czwartek, 24 maja 2018

Wietnam- lot do Hanoi i pociąg do Sapa

O Wietnamie myśleliśmy od dawna, ale opinie o kraju i ludziach troszeczkę nas zniechęcały do podjęcia ostatecznej decyzji i zakupienia biletów........ Po kolejnym powrocie z Filipin uznaliśmy, że trzeba zmienić kierunek bo zaczyna nam się już nudzić i padło na Wietnam. Nasza podróż miała trwać 26 dni więc szybko doszliśmy do wniosku, że tym razem zobaczymy tylko Wietnam Płn, a południe zostawimy sobie na zimę.....
Nasz plan był dosyć napięty i chwilami męczący, ale po zrealizowaniu go wiem, że był idealny. Zobaczyliśmy wspaniały kraj, poznaliśmy cudownych ludzi, natura nas oczarowała........, nie sprawdziła się żadna ze złych opinii zasłyszanych od znajomych czy przeczytanych w necie. Zakochaliśmy się w Wietnamie i śmiało możemy powiedzieć, że to były jedne z naszych najlepszych wakacji. 
Naszą podróż rozpoczęliśmy w Hanoi potem pojechaliśmy do: 
- Sapa
- Ha Giang
- Dong Van
- Bang Gioc
- Hue
- Phong Nha
- Nin Binh (Tran An, Tam Coc)
- Cat Ba
- Rejs po zatoce Ha Long
- Hanoi.
Plan zrealizowaliśmy w 100%, a może nawet w 120%, bo niektórych miejsc po drodze nie uwzględnialiśmy w programie, a przez przypadek zobaczyliśmy........ 
Nie będę już zanudzała zachwytami nad Wietnamem tylko przechodzę do opisu naszej podróży żebyście sami mogli się przekonać czy warto było pojechać......

Do Hanoi lecieliśmy Turkiem i troszkę miałam pietra czy plan DZ się nie posypie, bo przez ostatnie kilka naszych lotów Turek miał zawsze jakieś opóźnienia.............. Na szczęście wszystko poszło ok i po prawie 7 godzinach oczekiwania na tym mało wygodnym lotnisku










 wsiedliśmy na pokład "molota", który miał wylądować w Hanoi. 


Jak zwykle u Turka sprawnie i szybko podano jedzenie


I można było iść spać. Mieliśmy dwa siedzenia więc nikt nas nie budził i nawet nie wiemy kiedy zaczęto podawać śniadanie. Niestety jak zwykle omlet...... Na szczęście do tego była gorąca kanapka z szynką i serem.


Hanoi przywitało nas dobrą pogodą. Nie było mega gorąco i na szczęście nie padał deszcz...... Bo jak się przekonaliśmy przy wylocie, deszcze i burze w tym mieście są straszne, przerażające i w życiu się tak nie bałam, ale o tym później.......


Po wylądowaniu szybko odbieramy bagaże, wymieniamy pieniądze (kurs wymiany na lotnisku okazał się znacznie lepszy niż w kolejnych punktach naszej trasy i może szkoda, że od razu nie wymieniliśmy więcej pieniędzy) i pędzimy na autobus numer 86, który jedzie na stację kolejową na pociąg do Sapa.
Po drodze oczywiście mamy propozycję busa, który zawiezie nas za 4$ od osoby bezpośrednio na stację, ale rezygnujemy. Do odjazdu pociągu mamy jeszcze kilka godzin i nie spieszy się nam, więc poczekamy na autobus, który za 30.000 dongów zawiezie nas na dworzec. Po godzinie jazdy przez Hanoi wysiadamy szczęśliwi pod dworcem PKP......... Nasza radość nie trwa długo, bo okazuje się, że peron, z którego odjeżdża pociąg do Sapa jest po drugiej stronie stacji, a budynek nie ma przejścia wewnętrznego..... Dyrdamy więc z bagażami po zatłoczonej ulicy i jesteśmy wściekli jak cholera na pomysły architektów.... 


Przejechanie z walizkami po dziurawych chodnikach nie było proste, ale udało się....... to teraz trzeba znaleźć coś do jedzenia, kupić picie na drogę i można czekać na pociąg. Znalezienie jedzenia po tej stronie dworca okazało się wyzwaniem. Była jedna restauracja pełna lokalsów, zastawiona motorkami, że wejść do niej nie można, ale nie wyglądała jakoś zachęcająco...... Zero sklepów spożywczych.... kurcze - po drugiej stronie dworca jest wszystko, a tu nic..... Nie mamy ochoty ponownie dyrdać 20 min, żeby dojść do knajpek..... W desperacji znajduję sklepik spożywczy i stoisko z kebabem.... No to zaczynamy poznawanie wietnamskiej kuchni od kebaba i piwa :) :) :) DZ trochę dziwnie na mnie patrzy bo wie, że ja w PL  w stronę "kebabowni" to nawet nie spojrzę, a tu  zamawiam z rogalem na mordce śmieciowe jedzenie..... 

Dopiero jak wziął "dziama" kebaba to zrozumiał moją radość..... Ja wybieram jedzenie po zapachu, a tam pachniało super i był to najlepszy kebab jak w życiu jadłam. Jeżeli będziecie czekali na pociąg do Sapa to zawitajcie do babci koniecznie. Uważajcie tylko bo oszukuje na cenie piwa..... , życzy sobie 30.000 czyli jak w dobrej restauracji, a nie w sklepie............
Do odjazdu pociągu mamy jeszcze dużo czasu, ale nie chce nam się nigdzie chodzić. Zasiadamy w poczekalni 

i czekamy na otwarcie biura, które voucher'y wymieni nam na bilety..... Niestety biuro otwiera się dopiero o 20.30 i do tego czasu nie mamy pewności, czy dostaniemy zamówione przez neta bilety i czy będziemy jechali w jednym przedziale.......
Około 20.00 biuro otwiera się i DZ przynosi dwa bilety informując mnie, że niestety pomimo zamawiania dwóch miejsc na dole, dostaliśmy dół i górę...... No cóż jakoś to zniosę, przecież to i tak ja będę spała na górze..............
Na około godzinę przed odjazdem pociągu zaczyna się rwetes. Nie bardzo kumamy o co chodzi...... Otwierają się "magiczne" drzwi i wszystkich biegiem zaczynają ciągnąć w kierunku pociągów..... Wygląda to trochę komicznie, a trochę strasznie..... Szczególnie dla europejczyka, który nagle musi ciągnąć bagaż prze tory kolejowe, bo dojścia do peronów brak.........  
Muszę się przyznać, że cały czas bałam się warunków w pociągu, ale jak zobaczyłam pierwszy wagon to już byłam spokojna....... Z zewnątrz pociąg niczym nie różni się od pociągu u nas..... za to wewnątrz ....... Pachnący, czyściutki, biała pościel i wi-fi ....... do tego wafelki czekoladowe (twix), woda mineralna, wilgotne chusteczki, klimatyzacja, czysta pachnąca toaleta, umywalnia....... 







W takich warunkach to można podróżować....Wyspani i wypoczęci dojeżdżamy do Lao Cai, gdzie będzie czekał na nas autobus do Sapa ...........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz