poniedziałek, 13 marca 2023

Salta - pierwsze wrażenia

Rano szybkie śniadanie i zamówiony transfer na lotnisko. Krótko po 8:00 rano jesteśmy już na lotnisku Iguazu... Tym razem mamy chwilę i powiem, że jak na takie peryferyjne, obliczone praktycznie wyłącznie na turystykę  lotnisko, to wyglądało ono całkiem przyzwoicie.


Tym razem naszym przewoźnikiem jest Austral Líneas Aéreas. Jest to spółka zależna Aerolíneas Argentinas, a obie te linie są od 2008 r. w wyniku nacjonalizacji liniami państwowymi. Od października 2013 r. linia lotnicza obsługiwała flotę składającą się wyłącznie z samolotów Embraer 190. Podczas naszego pobytu w Argentynie połączenia realizowane przez tę linię okazały się najbardziej niezawodne. Niestety Austral zakończył działalność 30 listopada 2020 r. Ale na ten moment nasz samolot dotarł o czasie i po krótkim postoju polecimy nim do Salta...



Po starcie widać z okna bezkresną selwę dominującą w prowincji Misiones...



Oczywiście po drodze musiała za oknem pojawić się potężna Parana...


Mogłoby wydawać się, że to lot krajowy, ale jednak z Iguazu do Salta leci się około 2 godziny.  W sumie to miła podróż...


Z Iguazu kierujemy się na północny zachód, więc spora część trasy przebiega nad terytorium pogranicza z Paragwajem...


Mniej więcej w 2/3 trasy pod nami pojawia się rzeka, której koryto wije się niezliczonymi zakrętami.


Ta rzeka to Río Bermejo, a jej obecność za oknem świadczy, że jesteśmy coraz bliżej celu i Andów...


Río Bermejo ma swoje źródła w Boliwii, w paśmie górskim znanym jako Sierra de Santa Victoria, na wysokości 3600 m n.p.m. Długość jej to "zaledwie" 1450 km. Na terenie Argentyny przepływa przez prowincję Salta następnie dzieli się na dwa nurty Nowy i Stary. Nowe Bermejo wyznacza granicę między prowincjami Formosa i Chaco a Stare płynie cały czas przez prowincję Chaco. Bermejo uchodzi do rzeki Paragwaj przed paragwajskim miastem Pilar. W swoim biegu tworzy niesamowite widoki... 



Jeszcze bliżej Salta przelatujemy nad terenami rolniczymi gdzie widać ogromne estancje podzielone na równiutkie pola. Kolejne piękne widoki...



I wyglądamy przez okno, bo wreszcie widać przedgórze Andów...






Schodzimy już do lądowania na przedmieściach Salta... 





A w dalekiej perspektywie góry jakby nieco wyższe...


Taka drobna rzecz, która cieszy - na każdym z lotnisk, które odwiedziliśmy w Argentynie. W co najmniej kilku miejscach dostępna była informacja o tym w jaki sposób wydostać się z lotniska i jak jest daleko oraz ile taka podróż powinna nas kosztować... Taksówkowy gang lotniskowy dzięki temu po prostu nie ma racji bytu...


Jeden telefon, kilka minut oczekiwania i pod terminal podjeżdża nasz wynajęty na 4 dni samochód. Teraz przez kolejne 4 dni Duży będzie uczył się bycia kierowcą w Argentynie. Poza kilkoma wpadkami pierwszego dnia okazało się to całkiem proste i bardzo miłe...


Trzeba tylko nauczyć się kilku zasad. Limity prędkości 120 km/h autostrady, 80 km/h inne drogi (ale to bajka........ tak jak w Polsce i na argentyńskich drogach mniej jest radarów i chłopców radarowców poza miastami) 60 km/h na terenie zabudowanym i 40 km/h w strefach rezydencjalnych. Poza terenami miast należy używać przez cały dzień świateł i z zasady bardzo ograniczone są możliwości skrętu w lewo, nawet na światłach. Zamiast znaków zakazu skrętu w prawo czy lewo stosuje się tabliczkę z nazwą ulicy i strzałką w odpowiednim kierunku (niestety zdarzyło mi się pierwszego popołudnia dwa razy pojechać pod prąd. na szczęście bez konsekwencji). I wreszcie największa zmora w miastach - "śpiący policjanci" o tak wrednej konstrukcji, że nie da się pokonać ich inaczej jak tylko pierwszy bieg i start od zera...


Włączamy nawigację (w trakcie takich podróży posługuję się z zasady nawigacją Sygic) i jedziemy do hotelu. Nasza miejscówka Portezuelo Hotel zlokalizowana jest nieco na uboczu na stoku góry Cerro San Bernardo. Jesteśmy na tyle wcześnie, że musimy nieco poczekać na pokój, więc zwiedzamy teren hotelu. Powyżej budynku znajduje się ładny ogród z basenem. Nad dachem rozciąga się widok na położone poniżej miasto... Podoba nam się tutaj (chociaż na basen nie przewidujemy czasu).



Po krótkim oczekiwaniu nasz pokój jest gotowy. Ważne jest, że pod pokojem, na zamkniętym bramą terenie hotelu, mamy dla naszego samochodu bezpieczny parking... Natomiast pokój zapewnia wszelkie potrzebne nam wygody...




Zostawiamy bagaże i ruszamy poznawać okolicę. Szkoda przecież czasu bo zbyt wiele go nie mamy. Naszym pierwszym celem jest szczyt Cerro San Bernardo, na który prowadzi stromo pod górę mocno kręta, ale piękna do jazdy asfaltowa droga...


Na szczyt można dostać się na trzy sposoby; po pierwsze wjechać samochodem trasą, której długość to niewiele ponad 2 k;, po drugie kolejką linową z parku San Martín, której długość to 1016 metrów. Do dyspozycji jest 20 gondoli. Czas przejazdu to około 10 minut, a w ciągu godziny mogą one wwieźć na szczyt 300 osób. Bezwzględna różnica poziomów między stacjami to 285 m. Kolejka działa od poniedziałku do niedzieli od 9:00 do 19:30. Przyjemność przejazdu kosztuje w obie strony 2200 ARS (kupując osobno bilety na wjazd i zjazd zapłacimy 2 x 1600 ARS)




Trzecia możliwość to spacer na szczyt. Ta możliwość przeznaczona jest dla ambitnych i dla wiernych katolików. Dlaczego? Dlatego, że trasa otwarta w 1974 r. ma długość 3796 m i prowadzi po 1021 stopniach, a przy niej zlokalizowano 14 stacji Drogi Krzyżowej i odbywa się po tej trasie wielkanocna procesja... 


Szczyt Cerro San Bernardo należy do Cordillera Oriental a dokładniej jej części wschodniej. Góruje nad doliną Lerma, w której leży Salta. Wprawdzie szczyt ma wysokości 1454 m n.p.m., ale w stosunku do miasta Salta położonego na wysokości 1187 m n.p.m. to około 270 m wyżej. Z tarasów widokowych rozciągają się przepiękne widoki na miasto Salta i Dolinę Lerma.






Szczyt ma też znaczenie religijne. Na szczycie znajduje się krzyż umieszczony tam 1 stycznia 1901 r. oraz ważąca 2 tony rzeźba Chrystusa, postawiona od strony widoku na dolinę w 1903 r. 


Szczyt porośnięty jest bogatą roślinnością i stanowi rezerwat przyrody. Między drzewa wmontowano też betonowo - kamienny wodospad...



Na placu na szczycie Cerro San Bernardo znajduje się też kilka straganów z pamiątkami i stoisk lokalnych rękodzielników. Naszą uwagę zwrócił jednak dość szczególny stragan, gdzie można było nabyć lokalne wytwarzane w rodzinnych winiarniach, wina... 


W przeciwnym kierunku rozciąga się widok na kolejne wzniesienia Kordyliery...



Wśród bogatej roślinności znajdziemy też fajne kaktusy...



Nacieszywszy wzrok wracamy do hotelu, zostawiamy samochód i idziemy do miasta, ale o tym w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz