niedziela, 5 kwietnia 2020

Banaue

Niby mieliśmy zamiar iść się trochę przespać, w końcu po całej nocy w autobusie około 6 rano należałoby się, ale nasz balkon okazał się miejscem naszej zguby. No bo jak tu iść spać, gdy wschodzi słońce, a za oknem góry i dolina wypełniona mgłą i chmurami, którą Mały szybciutko nazwał "Kotłem Czarownic". No a gotowało się w tym kotle intensywnie. Raz biała wata szła w górę zasłaniając góry, a raz opadała w dół i kotłowała się w dolinie... No i jak tu iść spać???








Zauważyliśmy, że nasz hotel posiada basen z pięknym widokiem, no ale jakoś temperatura na poziomie zaledwie kilku stopni do skakania na głęboką wodę nie zachęcała...






Tak więc zamiast spania zdecydowaliśmy, że wyśpimy się wieczorem, a teraz idziemy na śniadanie, oczywiście z widokiem za szybą, a później zobaczymy jak wygląda Banaue...


 Idąc ze śniadania do pokoju zwróciliśmy uwagę na tablice informujące o cenach wycieczek wokół Banaue. Ponieważ nie bardzo chciało nam się zaczynać dzień od targowania z kierowcami tricykli, poprosiliśmy o zorganizowanie nam na popołudnie transportu na tarasy Hapao...




Nasz hotel położony jest nieco poniżej głównej drogi i składa się z dwóch części - hotelu i schroniska młodzieżowego.


Idąc pod górę do drogi spotkaliśmy pierwsze na ten wyjazd storczyki rosnące dziko przy drodze...



Z hotelu do centrum Banaue jest nieco ponad kilometr. Po drodze Duży podziwia lokalne jeepneye. Są takie kolorowe i tak oddają charakter tego środka transportu...




Podziwiamy też widoki w głąb doliny, na której zboczach rozłożyło się to wcale nie tak małe bo liczące ponad 20000 mieszkańców miasteczko... 



 Po drodze na ścianie Municipal Tourism Center znajduje się tablica w wielkim skrócie opisująca historię tarasów ryżowych w regionie Ifugao...


Jak każde miasteczko tak i Banaue musi posiadać swój ratusz, wprawdzie niezbyt okazały, ale zawsze ratusz. Nas znacznie bardziej interesuje zlokalizowany obok częściowo kryty targ miejski...


Znajdujemy się w sercu gór, filipińskich Cordillleras gdzie do dziś zachowały swe zwyczaje miejscowe plemiona, których nie ujarzmili ani Hiszpanie, ani Amerykanie ani władze centralne. Ludzie którzy tu mieszkają mają swoje tradycyjne sposoby życia i odżywiania się, co nie dziwi w tak odizolowanym od świata miejscu. Stąd targ wydał nam się jak na to gdzie się znajduje całkiem bogato zaopatrzony.

















Bardzo popularnym towarem jest tu tytoń sprzedawany w formie suszonych, a często również fermentowanych liści z których miejscowi skręcają coś na kształt cygar oraz niestety betel...



No ale czas wracać do hotelu bo w końcu przyjechaliśmy tutaj ze względu na tarasy ryżowe, a czasu zbyt wiele nie mamy. I tak jak do centrum szło się cały czas w dół tak droga powrotna pod górkę... I niestety, choć prawie południe chmury nad Cordillera wiszą nadal dość nisko...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz