wtorek, 3 marca 2020

Boracay - White Beach

Boracay - rajska wyspa... No cóż byliśmy tam w roku 2015 kiedy jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, żeby wyspę zamykać na sprzątanie, ograniczać liczbę turystów i wprowadzać najprzeróżniejsze zakazy i nakazy. I muszę przyznać, że było świetnie. Można było i odpocząć i pobawić się i skorzystać z licznych udogodnień. Nie wiem jak wygląda to dzisiaj, ale na nas Boracay zrobiło bardzo pozytywne wrażenie i chciałoby się tam wracać...
Jak wiadomo Zające nigdy nie usiedzą w jednym miejscu zbyt długo. Wprawdzie nasz hotel posiadał dla swoich gości kawałek "swojej" plaży z leżakami i obsługą ale to "swoje" wyglądało tak, że nie było tam żadnych ogrodzeń czy rozgraniczeń. Po prostu trzeba było pokazać kartę hotelową, żeby dostać ręczniki i tyle. No ale siedzieć i opalać się można przez chwilę... Tak więc na dziś zaplanowaliśmy przejść sobie całą White Beach w obu kierunkach i zobaczyć jak wygląda ta część wyspy niejako całościowo. Ponieważ nasz hotel znajduje się mniej więcej w połowie długości White Beach postanowiliśmy, że najpierw idziemy W kierunku portu, do którego przypłynęliśmy z lotniska. 


Patrzymy w niebo, patrzymy w stronę wyspy Panay, na której znajduje się lotnisko i widzimy sporo chmur. Czyżby miało się na nas polać co nieco z nieba? Otóż zadziwiające zjawisko - wyraźnie widać, że nad Panay pada. Tymczasem nad Boracay z kolejnymi godzinami jest coraz pogodniej. Taką sytuację obserwowaliśmy przez cały pobyt. Gdy nad sąsiednią wyspą lało na Boracay pogoda była świetna. Może nie przez cały czas pełen lazurek nieba, ale chmury rozwiewały się bardzo szybko i przez większość czasu świeciło słoneczko...


Wprawdzie idąc plażą cały czas idziemy także wzdłuż promenady gdzie zawsze można kupić coś do picia, ale buteleczka wody w garści nikomu jeszcze nie zaszkodziła...



Poza leżeniem na lub wędrowaniem po piaszczystej plaży czas na Boracay można wypełnić innymi rodzajami aktywności. Jedną z takich rozrywek jest nurkowanie. Można i ponurkować posiadając uprawnienia i zrobić kurs, by takie uprawnienia uzyskać.


 Można pożeglować czy to wokół Boracay czy też na sąsiednie niewielkie wysepki.


Hotel Sands był jedną z rozważanych przez nas na pobyt na Boracay opcji... Widać, że również prezentuje się fajnie...


Podczas naszego pobytu biura oferujące różne atrakcje miały w wyznaczonych miejscach porozstawiane namioty - punkty sprzedaży. Tu można było zapoznać się z pełną ofertą. I oferta ta w większości przypadków tania nie była. A i nie wyglądało na to, by biura konkurowały ze sobą. Raczej była to ujednolicona gama wzajemnie uzgodnionych cen ofertowych...



 W zasadzie wszystkie większe hotele, i to nie tylko te z pierwszej linii brzegowej, miały swoje własne kawałki plaży wydzielone dla swoich gości i o te kawałki plaży solidnie  dbały...







Nie wszystkie palmy rosną prosto w górę. Krzywe palmy to ulubione drzewa Małego Zająca...







 No i piaszczysta plaża nam się skończyła przy Asya Premier Suites. Pokręciliśmy się trochę między skałkami i poszliśmy w stronę przeciwną...

















Niewielka przerwa w hotelu na kawę nikomu jeszcze nie zaszkodziła...


 No i ruszamy w stronę drugiej plaży - Diniwid Beach. Ale najpierw długi spacer po White Beach. Piękna plaża. Piasek bialutki jak w opisach. Dodatkowo bardzo dobre wrażenie robi to, że cały czas wzdłuż plaży rosną palmy częściowo zakrywające cały ciąg hoteli i restauracji...








Po huraganie w niektórych miejscach widać braki w roślinności, a czasem i nienaprawione jeszcze uszkodzenia budynków... Niestety, huragany są na Filipinach zjawiskiem dość regularnym...



Mały co i raz znajduje jakieś wyrzucone z morza na plażę żyjątka...



No i powoli dochodzimy do jednego z najbardziej charakterystycznych punktów przy White Beach - Willy's Rock albo też Boracay Rock. Ta grupka wyrastających z morskiego dna skałek była przedmiotem poważnych kontrowersji.  Na skałkach tych znajdowała się tak zwana Grota Dziewicy Maryi i jej figurka. W 2010 r prowadzący Willy's Rock Resort zdjęli figurkę gdyż - zmienili wyznanie. Wywołało to oburzenie mieszkańców i kościelnej hierarchii. Przeprowadzono dochodzenie i ustalono, że skała należy do Państwa. Przywrócono jej wcześniejszą formę z Grotą Dziewicy Maryi i jej figurką i zmieniono ostatecznie nazwę miejsca na Boracay Rock... 




















No i White Beach się kończy. Między wodą, a skałkami prowadzi wybetonowana dróżka...




Skalny występ można obejść w koło lub też przejść przez otwór w skale i Grotę Matki Boskiej z kolejną figurką...




A po drugiej stronie wychodzimy na znacznie mniejszą, ale równie urokliwą Diniwid Beach...




 



  
Obejrzawszy i tę plażę wracamy przez grotę na Lambros Point, od którego White Beach zaczyna się i z którego można zobaczyć ją w całości. I tak, jak pisałem wcześniej - nad White Beach piękne słońce, a nad Panay chmury i opady...






I znowu zanim się zorientowaliśmy słoneczko zaczęło opadać w stronę morza...




I znowu pusta przez większość dnia plaża nagle mocno się zaludniła, głównie Koreańczykami i Chińczykami... No i wszystko jasne - ponieważ te nacje raczej nie opalają się bo jasna karnacja jest w cenie, spędzają dzień w cieniu i dopiero gdy słońce zaczyna zachodzić i ryzyko opalenia się jest mniejsze wychodzą na plażę...








No a po zachodzie słońca należy udać się na poszukiwanie miejsca na posiłek...







Tym razem wybór Małego pada na niewielką, ale mocno zatłoczoną restaurację Plato D' Boracay. Fascynujące jest tu nie tylko menu ale też dekoracje konkursowe wykonane z pozostałości po wykorzystanych do gotowania owocach morza... Tak więc do celów artystycznych przydać mogą się pancerze krabów, muszle czy skorupy krewetek...





Nasz dzisiejszy posiłek to grillowana rybka i żeberka...




No a po kolacji, w drodze do hotelu mamy jeszcze randkę z dziwnym ludem...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz