku minutach, które wystarczyły na zapalenie papierosa wsiadamy do czekającego na nas samochodu i ruszamy do hotelu.


Po około 20 minutach podjeżdżamy pod hotel, który znajduje się pośród budynków mieszkalnych...



No i jest nasz tymczasowy dom na kolejne 6 nocy - Hotel Landmark Premier. 


Przy wyborze hotelu kierowaliśmy się kilkoma kryteriami. Po pierwsze położenie. Hotel musiał być w lokalizacji, gdzie bez problemu znajdziemy wybór dogodnych miejsc oferujących pasujące nam jedzenie do późnych godzin nocnych. Musiał też być położony blisko stacji metra, z której mielibyśmy prosty dojazd do interesujących nas miejsc. Po trzecie oferowany pokój musiał spełniać nasze wymagania co do wygody i zapewniać śniadania bardziej obfite niż kawa i ciasteczko. I wreszcie po czwarte, musiał mieścić się w określonym przez nas przedziale cenowym. Po wstępnej selekcji zostały cztery możliwości. Zdecydowaliśmy się na hotel Landmark Premier ponieważ najlepiej spełniał te kryteria - Cicha ulica w dzielnicy Deira, 400 m spaceru do ulicy Al Rigga, gdzie po obu jej stronach mieliśmy do wyboru kilkadziesiąt restauracji o przyzwoitym standardzie i rozsądnych cenach. Stacja metra na czerwonej linii biegnącej wprost na EXPO jest 600 m od hotelu...


Szybka odprawa w przestronnym lobby. Przemiła obsługa. Mamy do wyboru pokój dla palących lub dla niepalących. Oczywiście wybieramy ten dla niepalących - zdając sobie sprawę z tego, że na papierosa będziemy musieli wychodzić przed hotel...


Przy okazji zauważamy, że w lobby jest niewielka cukiernia oferująca smakowicie wyglądające słodycze...



No i już jesteśmy w naszym pokoju numer 511. W pokoju sporo miejsca, jedna ściana to okno zasłonięte kotarą, sporo punktów oświetlenia, jest wygodne łóżko i stolik z fotelem. Spory telewizor oferuje dużo programów w różnych językach (ale nie w polskim).. No i jest gniazdko przy łóżku, więc nie ma problemów z ładowaniem telefonów. Jest lodówka i jest butelkowana woda. Ale gdzie jest zestaw do przygotowania porannej kawy?





Jest... Poszukiwania ujawniły czajnik, filiżanki oraz kawę, herbatę, zabielacz i cukier w szufladzie obok lodówki... 


Łazienka jest przestronna, z wanną i prysznicem. Umywalka osadzona w dużym blacie daje sporo miejsca na rozłożenie kosmetyków. Jest zestaw kosmetyków hotelowych i są ręczniki duże i małe (w kolejnych dniach okazało się, że z uzupełnianiem kosmetyków i wymianą ręczników bywało różnie i czasem po prostu trzeba było przypomnieć o tym w recepcji).





 Zakwaterowaliśmy się i pora iść na spacer połączony z kolacją. W końcu z domu na lotnisko wyjechaliśmy o 2 w nocy, a jest już prawie 20 naszego czasu - tutaj 22 i trzeba coś wrzucić na ruszt.... Idziemy na Al Rigga, gdzie jeszcze przed wyjazdem rozpoznałem kilka restauracyjek. Teraz trzeba to zweryfikować i wybrać, co chcielibyśmy zjeść... 


Pomiędzy nowoczesnymi domami, restauracjami i sklepami jest też kilka starszych domów, w tym jeden z drzwiami, które zwróciły naszą uwagę...



Jest też i pierwszy z licznych spotykanych przez nas w Emiratach ulicznych kotów. Chyba mieszkańcy doceniają rolę kociaków w eliminacji gryzoni bo są stałe miejsca, gdzie koty są karmione, są naczynia z wodą i leżącego kota nikt nie przegania. Koty są też przy sklepach i w hotelach  z zasady nie boją się ludzi...


Minęliśmy meczet Port Saeed...


...i doszliśmy do chyba najbardziej charakterystycznego miejsca w dzielnicy Deira - sławnej wieży zegarowej z fontanną Deira Clocktower...


Kolor podświetlenia fontanny zmieniał się przez cały czas...




Przyszedł wreszcie czas na kolację. Nasz wybór padł na restaurację Landmark przy ulicy Al Rigga.


Dokładne badanie menu pokazało 2 rzeczy. Po pierwsze z oferowanego zestawu dań arabskich, chińskich, filipińskich i międzynarodowych z pewnością da się coś wybrać. Po drugie ceny stanowczo mieściły się w zakresie zasobności naszego portfela.



Nasz wybór tym razem to Shawarma Plate oraz Fish and Chips - Landmark Special...





Wrażenia smakowe okazały się tak pozytywne, że miejsce to stało się restauracją naszego wyboru na wszystkie kolejne kolacje w Dubaju, a i tak nie udało nam się skosztować wszystkiego z karty na co mieliśmy chęć.
No ale trzeba było już zakończyć dzień, bo jutro jedziemy rano na EXPO2020...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz