czwartek, 23 kwietnia 2020

Polowanie na rekiny wielorybie

Budzimy się rano i ... faktycznie nie pada... To już połowa sukcesu. Jest ciepło i zanosi się na niebrzydki dzień... Więc jeszcze przed śniadaniem Duży wybrał się na brzeg zbadać sytuację. Odpływ odsłonił kamieniste dno przy plaży. Można też było poobserwować lokalnych mieszkańców wybierających z pomiędzy skałek przydatne do jedzenia owoce morza...




W Donsol nie znajdziecie plaż z białym a nawet żółtym piaseczkiem. Tutejszy piasek jest szaro-brązowy i reprezentuje raczej popiół wulkaniczny a nie koralowy miał...



Między kamieniami nawet po przejściu miejscowych "łowców okazji" można znaleźć fajne rzeczy... Są muszle, korale, jeżowce...






Bez deszczu nasze hotelowe domki wyglądają znacznie bardziej atrakcyjnie...



No to czas na serwowane śniadanko bo za chwilę trzeba ruszać na morską wyprawę na rekiny...


Jeszcze kilka minut czekamy na naszego dzisiejszego opiekuna i idziemy do Donsol Whale Shark Interaction Center... oczywiście plażą...




Donsol Whale Shark Interaction Center to działająca pod egidą WWF jednostka, która z założenia ma dbać o etyczne i przyjazne środowisku wykorzystanie faktu obecności rekinów wielorybich w wodach przesmyku Ticao Pass i Zatoki Donsol, między wybrzeżem wyspy Luzon w rejonie miasteczka Donsol, a wyspami Burias, Masbate i Ticao.
 Według informacji, rekiny wielorybie przypływają w ten rejon na okres od listopada do czerwca ze względu na obfitość pokarmu, głównie kryla w wodach zatoki oraz w celach reprodukcyjnych. Centrum przeprowadza z turystami udającymi się na poszukiwanie rekinów prelekcję wstępną, podczas której prezentowane są zasady kontaktu z tymi największymi rybami oceanów. Pobierana jest też opłata ekologiczna PHP 300 od osoby (w zależności od pakietu opłaca ją uczestnik lub biuro, z którego wykupił imprezę). Jednocześnie wypuszcza się na poszukiwanie rekinów do 25 łódek co może powodować niesamowity tłok wokół jednego rekina. Na nasze szczęście tego dnia nasza łódka była jedyną i w sumie miała na pokładzie załogę i pięciu pasażerów. W skład załogi wchodzi zawsze co najmniej kapitan, obserwator oraz BIO (Butanding Interaction Officer), który nadzoruje bezpieczeństwo rekinów, turystów oraz przestrzeganie reguł. No to płyniemy...








Zaraz po wypłynięciu na szersze wody zatoki Donsol nasz obserwator zajmuje miejsce na maszcie na dziobie i uważnie przegląda powierzchnię w poszukiwaniu miejsca, gdzie może żerować jakiś rekin. Reszta pasażerów również skanuje wody zatoki po prawdzie nie za bardzo wiedząc czego szukać... 





Z łodzi można też oglądać brzegi i wioski lokalnych rybaków... Mimo turystyki podstawowym zajęciem lokalnej ludności pozostaje rolnictwo i połów ryb w zatoce...














Pływamy tak ze dwie godzinki i wreszcie coś jest pod powierzchnią... No to oczekiwania dzisiejszej wyprawy zostały spełnione...



O rekinach wielorybich pisałem więcej opisując pływanie z nimi w Oslob. Różnica między tymi dwoma miejscami jest ogromna. Podczas gdy w Oslob rekiny są dokarmiane i przez cały czas są właściwie w jednym miejscu wabione przysmakami w Donsol nikt ich nie dokarmia. Są - albo ich nie ma. Jeśli są, to trzeba je znaleźć w sporej przestrzeni zatoki. I to, że są w danym miejscu dziś, to nie znaczy, że będą tam jutro...

Podekscytowani wskakujemy do wody i zaczynamy naszą przygodę z rekinem. Jesteśmy podekscytowani na maksa. Niby już widzieliśmy kilka rekinów, a tu jest tylko jeden ale adrenalina skoczyła maksymalnie. Nie myślimy o niczym innym tylko o tym wielkim stworze, który czeka na nas........


Nasz okaz jest osobnikiem dość młodym. Daleko mu do 10-12 m długości i 10 ton wagi... Ale jest i możemy powiedzieć, że jest śliczny... I tak sobie pływa tuż pod powierzchnią i nic go nie obchodzi ani nasza łódka, ani pływający wokół niej ludzie...





Cel osiągnięty, marzenie spełnione, rekin się pojawił po czym znudził się, zanurkował głębiej i gdzieś sobie odpłynął. Czujemy niedosyt bo mamy wrażenie, ze rekin był z nami kilka sekund. Nie zdążyliśmy zrobić sobie zdjęć z nim, nie zdążyliśmy się nim dostatecznie nacieszyć..... Dopiero po wejściu na łódkę dowiadujemy się, że zanim stwór popłynął w siną dal był z nami ponad 5 minut... Niewiarygodne jak szybko płynie czas w takich momentach......
Teraz możemy wracać do punktu wypłynięcia, tym razem nieco bliżej brzegu i podziwiać widoki oraz cieszyć się ciepełkiem i prześwitującym między chmurami słoneczkiem... 





















Idziemy pooglądać okolice naszego hotelu i po krótkim spacerze trafiamy na całkiem fajne pola ryżowe. O ile na tarasach w okolicach Banue ryż zbiera się raz do doku o tyle na nizinach ryż uprawia się dwa lub trzy razy do roku, więc tutejsze pola już w styczniu są pięknie zielone...





Na części poletek ryż już prawie gotowy do zbioru...






Banany niestety też jeszcze nie za bardzo dojrzałe...


Resztę popołudnia, w oczekiwaniu na rejs w poszukiwaniu milionów robaczków świętojańskich postanowiliśmy spędzić w hotelu. No i tak nam obsługa posłała łóżeczko...


Przy plaży i w ogrodzie mieliśmy do wyboru kilka miejsc...











W międzyczasie obsługa hotelu ciężko pracowała w plażowym piachu by stworzyć mniej więcej naturalnej wielkości replikę wielorybiego rekina...




Gdy zaczęło się ściemniać okazało się, że dzisiejszy zachód słońca jest inny i bardziej kolorowy niż wczorajszy...














A gdy słoneczko już zaszło wsiedliśmy do tricykla i pojechaliśmy na przystań na rzece Ubod podziwiać tysiące świetlików... Pływaliśmy około godziny wzdłuż brzegów i podziwialiśmy robaczki, których tysiące sprawiały, że krzaki i drzewa wyglądały jak gdyby ktoś porozwieszał na nich świąteczne lampki...


Niestety blask, jaki dają świetliki jest stanowczo zbyt słaby, by dostatecznie oświetlić zdjęcie, a ponieważ łódka jednak cały czas się kołysze, a robaczki fruwają w kółko zdjęcia ze statywu również nie miały sensu. Tak więc musicie uwierzyć nam na słowo, że widoczne na zdjęciach poniżej jasne punkciki to właśnie obserwowane przez nas robaczki. Niektóre były tak śmiałe, że przylatywały i siadały nam na rękach. Wrażenie wspaniałe... Niestety nie dało się go utrwalić...




No a po powrocie do hotelu pozostała nam już na podsumowanie dnia tylko kolacja, która znowu okazała się świetnie przygotowana...





A podczas kolacji dołączył do nas kolejny przyjaciel - hotelowy kot...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz